​„ABY COŚ ZROBIĆ, TRZEBA ZACZĄĆ” Horace Greely

10:38

Od nie wiem już jak długiego czasu próbuję się zabrać za napisanie tego bloga… Wciąż nie udało mi się nikogo znaleźć, kto zechciałby mi w tym pomóc, choć nie, może to nie do końca tak …

Wcześniej cały czas wydawało mi się, że nie dam sobie po prostu z tym SAMA rady, ale … [tu odsyłam Was jednak do tytułu tego wpisu ;-), który po raz kolejny pokazuje tą bardzo istotną, jednak nie dla wszystkich taką „oczywistą oczywistość”…] celowo użyłam słowa „WYDAWAŁO MI SIĘ”, czyli pokazuje to TYLKO I WYŁĄCZNIE mój punkt widzenia na tę sprawę, bo TO JA WŁAŚNIE TAK MYŚLAŁAM O SOBIE! Jednak zaraz sobie pomyślałam: „ok, Monika wyluzuj, przecież jednak już tak wiele udało ci się nauczyć i jeszcze chyba więcej mądrych książek przeczytać…”, stąd doskonale jestem świadoma, że nie zawsze to, co o sobie myślimy, jest JEDYNĄ I OSTATECZNĄ PRAWDĄ!

Już nawet w głowie miałam kilka nazw tego bloga 😉 Niesklasyfikowana/ Nieugięta/ Niezgodna=> do tej nazwy zainspirował mnie dokładnie ten oto film https://www.cda.pl/video/1802495ad
Ostatnie wydarzenia w moim życiu to spowodowały, że tak się właśnie czułam, jakbym nie pasowała do żadnej „frakcji” 😛

Photo by Gratisography on Pexels.com

Moi drodzy ja chyba nigdy nie umiałam I CO WAŻNIEJSZE! nie chciałam wcale się nad sobą użalać, ale jestem świadoma tego [już wiele obcych osób mi to powiedziało], że nie każdy wytrwałby tyle, ile mi się udało. I tu napiszę Wam [postaram się w maksymalnym skrócie:P] to, co było mi już dane przeżyć, a jest to jednak „kawał” delikatnie chyba mówiąc „grubych” wydarzeń:

  1. mój poważny wypadek samochodowy [pół roku spędziłam w szpitalu, w tym prawie 2 miesiące leżałam w śpiączce farmakologicznej, jak zostałam z niej wybudzona, to nie potrafiłam NIC! musiałam uczyć się wszystkiego od początku, jak małe dziecko…]
  2. dodam tylko jeszcze taką „drobnostkę”=> do tego wypadku doszło niecałe 3 miesiące po moim ślubie…
  3. ok. 3 lat po moim wypadku, gdy moja mama myślała, że już nic gorszego nie może się jej przytrafić, dowiaduje się [i to dokładnie w Dzień Matki!...], że jej drugie dziecko także wylądowało [i to w sposób dosłowny :P, ale o tym troszkę później ;-)] na OIOMie, mój młodszy brat, karateka z czarnym pasem! Doznał takiego urazu kręgosłupa, że teraz jeździ na wózku inwalidzkim [o nim także stworzę osobny wpis, bo jest nieustannym „fighterem= optymistą”, który się nigdy nie poddaje i którego podziwiam;-)]
  4. moje i męża mieszkanie [wzięte na kredyt pod zastaw jego firmy] zabrał komornik, bo raty za kredyt nie były już dawno spłacane, a firma, którą założył ze swoim ojcem, upadła…
  5. zaczęliśmy wynajmować mieszkanie, które właśnie on nam znalazł, ja pomyślałam wtedy, oczywiście [cholera!], ale później były już pewne myśli „pocieszenia”, że nie będę przecież „płakała nad czymś, co się już wydarzyło [czyli nad „rozlanym już mlekiem” i tak nic to nie pomoże] Tak się stało i boooszeee drogi , już trudno, trzeba to zaakceptować… Choć uwierzcie mi, wcale nie było to łatwe… [może dlatego, że już właściwie dawno żyliśmy niby razem, ale jednak osobno?]
  6. następnie jakiegoś dnia powiedział do mnie, że któreś z nas musi się wyprowadzić, albo on albo ja… [bo inaczej staniemy się swoimi wrogami…., to zabrzmiało w tym momencie trochę tak, jakbym musiała wybierać między „gorącą i wiążącą nas miłością”, a samotnością.] Oczywiście bardzo to cenię, że nie zostawił mnie samej sobie od razu po wypadku i w tak wielu rzeczach pomagał/ pielęgnował i uwierzcie mi WIEM, że Arek jest dobrym człowiekiem i mimo tych wszystkich zdarzeń nie chcę tej opinii o nim zmieniać! 
    Całe szczęście jednak zaczęłam sama jakoś dziwnie szybko 😛 logicznie myśleć i stwierdziłam, że w takim razie to ja poszukam sobie mieszkania, bo mnie samej nie będzie stać z pensji na pół etatu na wynajmowanie tego lokum = 2 tysiące miesięcznie + opłaty za przejazd…, zatem sami rozumiecie… Nie było mi wtedy absolutnie do śmiechu, zwłaszcza gdy np. musiałam sama szukać mieszkania [jak on wyjechał na weekend do swoich rodziców] …. Powiem jedno, nie chcę wracać nawet do tych czasów, a to, że publikuję to właśnie na moim blogu, ma być kolejnym moim etapem, że coś udało mi się znowu zrobić/ przepracować. Tak bardzo w to wierzę, że to jest taki jeszcze konieczny etap zakończenia właśnie tej „neverending story” 😛 i w końcu zamknięcia drzwi za tymi przeszłymi wydarzeniami! BO ILE TO MOŻE JESZCZE TRWAĆ??? To wszystko ciągnie się przecież, jak jakieś gluty…
  7. w rezultacie moich poszukiwań UDAŁO MI SIĘ ZNALEŹĆ MAŁĄ, MALEŃKĄ WRĘCZ KAWALERECZKĘ, ale za to w pobliżu BAYER [gdzie wówczas byłam jeszcze zatrudniona już od jakiegoś czasu ;-)], zatem odpadały płatne dojazdy + koszta samego mieszkania były bardziej rozsądne i tak po raz kolejny pokazałam, że sobie poradziłam!
  8. Ale teraz będzie najlepsze! Jesteście gotowi? Pewnego razu zadzwoniono do mnie z Urzędu Miejskiego w Gdańsku, gdzie jeszcze razem z moim „byłym” złożyliśmy papiery o mieszkanie i pytają, czy nadal jesteśmy nim zainteresowani? Ja oznajmiam, że wprawdzie nie mieszkamy już dawno razem, jednak ja, jak najbardziej JESTEM ZAINTERESOWANA TYM MIESZKANIEM OD MIASTA! Tu musiałam oczywiście podać, że będzie mnie na nie stać [w jakimś osobnym poście opiszę Wam szczegóły i postaram się także dodać kilka zdjęć relacjonujących to wszystko :-)]

Przez długi czas nie miałam tu nic [tzn. ŻADNYCH MEBLI]. Nie zapomnę nigdy, jak przyjechałam oglądać to mieszkanie… i wiecie co zrobiłam? Pierwsze co, to się po prostu rozpłakałam…,[bo nie wiem dlaczego wydawało mi się, że to już będzie mieszkanie przystosowane do tego, by od razu w nim zamieszkać….] później mój brat już mi też mówił, że oni przecież jak na początku dostali swoje mieszkanie [na parterze], to także kompletnie w nim  NIC NIE  MIELI…

Niestety teraz nawet nie mogę odnaleźć tu fotek, które jeszcze wtedy robiłam, a nie sekundkę luknę jeszcze tylko na @ [woooohooo! UDAŁO MI SIĘ JE ODNALEŹĆ, SĄ TAM!] zaraz Wam podeślę, jak to moje mieszkanko początkowo wyglądało…, hehe, ah… to były czasy…

Później już sobie przetłumaczyłam: „Monika, no ty to potrafisz szukać problemów! Kibelek jest, wanna też, lodówkę musiałam sobie zakupić w tej poprzedniej kawaleruni, także lustro, szafę miałam swoją…”

Poza tym najlepsze to było stwierdzenie mojej mamy, która napisała mi smsem: Ty jesteś przecież przyzwyczajona mieszkać „na kartonach” 🤣

W sumie to miała zresztą rację, bo przecież troszkę ich już uzbierałam [choćby w tym poprzednim mieszkanku, gdzie tworzyły mi stolik i nawet szafeczki], zatem przemówiłam do swojego rozsądku: „śpiwór masz, karimatę i koc także! Zatem rozłożysz to sobie po prostu na podłodze, gdzie będziesz spać, a przynajmniej będziesz miała WŁASNY KĄT!!!

Kategorie Bez kategorii
%d blogerów lubi to:
search previous next tag category expand menu location phone mail time cart zoom edit close