Ok, tytuł „zrodził” mi się dokładnie przed chwilą [09.02.19] w głowie. Pozwolicie, że także tym się z Wami podzielę, nim zapomnę, o czym chciałam napisać 😉 Otóż rozmawiałam z Marijką na Skypie [jest u niej także mój kochany bratanek – Kacpuś ❤]. I tak z nią chwilę rozmawiałam i po tej naszej rozmowie doszłam do wniosku, [i nawet jej to oznajmiłam] że chyba także powinnam wyjść [opowiadała mi, jak była ze swoim wnuczkiem właśnie na dworzu], ale tak paskudnie mi się nie chciało, że nie macie nawet pojęcia….

Poszłam jeszcze do kuchni zjeść obiad [dobrze pamiętam, że obiecałam Wam jeszcze o moim wczorajszym „bekowym” pichceniu donieść :P] i siadłam sobie przy stole w kuchni i tam go właśnie konsumowałam, a tu patrzę przez okno i widzę: It’s Raining Men! hallelujah!!! zaczęło padać i tak się z tego ucieszyłam, bo już miałam przynajmniej pretekst, by nie wychodzić, hehe

W ogóle dziś taka pogoda generalnie do dupy, bo zero słońca, może zimno jakoś nie jest, ale po prostu mam dziś właśnie taki dzień, że nie chce mi się nic robić…no, może tylko pisać jakieś fajne rzeczy na moim blogu 😛
To teraz już wracam do tego, co obiecałam [żebyście mi później nie zarzucili: „obiecanki, cacanki” ;-)] Zatem skończyłam na punkcie 1-szym mojego planu, to idę teraz dalej:
- teraz coś miało być o tym, jak po śniadaniu ogarnęło mnie jednak zmęczenie [tak przypuszczałam, że będzie musiało się to jednak odbić na mojej „kondycji/zdrowiu”…], ale wtedy się po prostu położyłam na moje łóżko [jest zawsze rozłożone, tylko przykrywam je kocem] i pomyślałam chwilę, że skoro i tak nie mam siły, by robić coś produktywnego, to może starczy mi jej na odpisanie choćby z komórki na @ znajomej… I tak też zrobiłam 😊
