Pozwolicie, że pominę tą moją, jak to się wyraziłam „podróż” do kliniki OdNova, bo byłam tam jedynie oddać resztę kasy, to wszystko! Ale teraz lepiej się przygotujcie na to. BO „TO” BĘDZIE COŚ, co Was zwali z nóg, a już z pewnością padniecie ze śmiechu, czytając moją historię 😜
Photo by Luis Quintero on Pexels.com Photo by ehsan ahmadnejad on Pexels.com Photo by Djordje Petrovic on Pexels.com Photo by BN on Pexels.com
Czy na pewno jesteście gotowi? [ale przyznać musicie, że umiem jednak budować napięcie ;-)]
Zatem zaczynamy: Wróciłam szczęśliwa, bo już opłaciłam całą sesję numerologii. A ponieważ dzień wcześniej pomysłowa Monika zaszła do Marketu Carrefour i ujrzałam tam produkty z Chińskiego Nowego Roku, typu makarony i różne sosy, w tym makaron ryżowy, który oczywiście zakupiłam.
Do domu wzięłam jeszcze sobie takie broszurki [jak na fotkach poniżej], gdyż nie jestem jakąś fanką gotowania, po prostu mnie to „nie kręci”! A już z całą pewnością nie lubię siedzenia „przy garach”, czy też „stania nad nimi” 😛 Tak więc zabrałam ze sobą te broszurki, bo luknęłam tak szybciutko, że jest tam coś napisane o tym, jak takie danie przyrządzić…
I zaczęłam pichcić, wyszła mi z tego istna „kuchnia fusion” 🤣😜👍
A mianowicie luknęłam, że nie posiadam przecież wszystkich oryginalnych składników… [a właściwie to prawie żadnych nie posiadałam, buhaha]. Ale czy to był jakiś problem dla kreatywnej i pomysłowej Moniki? Ależ skąd!!! Dla mnie przecież PROBLEMY NIE ISTNIEJĄ, TO CO SIĘ POJAWIA TO JEDYNIE TRUDNOŚCI!!!
No, przysięgam, padli byście ze śmiechu, widząc mnie, co ja tam wyczyniam. Moja kuchnia [gdy ja coś w niej właśnie przygotowuję] wygląda tak, że lepiej nie wchodzić, buhaha, serio, „rozpierdolnik” taki, jaki rzadko gdzie da się ujrzeć 🤣🤷♀️😜
No dobrze, więc przystąpiłam do gotowania i użyłam tego, co miałam: a ponieważ jeszcze wcześniej zakupiłam do zupy[ z gotowania której jednak zrezygnowałam] włoszczyznę, to sobie tak pomyślałam, ok, przecież na tym makaronie ryżowym jest napisane, że można przyrządzić go także z warzywami 😛 hehe. I tak zabrałam się za obieranie, krojenie, tudzież ścieranie na tarce marchewki, selera, pietruszki, pora, była nawet mała cebulka i kawałek włoskiej kapusty. I moi drodzy, ja serio nie jestem [aż tak, hehe:P] zacofana, by nie skojarzyć, że polskie warzywa, a już tym bardziej „włoszczyzna” niekoniecznie muszą pasować do chińskich potraw! Ale ponieważ nic innego nie miałam [w dodatku jeszcze coś mi tam gdzieś mignęło, że choć przeczytałam „gdzieś coś” o marchewce ;-)], a nie miałam po prostu nawet żadnej innej bardziej egzotycznej mieszanki w domu [teraz sobie myślę, że już zdecydowanie bardziej pasowałaby jakaś „mieszanka z przyprawami orientalnymi- tam zawsze chyba były jakieś choćby grzyby MUN…], ale generalnie i tak z tego wybrnęłam 🤣.

A na opakowaniu od tego makaronu ryżowego wyczytałam przepis:
- 1/2 opakowania makaronu ryżowego
- 6 GRZYBÓW MUN [u mnie BRAK, lecz zakupiłam SOS Z GRZYBÓW SHIITAKE 5 smaków (w słoiczku), zatem pomyślałam, że w sumie co za różnica, jakie grzyby, hehe ;-)]
- 1/2 piersi z kurczaka [ja mięsa nie jadam, zastąpiłam go więc rybą = tuńczykiem z puszki]
- posiekany szczypiorekm [w ogóle nie dodałam, bo także nie miałam]
- 1/2 kapusty pekińskiej [użyłam kawalątka tej włoskiej ;-)]
- mieszanka kiełków [BRAK]
- 1 duża marchewka [tu się ucieszyłam, bo miałam nawet więcej niż jedną + pietruszkę, seler, por, no i jeszcze po kawałku cebuli i kapusty wloskiej :P]
- 1cm posiekanego, świeżego imbiru
- 2 łyżki oliwy z oliwek exrtra virgin
- 6 kropel oleju sezamowego
- 4 łyżki sosu sojowego jasnego
- 1 łyżka sosu chili Sambal Oelek
Moi drodzy, i tak, jak oczywiście oliwę jeszcze miałam, imbir wprawdzie nie świeży, ale w proszku, to teraz dopiero [dzień po! bo 09.02.19] przeczytałam cały skład tego sosu z grzybów Shiitake: i widzę, że prócz tych grzybów, zawiera także: pasta sojowa, olej sojowy, imbir, chili, sezam… ok, teraz dojrzałam, że jest tu jeszcze trochę innego „świństwa”, ale nie będę się teraz na wieczór na tym skupiać.
W każdym razie muszę donieść, że JEDNAK MAM DOBREGO „CZUJA”, bo nie muszę, jak się okazało czytać żadnych instrukcji, wystarczy smakować i czuć, czy czegoś czasem brakuje, czy też nie [jak teraz dostrzec możecie, ów sos z grzybów Shiitake zawierał prawie wszystkie składniki, których ja jednak z jakiegoś powodu- najczęściej ich braku ;-)- nie dodałam].
CHCIAŁAM SIĘ TYLKO POCHWALIĆ, ŻE JAK WIDAĆ DLA MNIE NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH, hehe, a zaraz podeślę Wam tu fotki tej mojej „potrawki fusion”.
Ah tak, zapomniałabym, że miałam jeszcze w szafce coś takiego:
[puszka/pojemniczek po prawej]

Tak więc tak oto wyglądają składniki, które do ugotowanego ryżu dodałam, a dalej ostateczna wersja TEGO MOJEGO DANIA [wyszło pikantne, ale ja akurat takie lubię 😊]
Także po raz kolejny pokazałam, że potrafię zrobić „coś [prawie, że] z niczego”, oczywiście jestem świadoma tego, że z całą pewnością nie smakowało to, tak jak rzeczywiście powinno, ale przecież najważniejsze jest to, że mi się udało! I że po raz kolejny coś wymyśliłam, a jest przynajmniej oryginalnie! 🤣 Na ostatnim zdjęciu jest właśnie ten mój obiad na talerzu, a obok stoi sałata, którą dla siebie także przygotowałam, ah…
Słuchajcie, czyż nie uważacie, że jestem po prostu niesamowita, a już na pewno „wyjątkowa”, bo „oryginalna”? [dokładnie tak, jak potrawy, które przyrządzam :P]

Wyglada smacznie i kolorowo 🙂 A ja mam straszna ochote na tajska zupe 🙂 Ale te dziwne skladniki mnie odstraszyly. Musialabym kupic prawie wszystko od zera, a uzylabym pewnie raz i by sie reszta zmarnowala. Bez sensu 😉
PolubieniePolubienie