„Ostateczna definicja odwagi – nie bać się tego, kim jesteś.” Chogyam Trungpa

12:26

Nie zależy mi na tym, by mnie wszyscy lubili, czy jakoś „łatwo można mnie było tu wyszukać” – raczej nie lubię tłumów ludzi, nie czuję się wśród nich najlepiej. Zapewne to jest mój błąd, bo może mogłabym nawet tym blogiem jakąś kaskę zarabiać, ale na wielu rzeczach się jeszcze nie znam, wiele nie potrafię, a już i tak jestem z siebie dumna, bo przecież DOKŁADNIE 07.02.19 MINĄŁ DOPIERO MIESIĄC, JAK TU JESTEM 😊 a już tyle udało mi się obczaić samej 💪

Photo by Paula Lavrador on Pexels.com

Kurcze, coś tu poprzekręcałam /pousuwałam …. i teraz nie pamiętam już, jak było na początku 😛 Ale nie ważne, będę się cieszyć z tego, co jeszcze zostało, a są to dla mnie jednak równie istotne informacje. Zatem:

(…) będę Wam cytowała troszkę tego, co już kiedyś tu sobie pisałam, wtedy nazywałam to „opowiadankiem”, a ono stanowiło dla mnie po prostu wówczas rodzaj „autoterapii” [poza tym tak sobie myślę, że zdecydowanie powinnam szukać jakichś wydawnictw, które może byłyby jednak zainteresowane tym moim „dziełkiem” 😉 właśnie.]

Teraz należałoby zapewne zrobić użytek z tego,  co mówił ten pan malarz na tych „warsztatach” [13.02. – upewniłam się tylko, czy dobrze kojarzyłam datę😉]... Wiecie, ja nawet takie rzeczy już dobrze wiem, że trzeba próbować i się łatwo nie poddawać… Tylko strasznie ciężko mi się za to zabrać… zwłaszcza dziś [15.02.19]. Kurcze, tak bardzo nie lubię narzekać, ale dziś czuję się po prostu do niczego…

Wróciłam, zjadłam i dobrze wiem, jak to teraz może zabrzmieć… Co najmniej „dziwnie”. Ale na prawdę nie starcza mi na to sił w ciągu dnia. I tak! Właśnie chyba dlatego, że jestem tu sama, szybciej się męczę i wszystko TYLKO NA MOJEJ [w dodatku „uszkodzonej” tym wypadkiem] głowie. Choćby wciąż muszę odnaleźć, czy gdzieś to sobie już zapisywałam, w jaki sposób opłacam internet: sama, czy może schodzi mi ta opłata z konta…:P [dziś- 15.02.19- znalazłam wpis w kalendarzu, że samo schodzi mi z konta] 

Tak, wiem, zapewne to można zobaczyć, jak wejdę na swoje konto. Ale zajmę się tym jutro. Dziś są przecież walentynki 😋

„Niemożliwe jest całkowite uniknięcie negatywnych emocji, ponieważ żyć to znaczy doświadczać przeszkód i konfliktów”– psycholog Shannon Sauer – Zavala

Ok, to teraz pocytuję Wam dalej troszkę z tej mojej „książki”:

Dosłownie przed chwilą [16.01.18]” natrafiłam” na tę stronę: https://zenforest.wordpress.com/tag/budda/ i muszę Wam powiedzieć, że najbardziej utkwił mi w głowie ten oto wiersz:

Photo by Pixabay on Pexels.com

Prawdziwy sens tragedii

Pewien ptak codziennie chronił się w suchych gałęziach drzewa,
stojącego pośród rozległego pustynnego krajobrazu.
Razu pewnego trąba powietrzna wyrwała drzewo z korzeniami, i
biedny ptak musiał przelecieć aż sto długich mil, zanim, wyczerpany,  znalazł sobie nowe schronienie.
Gdy wreszcie, po długim locie dotarł do gęstego lasu,
znalazł tam niezliczone drzewa, które uginały się od owoców…

– Gdyby uschnięte drzewo ocalało, nic nie skłoniłoby ptaka, by
wyrzekł się bezpieczeństwa i poszybował w przestworza.

Nieszczęścia mogą prowadzić do rozwoju. 
Trzeba tylko zrozumieć lekcję jaka się w nich kryje.

Historia tego ptaka to jakby historia o mnie samej! Po dłuższym zastanowieniu, tak sobie myślę, że ten ptak mógłby być spokojnie alegorią mnie i mojego życia…

Choć generalnie zawsze sobie w życiu dzielnie radziłam, gdyż nieraz już mi ono pokazało, że Praca z przeszkodami jest podróżą całego życia.

http://www.nowaedukacja.pl/pema.html

Ja nie tylko się z tym chyba pogodziłam, ale też musiałam to zaakceptować. I każdą niedogodność/ „niedoskonałość” w moim życiu starałam się przekształcić w coś pozytywnego i dobrego, gdyż doskonale wiedziałam o tym, że: „być może działanie, które podejmiesz, zostanie uwieńczone sukcesem; być może konieczne będą po nim jeszcze inne działania czy adaptacje.

Ale każde działanie jest lepsze niż całkowity brak działania.

                                                                                                      Norman Vincent Peale

Później jednak, jak wyszłam za mąż, to chyba nie musiałam już więcej się tak usilnie starać o siebie i o swoje potrzeby. Żyliśmy sobie w takim „teoretycznym spokoju”. Niby wszystko było inne, może nigdy nie było jakoś idealnie, ale było w miarę miło i spokojnie przede wszystkim! A to zapewniało mi [tak ważne dla mnie] poczucie bezpieczeństwa.

Photo by Vera Arsic on Pexels.com

Dopiero te wszystkie zdarzenia w moim życiu, spowodowały, że niejako musiałam wyjść z tej pewnej danej mi „strefy komfortu” i w końcu [od początku] ponownie nauczyć się radzić sobie ze wszystkim samej. Ale z drugiej strony tak jednak myślę, czy rzeczywiście musiałam się tego od początku uczyć? Przecież ja to kiedyś doskonale potrafiłam! Ponieważ jest z tym rzekomo dokładnie tak samo,  jak np. z pływaniem, jazdą na rowerze, czy jazdą samochodem [tego się tak po prostu nie zapomina!], a wystarczy jedynie sobie przypomnieć, powtórzyć, „odświeżyć”, jak to było kiedyś, czyli „odrobić lekcje” 😉

Powiem tak nauczyłam się już dawno sama chodzić, biegać [jeszcze nie do końca potrafię] i jeździć na rowerze też będę się uczyć [jak już będę mogła lżej się ubrać i znajdę kogoś, kto zechciałby mnie „asekurować/ doglądać/ obserwować/ nadzorować”, bym absolutnie nie zrobiła sobie krzywdy… , tak jak kiedyś (po wypadku, oczywiście!)…, czego skutkiem było jeszcze złamanie ręki…]

Photo by Sebastian Voortman on Pexels.com

Moi drodzy, właśnie [16.02.19] ponownie czytam to, co tu napisałam i obawiam się, że wychodzę teraz na jakąś „bohaterkę”…. Bo, jak tak sobie z perspektywy czasu, spojrzę na to moje życie, to w istocie [aż sama nie mogę w to uwierzyć!], jak dzielnie to wszystko przechodziłam. 

To jest niesamowite, że teraz potrafię o tym wszystkim tak spokojnie pisać [jakby to była czysta relacja jakiegoś wydarzenia, w którym byłam TYLKO obserwatorem] – oczywiście tak nie było i ja wiem o tym najlepiej! Obecnie sobie jednak myślę, że być może to wszystko, co w moim życiu już udało mi się przeżyć/ czego doświadczyłam, było powodem tego zdarzenia w Kucharach.

Dokładnie tam właśnie Lama Ole Nydhal przyznał mi takie Refuge Name /imię schronienia, a ja „niepewna” podchodziłam tam do ludzi i podpytywałam, co dokładnie oznacza to JEWEL GODDNESS, hehe 😋. I jak mi oznajmiono, iż znaczy dokładnie to samo, co mi się wcześniej wydawało, to nie mogłam wprost w to uwierzyć 😲 Powiedziano mi także, że najwidoczniej zasłużyłam na to! Teraz mam nadzieję, widzicie, jak czuje się osoba, która przestała w siebie kompletnie wierzyć… [ja]. Mój problem polega też na tym, że tak trudno mi było zaakceptować siebie po tym wypadku..

I w tym momencie odczułam tak bardzo, że Lama Ole [mimo, że nie jest żadnym Bogiem, jak nawet sam to potwierdził], to ma jednak ogromny wgląd w to, co się u konkretnej osoby w życiu dzieje. I właśnie to sprawiło, że zaczęłam czuć się wyjątkowa i szczęśliwa. Jestem PRZEOGROMNIE ZA TO WDZIĘCZNA LAMO, DZIĘKUJĘ! 🧡😍🍀

Nadal nie poprzestaję na laurach, wiem, że mam jeszcze masę rzeczy do wykonania, ale odkąd dałeś mi to imię, zauważyłam, że moje życie, stało się jakby łatwiejsze. Jeszcze raz przeogromnie Ci dziękuję!!!

Ok, teraz [16.02.19, godz. 11:25] zmykam jeszcze się przejść, dziś już poćwiczyłam, także jestem z siebie dumna, poza tym świeci piękne słonko, zatem wychodzę, a to puszczam w świat 😊

So see U later / bis später! 👍🌞

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to:
search previous next tag category expand menu location phone mail time cart zoom edit close