Moi drodzy, dziś [20.02.19 mimo, że padam ze zmęczenia, siedzę w kuchni i patrzę za okno, a tam głównie chmury i szaro…, ja jednak nigdy nie zwalałam mojego nastroju na pogodę, ooo właśnie przebłysk słońca widzę, który był jednak niestety tylko sekundowy…, a niebo tak wygląda, jakby zaraz miał spaść deszcz…- to było oczywiscie już dawno, bo zdążyłam zjeść obiad i się przesiąść do pokoju na kanapę :P]
Ok, znów się rozpisałam „po Marijowemu” 😋 To wracam do tego, czego dzisiejszy mój wpis miał dotyczyć, czy ja powiedziałam „tego, czego”…rany oczywiście powinno być „tego, kogo”, wybaczcie mi proszę taki głupi błąd.
Dziś będzie o moim bracie, o którym już wstępnie sobie przygotowałam trochę informacji [umówmy się może tak, że, gdy coś nowego albo mi się przypomni, lub uzyskam jakieś info od samego zainteresowanego, będę ten wpis na bieżąco uzupełniać, ok?]

Nie dokońca jeszcze wiem, jakiego charakteru ten mój wpis miałby nabrać… [czekam na feedback Kamyka, który powiedział, że po pracy z całą pewnością zajrzy do mojego @ z pytaniami].
Jednak właściwie nie musi mi za bardzo o tym donosić, bo już wiem, że kiedyś chciał nawet sam przygotować taki materiał o tym właśnie jako przestrogę dla innych.
Od siebie jednak dodam coś 😉 Gdyż moim zdaniem, może on spokojnie służyć jako przykład motywacji, determinacji dla innych i tego, że nie można się łatwo poddawać i szybko rezygnować, tylko trzeba iść za tym, co podpowiada serce [no, ok, to ostatnie to chyba już bardziej moje, hehe]