Moi drodzy, jednak stwierdziłam, że nie dam rady dziś pojechać na ten wykład, jestem wciąż zbyt zmęczona…, ale zamierzam to choć minimalnie naprawić. I nie, wcale nie kawą! No dobrze, może troszkę się jej napiję, ale chciałam się teraz zająć czymś, o czym Wam, wczoraj nie doniosłam. Otóż wczoraj przeczytałam post na blogu https://whoanita.wordpress.com/ O garniturze skrojonym na miarę… I muszę powiedzieć, że musiałam to sobie poczytać w spokoju, bo aż włączyłam sobie inną muzę, a nie tą przy której robiłam obiad i z kuchni przesiadłam się także na kanapę do pokoju😋 Pokusiłam się nawet o dodanie komentarza… Później jednak zaczęłam się nad tym zastanawiać, co napisałam i teraz stwierdzić muszę, że wyraziłam to trochę nieudolnie… [bo to pierwszy raz?🤣]

Chciałam podkreślić raczej to, że autorka jest hm… ponownie brakuje mi odpowiednich na to słów …, a tym razem nie chciałabym być źle zrozumiana. Wydaje się mi być taka „wolna”, „wyemancepowana” i niezależna od wszystkiego. Napisała mi kiedyś w @:
„Chciałabym też zauważyć, że oceniałaś mnie. Fakt, pozytywnie, ale wcale się z tego nie ucieszyłam. Mam do tego zbyt wielki dystans, aby reagować równie pozytywnie jak Ty.”
Właśnie i tu zauważyła coś bardzo istotnego [dla mnie], a mianowicie to, że JA REAGUJĘ CHYBA TROCHĘ, JAK DZIECKO, czyli wiele może mnie ucieszyć i potrafię się tym zachwycać. Lecz niestety dostrzegam również to, że czasem może nawet za bardzo się czymś „ekscytuję”, ale z drugiej str. łatwo mnie niestety także zranić. Nie potrafię zachować takiego dystansu, bo niestety mnie jeszcze nadal wiele rzeczy rusza i dotyka [a może teraz zwłaszcza (po tym wypadku …)] Patrząc na to inaczej, myślę, że znacznie „zdrowiej”: jestem przecież tylko człowiekiem, w dodatku kobietą! I tak bardziej wrażliwą! [i tu już mogę z całą pewnością dodać, że szczególnie przyczynił się do tego ten wypadek!], ale „powoli” zaczęłam sobie dawać do tego prawo. Poza tym, jak to mówił bodajże Osho
Jeśli czegoś nienawidzisz – zmień to!
Jeśli nie możesz lub nie chcesz zmienić – pokochaj!”
Kiedyś jeszcze napisał do mnie takie słowa pewien astrolog Piotr:
„Nikt nie może Cię zaakceptować jeśli Ty sama tego nie zrobisz. Akceptacja to najważniejsza rzecz. Jak można nie akceptować tego co jest? Przecież to kompletnie bez sensu. Jest jak jest, a nie tak jakbyśmy chcieli żeby było. To jest punkt wyjścia, żeby coś dalej zrobić.
Trudne? Pewnie tak.
Ale jak myślimy, że trudne to jest trudne.”
W dodatku myślę, że właśnie to „dławienie” w sobie tego wszystkiego przez nockę, sprawiło, że miałam taki sen… może nie koszmar, ale z całą pewnością był on MEGA niespokojny i przez to właśnie w ogóle nie wypoczęłam. Już opowiadam Wam jego treść:
Śniło mi się, że wsiadłam do tramwaju nr 8. Tak sobie pomyślałam, że nawet jeśli nie jedzie on do samej Galerii Bałtyckiej [nie pytajcie mnie, po co chciałam akurat tam jechać, bo tego nie wiem, hehe] W każdym razie wsiadłam i „ostrożna ja” zaraz zapytałam innych pasażerów, czy może jednak dojadę do tej galerii, oni na mnie takie oczy 😲, jakbym zapytała o coś mega dziwnego i stwierdzili, że nie. Zatem ja kolejne pytanie, to gdzie w takim razie powinnam wysiąść? I jedna pani mi mówi, że najlepiej już teraz. Fakt, że ten właśnie „najbliższy” przystanek okazał się być mega daleko, a i okolica była jakaś dla mnie kompletnie nieznajoma…
Wyobraźcie sobie, że niby byłam w Gdańsku, ale za „Chiny ludowe” nie miałam pojęcia, gdzie ja się znalazłam 😜 Później wciąż starałam się choć znaleźć główną ulicę, gdzie w ogóle tramwaje jeżdżą [tu: Grunwaldzka], bo obczaiłam sobie, że jak już uda mi się na nią trafić, to wtedy już bez problemu znajdę tą galerię. Ale żeby było „zabawniej” po drodze nie było prawie w ogóle ludzi, których mogłabym o jakieś wskazówki zapytać. Kompletne zadupie i w dodatku jeszcze jakieś budowy tam były. Myślałam sobie wówczas, że z całą pewnością tak musiałby się czuć ktoś, kto wysiadłby tam, gdzie my z Gutkiem kiedyś mieliśmy nasze mieszkanie, hehe, serio
Obojętność a dystans to są dwa różne pojęcia. Autorka ma dystans, nie jest natomiast obojętna. Czy autorka jest aż tak wyemancypowana? Wszak sama pisze, że żyje na garnuszku męża, z tego, co dostanie, czyli aż tak daleko nie poszła w tej emancypacji. Rzekłabym, że podejście bardzo staroświeckie; kobieta w domu, mąż zarabia. Dziś zrównanie praw kobiet i mężczyzn wygląda jednak inaczej. Jak niezależność, to też jedynie duchowa, psychiczna. Bo o finansach i zarobkowaniu to z tą panią nie pogadasz, z tego, co widzę.
😉
PolubieniePolubienie