Witajcie moi drodzy, opisuję dalej dziejszy dzionek [02.03.19]. Czy u Was także świeciło takie piękne 🌞? Wprawdzie spojrzałam na temp. odczuwalna była 0 stopni, ale ja uwielbiam, gdy świeci takie cudne słonko, a przecież 0 stopni to nie jest wcale na minusie 😉. I tak zadowolona po tym, jak wyniosłam śmieci, kierowałam się w stronę piekarni [już nawet pomyślałam, że powiem tej pani, by mi nie wydawała tych paru groszy /choć absolutnie nie wiedziałam jeszcze , jaka będzie cena tego chlebka, hehe 🤣] Wyjęłam nawet portmonetkę z drobniakami, wchodzę do sklepu pewna, że tam czeka na mnie obiecany chlebek [mimo, iż była 12:30, to nawet przez moment nie zwątpiłam, że go może nie być].

Gdy wchodzę i mówię z uśmiechem po co przyszłam, a pani do mnie: ale chleba nie ma. Ja takie zdziwko 😲 i dodaję: ale przecież pani mi obiecała odłożyć… 🤨 [a pomyślałam w tym momencie, że może mnie po prostu nie rozpoznała 😋]. A ona na to, no tak, z tymże chleba w ogóle dziś nie przywieziono, bo dzwoniono z piekarni, że piec im się zepsuł. Ja na to: o jej, to szkoda, a pani do mnie, że mogę pójść i kupić także przecież w sklepie [tym, gdzie te „mrożone” pączki mieli ;-)]. Ja na to, że nie, jak już kupuję chleb to wolę z piekarni. Wychodząc zadzwoniłam do Marijki i ją o tym poinformowałam, powiedziała, że mam się nie martwić, ona kupi u siebie i przywiezie. Ja szczerze mówiąc nawet się nie zdązyłam wcale zmartw, bo mam tu chrupkie pieczywo, a i są też płatki owsiane, poza tym tak sobie pomyślałam, że może coś jeszcze zostało mi z tego chlebka w zamrażarce [zamarźlaku- jak to śp. ciocia Kazia mawiała😋]

I wiecie co? Było tak pięknie, że już się zastanawiałam, czy czasem nie zostawić plecaka z owocami, które zakupiłam i nie wybrać się gdzieś przejść. Ale jak wróciłam do domu, to sobie tak to przemyślałam [a niestety Monika „po wypadku” potrzebuje dać sobie na to zawsze znacznie więcej czasu niż inni😉]. Później, jak już podjęłam jednak decyzję, że zostanę w domu i zabieram się za „sprzątanko”, to dochodziły do mnie jeszcze różne myśli typu „ktoś inny mógłby stwierdzić, iż KOMPLETNY BEZSENS takie marnowanie czasu na sprzątanie [po drodze zdążłam sobie nawkręcać jeszcze trochę innych „filmów”.] 😋
Oczywiście wiedziałam, że jutro przyjeżdża do mnie Marijka, ale nie robiłam tego przecież tylko dla niej! Sama także lubię mieć porządek. Zresztą moja mama wcale żadnych oczkiwań nie ma, tylko cieszy się choćby z tego, że ma tu u kogo przenocować [a nie jak wcześniej musiała jeździć AŻ do Lublina!].

Zauważyłam, że „siedząc”- no ok, może to nie jest odpowiednie słowo, bo wcale na tyłku nie siedziałam, tylko zajmowałam się tym sprzątaniem. I jak jeszcze na początku byłam na siebie zła…, bo…BO NIBY DLACZEGO SIĘ PYTAM? Bo ponownie zrobiłam coś po swojemu, bo miałam właśnie na to ochotę? Jak na początku jeszcze musiałam walczyć z tymi wstrętnymi pojawiającymi się myślami i już nosiłam na sobie taki niemalże „garb płaczu” z tej bezsilności i tego mojego „niedołęstwa”…
Po czym jednak myślę sobie, chrzanię to do cholery, nie myślę [wyłączam myślenie, jak to moja kochana babcia mawia😉], a w zamian za to zabieram się za pracę. I nie jest to już dla mnie wcale takie ważne, że może mogłabym „lepiej” ten czas spędzić gdzieś na dworze, gdyż to była dla mnie prawdziwa rehabilitacja. No pęklibyście po prostu ze śmiechu widząc mnie, co ja tu wyczyniam…, jak musiałam się przy tym nagimnastykować, naschylać [pamiętajcie tylko o tym, że JA = OSOBA, KTÓRA MA NADAL TRUDNOŚCI z podnoszeniem się z podłogi, robieniem przysiadów, itp.😋].
Zanim jednak dokończę moją opowieść, powiedzcie mi proszę, czy Wam się także zdarza czasami coś robić, co niemalże z każdego innego punktu widzenia wydaje się niedorzeczne i nawet trochę irracjonalne, że aż bezsensu, by na samym końcu okazało się, że jednak dobrze postąpiliście?