„Nic wartościowego nie przydarzy się umysłowi, który dokładnie wie, czego chce.” Nisargadatta Maharaj

5:17

Witajcie moi drodzy, jak widać w moim życiu tyle się dzieje, że nie daję najzwyczajniej w świecie rady, być AŻ tak na bieżąco… – przypominam tylko, iż TEN BLOG ODGRYWA DLA MNIE ROLĘ PAMIĘTNIKA! Jestem pewna, że już o tym wspominałam, z jakiego powodu, jak również o tym, jak bardzo pomaga mi on „uporządkować” mój świat i moje życie. Wspominałam o tym m.in. tutaj:
[https://wordpress.com/block-editor/post/niesklasyfikowana.com/876] Teraz [13.03.19] np. jadąc tramwajem na USG piersi ponownie czytam to, co tu pisałam 10.03.19, troszkę tu pozmieniałam/ zaktualizowałam i tak:

To wracam najpierw do dnia wczorajszego, czyli niedzieli 10.03.19. Odwiedziła mnie Zalwka, która bardzo prosiła i nalegała wręcz, byśmy się koniecznie spotkały…

I doszło między nami w końcu do naprawdę szczerej rozmowy. Obydwie siedziałyśmy i płakałyśmy. Powiedziała mi oczywiście wiele dla mnie [powierzchownie] przykrych rzeczy, bo dusiła to w sobie [jak przyznała] od już prawie 10 lat. Z czego ja sobie także poniekąd zdawałam sprawę….

Dlatego właśnie uznawałam, że to już dawno nie jest przyjaźń, tylko chyba nie miałyśmy dotąd okazji, a może też przede wszystkim odwagi tak szczerze o tym w końcu porozmawiać i to nazwać. Choć, nie ukrywam, mi się już zdarzało jej powiedzieć, [jeszcze jak pracowałyśmy w tej samej „korpo”] że NIE TAK PRZECIEŻ WYGLĄDA PRZYJAŹŃ. Wtedy jednak zawsze tłumaczyłam sobie [że powodem tego jest z całą pewnością to, że ma teraz rodzinę, pracę i swoje obowiązki] + jeszcze ten mój cholerny wypadek to wszystko utrudnił, tak pokomplikował i „powywracał” = czyli wciąż jednak „zwalałyśmy” winę na ten wypadek, zamiast szukać jakiegoś rozwiązania … Zalwka przyznała mi, że ona [tak, jak i każdy z moich bliskich!] nie była na to przygotowana, bo jak tu się w ogóle można na takie sytuacje przygotować??? Wspomniała jednak, że dostrzegła taki jeden komentarz pod jedynym moim wpisem, jaki czytała, nie wiedziała za bardzo, czyj on był [ja wiem, że to Twój Seeker😊]. Zalwce zostało w pamięci tylko to, jak napisałaś:

„Nie znam Waszej historii, ale nie podoba mi się ten Arek. Czyjś wypadek to powód do odejścia…? Przecież żyjesz, funkcjonujesz, jesteś nadal pełną energii i optymistyczną osobą!”

Skomentowała to w sposób następujący, że Tobie jest łatwo tak powiedzieć, bo nie wiesz, co oni wszyscy musieli ze mną przeżyć/ przejść. Po raz kolejny łatwo jest innym oceniać coś, czego samemu się nie przeżyło/ nie doświadczyło. Ty widzisz mnie TERAZ i tylko taką, jak wyglądam, a to jest chyba takie właśnie dla wszystkich cholernie trudne [nawet dla mnie samej wciąż jeszcze bywa!] zaakceptować dokładnie te zmiany, których nikt inny przecież „gołym okiem” nie zobaczy. Poza tym, Zalwka powiedziała tu też coś bardzo istotnego, że osobie, która mnie przed tym wypadkiem w ogóle nie znała, łatwiej jest mnie „przyjąć” teraz taką, jaka jestem, bo nie ma żadnego odnośnika do przeszłości i w związku z tym brak jej w ogóle możliwości porównania z „tamtą” Moniką… A ona, póki co, tego po prostu nie potrafi…, ja i tak nadal wierzę, że to jest [jak zresztą wszystko inne w naszym życiu TYLKO „NA RAZIE” i „TERAZ”]… Choć nie ukrywam, przykro mi się tego słuchało, bo jak tu niby siebie zaakceptować, skoro nie potrafi tego zrobić jednak osoba, którą do tej pory uważało się za „bliską”??? Ale z drugiej strony myślę sobie, że owszem te wszystkie wydarzenia w moim życiu mnie zmieniły, ale to przecież wcale nie oznacza, że stałam się teraz kimś „gorszym”! Wszystko, czego doświadczyłam uczyniło ze mnie może nie do końca znacznie poważniejszą [choć przyznać muszę, że chyba już mniej rzeczy/ sytuacji/ zdarzeń potrafi mnie rozbawić].To z całą pewnością jestem teraz znacznie dojrzalszą, bo bardziej „doświadczoną” kobietą. [mam nadzieję, że dobrze to wytłumaczyłam😉]

Za to wydaje mi się, że teraz spokojnie mogłabym zaśpiewać sobie tę oto piosenkę:

3:41

Ale wiecie, o czym tu sobie pomyślałam, że TO ZNOWU JA COŚ SPROWOKOWAŁAM, ROZPOCZĘŁAM. 😊 Gdyż Zalwka właśnie mi powiedziała, że dopiero ten mój sms do niej, spowodował to, że zaczęła się nad tym tak intensywnie zastanawiać. Powiedziała mi, że zawsze czuła się, jak taki psycholog dla mnie, jak taka niemalże „opiekunka”, która wiecie, wysłucha, tudzież, jak trzeba to przytuli [choć szczerze Wam powiem, że ja chyba nawet wtedy tego „ciepła” i „prawdziwości przyjacielskiej” tak do końca już nie odczuwałam, ale nie ukrywam, że bardzo szukałam takiej właśnie akceptacji i chyba nawet poczucia pewności tego, że jest obok mnie ktoś, kto mnie rozumie]. Bo to dawało mi wtedy bezpieczeństwo, którego bardzo potrzebowałam [i nie ukrywam NADAL jest mi ono potrzebne …] Pamiętam także, że nie raz jej powiedziałam, iż właściwie nie potrzebny jest mi żaden psycholog, bo wystarczy mi rozmowa z nią/ z przyjacielem = a ona była jedyną taką osobą w moim życiu! I właśnie to, jak nazwała, było dokładnie taką „toksyczną relacją”, bo ani ona nie jest psychologiem, ani nawet nie posiada takiej wiedzy i szczerze mówiąc, chyba wcale nie chciałaby nim zostać, a czuła się po prostu przeze mnie takim „psychologiem” właśnie zrobiona. Tak więc obydwie „grałyśmy” chyba dotąd w taką grę, którą sobie nazywałyśmy dalej „przyjaźnią”, choć to, co nas łączyło, po tym moim wypadku w ogóle nie można było już nią nazywać.

Tłumaczyła mi, że ona np. nie wyobraża sobie teraz nie mieć wypłaty co miesiąc i jest o tym przekonana, że dosłownie garstka ludzi wykonuje to, o czym marzy, co kocha, co wręcz ich „uskrzydla”. Oczywiście w czasach szkolnych / studenckich obydwie tak jeszcze myślałyśmy. Później jednak już troszkę się nam pozmieniało…, tzn. chyba nadal uważałyśmy, że pieniądze są ważne – owszem, lecz nie najważniejsze! Z czasem jednak nasz punkt widzenia na to chyba się gdzieś rozbiegł. Z całą pewnością wpływ na to miało to, czego w danym momencie doświadczałyśmy i chyba także, sposób, w jaki dalej żyłyśmy…

Ja powtarzałam sobie, że ok, może nie bardzo jeszcze wiem, co ze swoim życiem zrobić, ale zawsze sobie wtedy myślałam, że może już właściwie ta „decyzja” została podjęta za mnie jakoś „odgórnie”/ niewytłumaczalnie, czego nie potrafiłam wtedy zrozumieć…[sama nie umiałam tego za bardzo wtedy jeszcze określić, zdarzało mi się nawet twierdzić, że może po prostu to sam Bóg zadecydował za mnie, zsyłając te wszystkie traumatyczne wydarzenia… (ale swoją drogą, JEŚLI BÓG RZECZYWIŚCIE JEST TAKI MIŁOSIERNY I NAPRAWDĘ KOCHA SWOJE DZIECI, NIE CHCE ICH KRZYWDZIĆ TO CZY MÓGŁBY SIĘ PO PROSTU „BAWIĆ” Z NIMI W TAK OKRUTNY SPOSÓB??? I POZWALAĆ, BY DOSIĘGAŁY JE TAKIE TRAUMY???].

I tak zawsze uważałam, że trzeba wykonywać to [może nie do końca to, w czym jest się akurat najlepszym], ale zdecydowanie to, na czym się znamy. Gdyż moi drodzy, uważam, że jeśli możemy stwierdzić, że się na czymś znamy, to zazwyczaj jesteśmy w tym także dobrzy. A jeśli nawet JESZCZE NIE, to z całą pewnością mamy taką możliwość, by się tego uczyć, bo nas to interesuje 😊 Dokładnie wtedy nasza praca przeobrazić się może w coś, co przynosi nam i radość i daje satysfakcję. Zawsze czułam taki dysonans, że jednak znajdują się osoby, które mówią, żeby po prostu „cieszyć się pracą, która się nadarzyła”. Ok, tylko tak sobie myślałam, że przecież tak się chyba złożyło, że ona jakoś „sama się nigdy nie nadarzyła”, to ja musiałam się zawsze o nią starać! W takich momentach sobie myślałam, że ja chyba jestem w takim razie jakaś „inna”… Ok, dostrzegam, że ponownie się rozpisałam, a tak wiele tematów chciałabym jeszcze podjąć…, ale najpierw muszę skończyć to, co już zaczęłam!

 3:16

Zatem zawsze, jak słyszałam inne osoby tak mi mówiące [bo to nie tylko Zalwka!] stawałam chyba wtedy trochę okoniem i wciąż starałam się wierzyć, że nie można się do niczego zmuszać i należy podążać za „głosem serca”. Przez to wszystko, co przeżyłam, nie do końca jednak już potrafiłam stwierdzić, czy to, co do mnie „mówi” jest właśnie moim sercem, a nie po prostu jakimiś moimi obawami, które znowu się odzywają… Dlatego stwierdziłam, że muszę jeszcze z kimś to „skonsultować”. Wybrałam właśnie Zalwkę, bo wiedziałam, że ona będzie potrafiła spojrzeć na to bardziej racjonalnie… [tak mi też sam Gutek = mój były mąż powtarzał – czyżby to już wtedy był ten „znak”, że podjęłam jednak dobrą decyzję rozstając się z nim?😋], bym NIGDY JUŻ TAK POCHOPNIE SAMA NIE REZYGNOWAŁA.

Bo tak się składa, że korporacja Bayer przyjęła mnie po raz drugi, GDY już wcześniej TAKŻE SAMA po 2 tygodniach ODESZŁAM!
[choć już muszę Wam powiedzieć, że także się tego nauczyłam – tak, wiem, „lepiej późno niż… 🤣, że ja potrzebuję na zastanowienie się i podjęcie decyzji jeszcze więcej czasu niż inni]. Jednak teraz uważam, że ODCHODZĄC Z TEJ FIRMY PODJĘŁAM ABSOLUTNIE NAJBARDZIEJ SŁUSZNĄ DECYZJĘ! Dobrze bowiem zdawałam sobie sprawę z własnych jednak ograniczeń [mojej głowy i mózgu].

I tak spotkałyśmy się wtedy jeszcze z Zalwka chyba gdzieś w parku, by to omówić. Choć nie! Ja właściwie już postanowiłam, że zrezygnuję z tej pracy, ponieważ nie potrafię robić czegoś, na czym się kompletnie nie znam, a uczenie się czegoś, co cię tak naprawdę nie interesuje [czyli do czego się po prostu zmuszasz] nie miało dla mnie żadnego sensu i było tylko po prostu „męką” i stratą cennego wówczas dla mnie czasu [bo właściwie doszłam do wniosku, że to jest po prostu „marnowanie” mojego życia, które niejako dostałam po raz drugi!] + żeby jeszcze było bardziej „ciekawie i interesująco” dochodziły do tego te moje nieznośne problemy z pamięcią świeżą…

PODKREŚLAM Z PRACY W TEJ JAKŻE DOBREJ [BO TAKIEJ
ZASKAKUJĄCO „LUDZKIEJ”] KORPORACJI BAYER, która mi nie raz bardzo pomogła ZREZYGNOWAŁAM PO RAZ KOLEJNY SAMA😊 [obiecuję jednak stworzyć kiedyś także o Was, moi drodzy, osobny wpis, bo na to po prostu zasługujecie!]

 3:36

Powiem Wam jedno, Zalwka mi wyznała, że ona nadal nie pogodziła się z tym, co się wydarzyło. Z tym, że teraz stałam się tak inną osobą [i wcale nie mam tu na myśli tylko tego, że nie potrafię biegać, robić przysiadów, czy, że mam problemy z utrzymywaniem równowagi jeżdżąc na rowerze], miała chyba raczej na myśli to, że nie staram się znaleźć jakiejś pracy [swoją drogą, nie wiem nawet, dlaczego tak założyła…, ja wciąż poszukuję, ale może to jest najwyższy czas, by słuchać w końcu mojego serca i wybierać to, z czym ono się zgadza!] Oczywiście, że wiedząc, że co miesiąc już coś zarabiam mogłabym poczuć się zdecydowanie bezpieczniej i pewniej. Jednak ja nadal twierdzę, że mi na samych pieniądzach AŻ tak nie zależy i bo nadal uważam, że:

”IF YOU CAN DREAM IT, YOU CAN DO IT!!!” Walt Disney

A BARDZO CHCIAŁABYM WYKONYWAĆ I ROBIĆ COŚ, CO SPRAWIA MI PRZYJEMNOŚĆ I DAJE RADOŚĆ, GDYŻ TYM SAMYM MOGŁABYM CZUĆ SATYSFAKCJĘ! Póki co, na całe szczęście mam za co żyć. Może nie mam tych wszystkich wygód, które jednak „większość ludzi zachodu” już posiada, ale ja to po prostu chrzanię! To nie jest dla mnie wcale takie ważne!

No dobrze, to dalej o tym „spotkaniu z Zalwką”:

Nie było już więc właściwie za bardzo o czym rozmawiać, [w tym parku oczywiście, NIE U MNIE W DOMU 10.03.19!] gdyż wtedy już podjęłam tą decyzję, że zaryzykuję jednak i spróbuję należeć do tej jakże „nielicznej grupy” [tj. garstki]. Stwierdziłam, że pracować tylko po to, by mieć „hajs”, to nie moja „bajka” [dokładnie tak się wówczas wyraziłam, nawet w @ do szefów] 😉 Później oczywiście przez długi czas zarzucałam sobie bezmyślność i totalny brak rozsądku! Byłam na siebie tak zła, że ZNÓW NIE POMYŚLAŁAM O PRZYSZŁOŚCI [czyli raczej „długofalowo”], tylko skupiłam się na tym [beznadziejnym, jak wówczas „pomyśliwałam”] tu i teraz.

Zalwka wciąż mnie pamięta, jaka byłam przed tym wypadkiem. I nawet opowiadała mi trochę o tym, [i tu się nam zdarzyło PO RAZ PIERWSZY od nie wiem, jak dawna! razem pośmiać] że to ja byłam zawsze tą odważniejszą, czasem nawet taką „krejzolką”, bo:

  • to ja namówiłam ją [nas] na zrobienie dredów
  • jak się dowiedziałam właśnie wczoraj [10.03.19], ten wyjazd do Krakowa był także moim pomysłem, zatem, jak mniemam całkiem możliwe, że nawet ten wiersz po niemiecku [który wówczas wymyśliłyśmy], dzięki, któremu otrzymałyśmy możliwość tego wyjazdu
  • Germanistyka w Toruniu, mogła być także moją ideą – i nie myślcie proszę, że ja tu przypisuję sobie teraz wszystkie nasze „sukcesy”/ tudzież „dobre wybory”, ja po prostu tylko tak mniemam, ALE żeby jednak było jasne: WCALE NIE JESTEM TEGO W 100% PEWNA [poukładałam po prostu sobie kilka faktów w mojej głowie: jestem urodzoną Torunianką, często wyjeżdżałam tam na wakacje, ponieważ siostra mojego śp.dziadka ze swoją rodziną mieszkała właśnie w tym mieście i spacerując sobie po starówce „zakochałam się” chyba poniekąd w tym mieście]. Zresztą, żeby było „zabawniej”: ja tych studiów w Toruniu w ogóle nie skończyłam, bo po pierwszym roku, odpadłam ze względu na niezdany egzamin 😋.
  • mówiła, że to ja zawsze byłam takim „motorem” do działania w naszej przyjaźni, to ja motywowałam i namawiałam ją do nowych rzeczy, bo
  • ona była zawsze taka bardziej spokojna/opanowana/ racjonalna/ stateczna/ raczej bała się nowości i związanych z nimi zmian
  • to także przecież, jak przyznała, poniekąd dzięki mnie znalazła swojego męża [bo to ja zaczęłam z tym Gadu Gadu-czyli wyłowiła go z tego „stawku”]🤣miałyśmy z tego wówczas ponownie niezłą bekę😋
 3:51

I właśnie m.in. to spowodowało, że jak mówiła, czuła się z tym tak „niewygodnie”, że właściwie to „dzięki” mnie [bo jednak ja byłam „pomysłodawczynią” tej „zabawy” z Gadu Gadu] poznała swego męża, stworzyła z nim wspaniałą rodzinę i to teraz JEJ ŻYCIE tak wspaniale wygląda i tak też się układa, a moje wcale niekoniecznie… I m.in. z tego też względu [zobaczcie, jakie to „powiązanie”(?)], źle by się z tym czuła, trochę jakby nie fair, gdyby mnie tak zostawiła. [dobrze ją rozumiem, bo ja też mam dobre serce i myślę, że także bym się podobnie czuła w takiej sytuacji…] Myślę, że ten czas, który razem dawno temu, bo daaaawno, ale jednak przeżyłyśmy, sprawił, iż nadal mogę twierdzić, że Zalwkę znam i wiem, jaką jest osobą.

Poznałyśmy się w końcu w 4klasie podstawówy, gdy ja zmieniłam szkołę, bo dostaliśmy już wtedy nasze mieszkanie i wyprowadziliśmy się od dziadków „na swoje”.

Z tymże cały czas mówiła tu o przeszłości [bo to było dla niej w tym momencie ważne, by móc to w końcu z siebie wyrzucić , kiedy udało się jej tą odwagę znaleźć 😉]. Ja więc słuchałam tego, co mówiła, bo czułam, że to ma po prostu czemuś służyć, nie do końca jeszcze wiedziałam [i nadal tak naprawdę tego nie wiem], czemu konkretnie. Ale wierzę w to, że czasem dzieją się takie rzeczy w naszym życiu, które nie do końca da się wyjaśnić i szukać na to jakiegoś wytłumaczenia. Po prostu powiedziałam jej, że na razie chyba musimy najzwyczajniej w świecie zostawić to tak, jak jest, po prostu czasowi [nie siebie!, bo obydwie zbyt wiele razem przeżyłyśmy = oczywiście, że bardzo dawno temu, ale ten czas od 4-tej klasy podstawówki, liceum i studia jednak utworzył jakąś chyba „nierozerwalną” więź między nami, nawet pomimo tego, iż teraz w ogóle już się nie spotykamy…]

Opowiadała mi o tym wszystkim, co najbardziej zapamiętała we mnie „po tym moim wypadku”, co tak bardzo zburzyło jej mój obraz. Jej postrzeganie mnie zmieniło po prostu: MOJE ÓWCZESNE ZACHOWANIE i oczywiście wie, że wiele z tych rzeczy na początku nie było tak całkowicie świadomych i ode mnie zależnych… Dobrze zdaję sobie sprawę, jak to brzmi…, ale uwierzcie mi WIELU RZECZY NIE POTRAFIŁAM WTEDY JESZCZE KONTROLOWAĆ i każdy lekarz może potwierdzić, że wiele robiłam jakby nieświadomie, czy może wychodziło z tego takie „niewiadomoco”, bo potrzebowałam na wszystko dłuższego zastanowienia…, niestety wciąż tak mam, że aby podjąć dobrą decyzję potrzebuję się dłużej zastanowić… [i tu mogłabym przytoczyć całą „litanię” tego], ale napiszę tak mniej więcej, byście choć mogli w ogóle wiedzieć, „oso” kaman,😋 ok? Zatem np.:

  • nieustannie mogłam powracać do tego wypadku, czy jeśli ktoś we wspólnym towarzystwie coś opowiadał, np. znajomy wspomniał coś o swoim samochodzie, ja potrafiłam wtedy podsumować, że ooo, a to taki sam model, jak ten, w którym miałam wypadek… I w tym momencie, ta osoba nie wiedziała, jak ma się do tego odnieść, czy zareagować i w ogóle jak [?] na coś takiego…, zatem kończyło się po prostu w najlepszym momencie zmianą tematu na inny
  • potrafiłam powiedzieć, jak ktoś pokazywał mi jakieś fajne rzeczy, ciuchy w gazecie/ internecie, że …no, tak, gdyby mnie tylko było na to stać, czy coś w ten deseń …[i tu znów ludzie nie wiedzieli za bardzo, jak mają się do tego odnieść]
  • wybuchałam śmiechem lub później już płaczem w sytuacjach, w których nie wypadało [tylko, że to było naprawdę WTEDY JESZCZE ode mnie niezależne]
  • powiedziała mi także, że kiedyś też …, i tu użyła słowa „walnęłaś” [i ja takie oczy 👀, bo nie mogłam w to uwierzyć, że zdarzyło mi się podnieść na kogoś rękę…], a miała po prostu na myśli tylko słowo „powiedziałaś coś” głupiego, bez zastanowienia=> jak widać ja nadal mam problemy ze słownictwem, z ich wieloznacznością, później zapytałam też Zalwkę, jak się mówi np. na „krewetki i kraby”, co to są tak ogólnie? 🤣 I wtedy mi podpowiedziała, że OWOCE MORZA 😋
  • czy, że rzekomo każda rozmowa kończyła się zawsze na tym samym: że albo ja wspominałam coś o tym wypadku, albo też o tym, że zostawił mnie Gutek [ok, nie będę tu się kłóciła, że nie, bo może nieświadomie tak rzeczywiście wychodziło].
 9:06

Zalwka nie chciała mnie nigdy traktować, jak osoby „chorej”, stąd powiedziała, że nawet gdyby tu z nami siedział teraz jakiś lekarz i mówił jej, jakich uszkodzeń mój mózg doznał, to ona i tak nadal by mnie traktowała jak „normalną, zdrową” osobę, bo łączy nas jednak „jakaś więź”.

Bardzo cieszę się, że mi to wszystko powiedziała, bo jak rzekła poczuła OGROMNĄ ULGĘ, gdy mogła to w końcu z siebie „wyrzucić”! Wiecie, ja tak jej słuchałam i aż nie mogłam w to uwierzyć, jaki ciężar musiały te wydarzenia spowodować… Wierzę jednak, że WSZYSTKO DZIEJE SIĘ PO COŚ I ŻE W NASZYM ŻYCIU NIE MA ŻADNYCH PRZYPADKÓW. Ona zaczęła wtedy płakać i mówi, że też tak myśli, ale wciąż się pyta i prosi o jakieś wytłumaczenie tego, CZEMU TO MIAŁO NIBY SŁUŻYĆ??? I niestety nadal go nie znajduje…. Uspokoiłam ją trochę, bo powiedziałam, że może to już się dzieje, właśnie teraz, że po prostu musiała to wszystko przeżyć, by może teraz jeszcze „bardziej” móc być „bliżej” mnie. Powiedziałam także, by cieszyła się z tych małych kroczków, że choćby stworzyłyśmy ten moment, w którym mogłyśmy to sobie wyjaśnić. Jednak absolutnie niczego nie oczekujmy, że teraz nagle wszystko się zmieni, bo to jest przecież oczywiste, że nie! SKORO TEN WYPADEK POTRAFIŁ DOKONAĆ TAKICH POTWORNYCH ZNISZCZEŃ, STRAT I ZMIAN, ŻE NAWET DO „GŁUPIEJ” ROZMOWY [= moim zdaniem”OCZYSZCZENIA”] MOGŁO DOJŚĆ DOPIERO PO 10 LATACH! Nic nie dzieje się tak szybko, a już z całą pewnością, nie powrót do tak ważnych, cennych i wartościowych rzeczy w naszym życiu, jakimi jest przyjaźń!

Powiedziała mi jednak kolejną bardzo ważną dla mnie rzecz, a mianowicie, iż: prócz tego, że zawsze byłam odważna, to także, że zawsze miałam taką „artystyczną duszę” [i muszę przyznać z radością, że obydwie te kwestie nadal są aktualne, a może nawet teraz jakoś paradoksalnie jeszcze bardziej i szczególniej. A ja jestem z tego naprawdę dumna!].

Słuchajcie, tak sobie właśnie z Zalwką rozmawiałyśmy i o wielu rzeczach także trochę „gdybałyśmy”, a to dlatego, że próbowałyśmy razem znaleźć jakąś „rozkminkę”/ „wyjaśnienie” tej sytuacji. Choć może tu znów użyłam nieodpowiednich słów, postaram się Wam to jakoś najlepiej, jak umiem wytłumaczyć 😊. Chodziło nam oczywiście o to, by móc lepiej rozumieć to, co się stało. Tu wypiszę po prostu wszystko, co przychodziło nam do głów [że może czasem wydarzają się w naszym życiu takie rzeczy, na które nie do końca mamy jednak wpływ!] Ja się z tym, jak najbardziej zgadzam, jednak będę twierdziła, że to „w tym życiu”. Bo bardzo w to wierzę, że nie pojawiamy się tu na Ziemi tylko raz, zatem najwidoczniej „czymś” musiałam sobie na to „zasłużyć” i to spowodować w moich poprzednich wcieleniach, że teraz dostałam właśnie takie ciężkie zadania i lekcje do „przerobienia”. Ale, że tak się wyrażę umiem „wziąć to na klatę” i powiedzieć sobie, no ok, stało się i trudno, teraz muszę zacząć z tym jakoś pracować i umiejętnie to „przeobrażać”, by móc, mając TAKIE DOŚWIADCZENIA, zacząć pomagać innym. A naprawdę myślę, że choćby już TEN BLOG JEST NA TO DOBRYM PRZYKŁADEM! 💪🍀🌞Poza tym, jak pisał do mnie kiedyś ten Astrolog: „Podobno nikt nie dostaje zadań ponad jego możliwości.”

Photo by Pixabay on Pexels.com

Polecam także do przeczytania ten mój wpis: https://wordpress.com/block-editor/post/niesklasyfikowana.com/401

Ale ponieważ należę do osób, które są może nie tyle otwarte na wszelkie zmiany, co zdecydowanie odważne [tego właściwie byłam doskonale świadoma, a potwierdziły mi to jeszcze niejednokrotnie inne osoby, z których ust to właśnie słyszałam]. Zatem nasze przypuszczenia dotyczyły następujących tematów:

  • może moje małżeństwo trzeba było jak najszybciej „zakończyć”, bo być może później byłoby mogło się wydarzyć coś jeszcze poważniejszego
  • może to, co się wydarzyło nie było znowu takie wcale najgorsze…
  • bo gdyby np. coś się stało z naszym wspólnym dzieckiem [jakaś tragedia, którą byłoby jeszcze ciężej nam przetrwać itp., itd.]
  • praca w korporacji [w której wtedy byłam zatrudniona] także najwidoczniej nie była mi przeznaczona
  • tak, dobrze wiem, że przecież scenariuszy jest tyle, ile tylko wyobraźnia może wymyślić/ wykreować 😋

Zapytałam także, czy zauważyła, że wciąż używa TYLKO czasu przeszłego? Stwierdziła, że owszem, ale robi to świadomie, poniekąd dlatego, że tego po prostu teraz potrzebuje – tak, jak wulkan, który w sobie „zbiera” lawinę, musi kiedyś wybuchnąć i dać temu upust/ wyjście [a to już mój własny przypis, ahhh… kreatywna jestem, przyznacie 😉] Cieszy ją bardzo to, że nie mam już takich stanów depresji, jednak to, że teraz jest lepiej nie oznacza w/g niej, że już tak będzie na zawsze. Bo, jak mówiła, dobrze pamięta, gdy było ze mną tak dobrze nawet przez kilka miesięcy, a później nagle z dnia na dzień TRACH…i ponownie zaczęłam widzieć wszystko w czarnych barwach.

Teraz [12.03.19] sobie pomyślałam, że NIE ISTNIEJE PRZECIEŻ NIC W NASZYM ŻYCIU, CO POZOSTAJE NA ZAWSZE „NIEZMIENNE”. Rzekłam jednak, że ja po prostu to już „odczuwam”. Szczęście i [tak ważne dla mnie!] bezpieczeństwo. Ok, dziś [12.03.19] uświadomiłam to sobie chyba u tej psycholog, że POSIADAM TERAZ JUŻ TAKĄ SWOJĄ BEZPIECZNĄ „PRZYSTAŃ” i jak sama [psycholog] stwierdziła, może ten etap tej „żałoby” musiał właśnie tyle potrwać. Bo to przecież NIE BYŁO TYLKO JEDNO, A KILKA I TO BARDZO POWAŻNYCH/ TRAUMATYCZNYCH ZDARZEŃ! W dodatku wydarzały się one niemalże „bez jakichś przerw” na złapanie oddechu, chwilę odpoczynku…

A teraz myślę, że brakuje mi zwłaszcza przede wszystkim miłości. Partnera, z którym mogłabym zbudować naprawdę dobry związek, oparty na wzajemnej MIŁOŚCI, zrozumieniu, akceptacji, szczerości i szacunku. Słuchajcie, ja naprawdę jestem chyba jakąś „krejzolką”, bo bardzo w to wierzę, że jeszcze kogoś takiego spotkam i stworzymy świetną parę😊


Potrafię się jednak już cieszyć z tego, co zostało mi dane! Mam przecież przede wszystkim zapewnioną „podstawową komórkę”, MIESZKANIE ==> własny bezpieczny kąt, za który ZDECYDOWANIE MNIEJ PŁACĘ niż za wynajem tamtego lokum – znacznie mniejszego [bez kuchni i balkonu!].

Przekonywałam Zalwkę także, iż teraz staram się bardzo żyć W TU I TERAZ, nie żyję już tą przeszłością, oczywiście, że nie da się tego wymazać, ale chyba się z tym pogodziłam, że wszystkiego [wciąż twierdzę, że tylko: „na razie” i „jeszcze”😋 ] nie potrafię…

Poza tym prowadzę tego bloga [przypominam dopiero od początku stycznia!] i myślę, że zarówno on, jak i jakiś trening fizyczny, który muszę sobie jakoś w mojej głowie ułożyć + może jeszcze kilka wizyt u jakiejś dobrej psycholog. Dobrze jednak wiem, że to JA SAMA będę musiała wykonać tę pracę, ale staram się także nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość [nie mylić: nie robić podstawowych planów, które akurat w moim przypadku są koniecznością! 😋]

Photo by rawpixel.com on Pexels.com
4:15

Tak sobie właśnie rozmawiałyśmy, że ona dobrze wie, jak ja muszę wyglądać nawet dla lekarzy i psychologów. Prawie, że jak taki „terminator”, czy „superwoman”💪🍀😋. Ze wszystkim sobie tak dzielnie poradziłam, z wieloma rzeczami dalej muszę sobie radzić, ale one nie są już dla mnie chyba aż takimi wielkimi problemami! Stanowią raczej, jak to mawiał Lama Ole Nydhal, jedynie „trudności”.

I tak np. jeszcze wczoraj, wiedząc, że Zalwka ma do mnie wpaść, zaczęłam bardzo starannie ogarniać moją chatę i umyłam nawet podłogę, po czym popatrzyłam, że tak ładnie świeci słonko, więc wpadłam na pomysł, wyniosę mop na balkon, by tam sechł….

I co zrobiłam? Bezmyślnie otworzyłam szeroko balkon, zapominając, że zamontowane mam tam w ten sposób rolety, że nie mogę po prostu AŻ TAK SZEROKO OTWIERAĆ TYCH DRZWI BALKONOWYCH.

Także tak...🤣😋😂, hehe. Jak widzicie na tych fotkach, ale pomyślałam sobie, ok, całe szczęście, że całkiem nie odpadły, tylko mi się rozsunęły w dół. Więc nie martwię się tym aż tak bardzo, właściwie to w ogóle już się tym nie martwię! Bo myślę sobie, ok, skontaktowałam się właśnie z kolegą, który mi je montował, obiecał, że kiedyś podjedzie to naprawić [bo obczaiłyśmy z Zalwką, że nic tam nie pękło, jedynie po prostu się obluzowało/ wypadło], a do tej pory najwyżej nie będę osłaniała całkiem tego okna. A tak już spędziłam pierwszą nockę, o wiele gorzej bym się czuła, gdybym wiedziała, że całe drzwi balkonowe są „gołe”/ odsłonięte! Ach, tak i przed chwilką [no, ok, może teraz to już 1,5h temu🤣] 11.03.19 godz. 21 dzwonił do mnie ten kolega i powiedział, że jutro po pracy przyjedzie mi to naprawić 😊 [jak się jednak okazało, zbyt późno wyszedł z pracy, a ja zapowiadałam, że na 19 będę właśnie tam:

Sztuka Podróżowania – Indie

Publiczne · Organizatorzy: Sztuka Wyboru], Jednak ostatecznie jakoś nie miałam już siły i wcale tam nie pojechałam. Umówiliśmy się teraz na czwartek, przy okazji pojadę jutro zakupić taki jak to on się wyraził „odbojnik” 😋, który się wwierca do podłogi, by nie trzeba było zawsze tak uważać przy otwieraniu tych drzwi [o tym poinformował mnie Kamyczek 😊] i powiedział, że jak już będę go miała, to by mi go także zamontował 💪😊.

Jeszcze jest czwartek 14.03.19 już myślałam, że ten znajomy nie przyjedzie, ale wpadł do mnie ze swoją żoną Asią i synkiem Piotrusiem, tak późno, bo dopiero wracali od jego teścia, gdzie byli na urodzinach. I mam już naprawione te rolety, i dobrze mi powiedziała dziewczyna z Castoramy, że skoro tylko przy otwieraniu drzwi balkonowych one mi się po prostu „rozsunęły”, to zapewne należy je tylko dobrze złożyć i wcisnąć. Andrzej kiedyś pracował w Castoramie właśnie na dziale rolet, zatem doskonale to wiedział i mi naprawił. Zakupiłam także odbojnik [a właściwie 2 różne, bo drugi na drzwi od lodówki, by nie obijały o ścianę 😉], także klej [by móc sobie posklejać szuflady w moich cudnych komódkach] i w razie co wzięłam także taśmę dwustronną [gdyż nie byłam już pewna, czy może czasem się nie przyda jednak do tych rolet😋].A na ostatnich fotkach widać także mój piękny storczyk, który sobie zakupiłam, a później dokupiłam do niego doniczkę i także wzięłam worek ziemi, do przesadzenia tego kwiata, któremu robię co tygodniową „kąpiel” i któremu zakupiłam już przecież tą większą doniczkę.

3:49

Już Wam piszę, co się okazało: Otóż Andrzej jednak będzie musiał przyjechać do mnie w sobotę [jutro, czyli 16.03.19] jeszcze raz, bo jednak wziął tylko młotek, a moja podłoga jest betonowa, a nie drewniana, po prostu nie mogliśmy tego wiedzieć, gdyż jest ona po prostu pokryta taką wykładziną 😛

Ach tak i a`propos tej taśmy dwustronnej to okazało się, że miałam „feeling”, że ją zakupiłam, bo okazało się, że przy okazji będzie mógł mi pomóc zmienić stronę tego [hmmm…, nie wiem nawet, jak to nazwać], tego, co służy do ściągania i podciągania rolet, pokazałam na fotce palcem:

Chodzi teraz o to, by ten „łańcuszek” był po stronie zewnętrznej, czyli od tych drzwi balkonowych, bym nie musiała sięgać aż tak daleko, by odsłonić/ zasłonić okno i tak Andrzej powiedział, że za pomocą tej taśmy możemy to uzyskać 😉.

Ok, moi drodzy, zmykam spać, bo mam postanowienie [znowu 🤣], że będę pilnowała, by chodzić spać jeszcze tego dnia, wtedy może będzie mi łatwiej wstawać i ćwiczyć. To pa, życzę Wam dobrej i spokojnej!

3 myśli w temacie “„Nic wartościowego nie przydarzy się umysłowi, który dokładnie wie, czego chce.” Nisargadatta Maharaj

  1. Na pewno nie mam prawa oceniac, co kto czul i jak sie relacje zmienily przez Twoj wypadek. Ale wiem, co to jest przysiega malzenska i co sie w niej wypowiada na glos, przed swiadkami i przed swoja przyszla zona/mezem… ” W szczesciu i chorobie” chyba? Ludzie niegotowi do malzenstwa nie powinni sie zenic. Tu zdania nie zmienie. Nie mowie, ze Twoj byly maz jest zlym czlowiekiem, ale na pewno niedojrzalym i niepotrafiacym udzwignac odpowiedzialnosci za wlasne obietnice.

    Polubienie

Odpowiedz na Seeker Anuluj pisanie odpowiedzi

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

search previous next tag category expand menu location phone mail time cart zoom edit close