„Mówimy często, że przeszłości nie da się zmienić. Musashi wierzył, że nic nie dzieje się bez powodu i wszystko, co się wydarzyło jest potrzebnym etapem na drodze życia.
Roztrząsanie rzeczy, które kiedyś zrobiliśmy, niczego już nie zmieni (…)”

Przeczytała gdzieś o tym i niby dobrze już to wie, jednak czasami nadal zdarza się jej za dużo „pomyśliwać” i gdybać. Będąc wczoraj na siłowni, doznała jednak chyba pewnego „olśnienia”/ „przebudzenia”, choć tu ponownie nie była pewna, czy użyła odpowiedniego wyrazu do określenia tego… Próbowała to wyjaśnić najlepiej, jak umiała:
Do tej pory była przekonana, że pozostali ludzie, ci jak najbardziej sprawni, wstają inaczej z podłogi, niż ona. I pokazała nawet temu Damianowi, jak ona to robi. On na to, że ON W TAKI SAM SPOSÓB! no może „troszkę” szybciej, ale także w ten właśnie sposób! I wtedy ją nieco „zamurowało”…, bo jej się nadal WYDAWAŁO, że z podłogi można wstać jakoś inaczej. Przedstawiła to obrazowo, załóżmy, że leżysz całkiem płasko i coś ćwiczysz i wtedy podnosisz się do siadu i następnie jakoś potrafisz tak się przechylić do przodu, że od razu wstajesz… On jej uświadomił, że siła ciążenia przecież jest inna = prawo fizyki 😋, że ok, możesz w sumie tak też się podnieść, ale i tak musisz się ręką z tyłu odepchnąć/ podepszeć… Ahhh…, zdała sobie sprawę, że jak widać, wciąż opiera się tylko na tym magicznym/ przeklętym słowie WYDAJE SIĘ. Wcale to nie jest niczym podparte, bo to TYLKO ona tak myśli, a jest do cholery całkiem inaczej…
Poza tym wciąż niestety uważa siebie za niewystarczająco dobrą i sprawną. Czuje się z tym cholernie źle, że musi wykonywać takie ćwiczenia i wychodzi jej to tak pokracznie. Lecz ten Damian jej powiedział, żeby absolutnie nie porównywała się do „zdrowych” i całkowicie „sprawnych” osób, gdyż jak wspominał jej wczoraj, nawet oni mają czasem problemy z tymi ćwiczeniami. Poza tym powinna być z siebie dumna, że tyle przeszła i nadal się nie poddaje i „walczy”. Ona na to rzekła, że owszem nawet czasem bywa, tylko, że tak bardzo czuje się z tym niezręcznie, że inni widzą „normalną” w dodatku chyba jednak ładną [tego nie powiedziała na głos, tylko sobie tak pomyślała] kobietę, która ma takie „dziwne” problemy z tymi ćwiczeniami i tak śmiesznie je wykonuje.
A on wtedy rzekł. To teraz posłuchaj, jak ja to widzę, ok? I stała w milczeniu i słuchała, co mówił:
„Ja widzę kobietę, która widać, że ma jeszcze owszem problemy po jakimś urazie, bo stawia choćby takie małe kroczki i ma także wciąż problemy z utrzymaniem równowagi. Ale, ufam, że będziesz tu przychodziła jak najczęściej i trenowała to, co Ci rozpisałem. Rób po prostu swoje i niczym się nie przejmuj! Niech to będzie teraz Twoim zadaniem, traktuj to po prostu jako rehabilitację. Już wiem co nieco o Tobie i widzę, że jesteś jednak „fighterem”, zatem bardzo w to wierzę, że już wkrótce będziesz potrafiła i biegać i także jeździć na rowerze. Musisz tylko wzmocnić te słabsze mięśnie.
Photo by Noelle Otto on Pexels.com Photo by Lukasz Dziegel on Pexels.com Photo by Leon Martinez on Pexels.com Photo by bruce mars on Pexels.com Photo by mentatdgt on Pexels.com
Poza tym, gdy inni, „zdrowi” będą na Ciebie patrzeć, jak dzielnie ćwiczysz i nie poddajesz się mimo wszystko, to będą mogli brać z Ciebie tylko przykład. Wspomniał tutaj o Bruce Lee, który miał także uraz. Dowiedziała się tego po raz pierwszy, ale to by się jej zgadzało… Skojarzyła sobie bowiem to od razu z jego różnymi mądrymi słowami, właśnie o tym, by łatwo się nie poddawać, itp., jak choćby ten:
Zawsze bądź sobą, wyrażaj siebie, miej wiarę w siebie, nie poszukuj ludzi sukcesu po to, aby stać się kopią ich osobowości.
W domu odszukała także w Wikipedii coś o tym właśnie jego „wypadku”:
W 1970 roku Bruce Lee doznał poważnej kontuzji pleców podczas treningu. Mimo złych rokowań lekarzy, po długiej rehabilitacji, znów zaczął ćwiczyć sztuki walki. Podczas leczenia kontuzji napisał książkę Tao of Jeet Kune Do, która została wydana dopiero po jego śmierci. https://pl.wikipedia.org/wiki/Bruce_Lee
Damian = trener powiedział, że Bruce Lee także na początku nie umiał chodzić i był nawet taki czas, że lepiej poruszał się na rękach niż na nogach 😉
Swoją drogą, pomyślała, że to jest takie niesamowite, że zawsze Ci, którzy niejako „dotykają dna”, odnajdują w sobie jeszcze siłę, by móc dawać ją innym. [choćby poprzez takie mądre słowa]
Poza tym wczoraj udało mu się w końcu dokonać Badania Składu Masy jej Ciała. I muszę przyznać, że wyszedł on całkiem nieźle – choć jak to on się wyraził, „może nie jest idealnie, ale nie jest także źle”
Ona na to: „Idealnie nigdy nie będzie, gdyż to słowo w ogóle nie istnieje”🤣😋 Przyznał jej rację, ale powiedział, że widać tu „czarno na białym”, że częściej używa prawej ręki [może też dlatego, że jest przecież praworęczna? :P] po przybliżonej ilości tłuszczu na tej ręce i prawej. Ale umówmy się, tym się wcale nie przejęła, gdyż obiecała sobie, że będzie to ćwiczyć. Po to w końcu wydała kasę na tą „fizyczną pracę nad sobą” i nie zamierza zmarnować przy tym ani minuty. Nie żeby miała zamiar chodzić tam teraz codziennie, ale postanowiła sobie, że w końcu nie po to została nazwana kiedyś w Wiedniu „walecznym typem”, by teraz zaniechać tego zadania.
Rozpisał jej także plan treningowy, wstępnie miała robić 4 serie po 10 powtórzeń, jednak jak zobaczył, że to wstawanie jedną nogą [na przemian] na podest nie sprawia jej aż takich trudności, zwiększył od razu do 15 😊 Powiedział także, by tak może po tygodniu zwiększała sobie tą ilość tych wykonywanych powtórzeń, aż w końcu kiedyś zobaczy, że to co wydawało jej się takie trudne na początku, będzie, może nie od razu, jakoś mega łatwe, ale wszystko przyjdzie z czasem. A dobrze to widział, że trafił na osobę bardzo zmotywowaną, która zawsze sobie powtarza, jak nie dziś, to dokonam tego jutro, jak nie jutro, to pojutrze, a jak jeszcze pojutrze mi się nie uda… to na pewno wkrótce. Grunt to się nie poddawać!
Obejrzała właśnie beznadziejny film, w trakcie którego jeszcze wylała jej się yerba, zjadła beznadziejnie dużo w trakcie oglądania tego badziewia. Tak ją cholernie rozjuszył ten film [nie żeby jakoś była zła, bo bardzo wierzy w Boga, nic z tych rzeczy!] Właściwie ten film jeszcze bardziej jej uświadomił, że słusznie nie oddaje i nie powierza już swojego życia nikomu! Ufa po prostu najbardziej chyba „głosowi” swojego serca, który odkąd pamięta jednak wskazywał jej dobry kierunek [pomimo, że ona jakoś nigdy nie była w 100% tego pewna…] A propos jeszcze tego filmu, to rola Piercea Brosman`a
była naprawdę niesamowita. Wcielił się genialnie w rolę tego „nawiedzonego” niemalże pastora, zagrał po prostu go wyśmienicie 😋 Odniosła wrażenie, że odgrywa on w nim rolę guru niemalże sekty pod nazwą jakiegoś tam kościoła… W każdym razie była na siebie cholernie zła, że zmarnowała na to tyle swojego czasu, który mogłaby przecież przeznaczyć na tysiąc innych spraw, których wciąż nie zrobiła… Gdyż cały film był dla niej jakiś „chory” i pokazywał, jej zdaniem, jakąś cholerną „wypaczoność jakiejś chorej rodziny”. Gdybyście mogli tylko ją ujrzeć, to była, jak świadoma tortura…🤣Po prostu SMUTEK!
Ale pomyślała także, że nie będzie się nad sobą użalać! Tylko trzeba działać! Zmyka więc poćwiczyć na siłownię…, choć po tym beznadziejnym obiedzie w „towarzystwie” nie mniej beznadziejnego filmu, czuje się nadal ociężała. Ale potrzebuje trochę ruchu, zatem już przygotowała się na siłkę znowu.