, ale my patrzymy na pierwsze drzwi tak długo, że nie widzimy tych drugich.” Helen Keller
Nie uwierzycie, co się stało? Wciąż próbowała tu „osadzić” jakąś najbardziej „odpowiednią” piosenkę… Ciągle wskakiwała jej jakaś inna…, jednak za którymś już kolejnym razem wpisała właśnie tą, którą teraz słyszycie i Voilà! Postanowiła, że ją tu zostawi, bo właśnie ta najlepiej o niej będzie tu mówić. O tym, kim ona tak naprawdę jest, jakim stała się człowiekiem! Zdecydowanie przyczyniły się do tego wydarzenia z jej życia! A bardzo kocha to życie i NIE MA DO NIKOGO O NIC ŻALU, ANI ŻADNYCH PRETENSJI! Jest tego bardzo świadoma, że w życiu nie ma żadnych przypadków! Mało tego, teraz już nawet potrafi to dostrzec, że zarówno, to, co się w naszym życiu nam przydarza „przez los” :P, jak i przez innych ludzi, jest tym, co mogło się wydarzyć nam najlepszego właśnie w tym danym momencie.
Ona niezmiennie bardzo kocha to życie, mimo, że ono bywa/-ło dla niej właśnie takie czasem nawet okrutne …
To teraz coś o tym, jak było u tej terapeutki:
Właściwie usłyszała po raz kolejny to samo: wielkie zdziwienie i niemalże szok, za którym płynęły słowa: W JEDNEJ RODZINIE TAKIE TRAUMY ???😲 👀😲
W skrócie:
- brak ojca– rodzice wprawdzie rozwiedli się jak była malutka, bo pierwsze urodziny „świętowała” już z mamą u swoich dziadków [rodziców mamy], do której także pomogli ich [tu znów będzie skrót;-)] „przetransportować” dziadkowie
- ma młodszego o 3 lata brata, jak się można domyślić 😋 od innego ojca, którego jej mama
zastała w łóżku z… kochanką… Teraz nie wie, czy to widziała, lecz z całą pewnością zapamiętała swoją mamę płaczącą… Właśnie [03.05.19] rozmawiała ze swoją rodzicielką i dowiedziała się, że WCALE NIE W ŁÓŻKU ich widziała, tylko on wrócił z jakiejś imprezy z tą kobietą, a ona [mama] była wtedy tam właśnie z nią w domu. Mówiła jej, że niby położyła ją później w łóżeczku w drugim pokoju, by ta tam sobie spała… Jednak, jak widać to dziecko chyba nie za bardzo mogło usnąć, bo wciąż myślało… i choć jej mama nie może tego zrozumieć, ale ona jednak obiecała sobie, że już nikomu nie pozwoli jej (swojej mamy) skrzywdzić!
I tu Bogusia terapeutka jej powiedziała, że to jest straszne, że właściwie 2,5- letnie[!] dziecko musiało czuć się już tak obciążone… A ta dziewczynka właśnie pamięta [mniej więcej od tego zdarzenia], że przyjęła na siebie rolę „takiego dorosłego”, odpowiedzialnego za wszystko człowieka. Za siebie, za brata i właściwie za mamę również…
Terapeutka słuchała tego ze smutkiem rozumiejąc, jak tej dziewczynie było ciężko już wtedy, nie miała bowiem nigdy żadnego oparcia ani w ojcu, ani także w mamie, o którą podświadomie narzuciła sobie „troszczenie się”… Dlatego m.in. nigdy przy niej nie płakała, bo wiedziała, że może tym także ją zranić, a ona tak bardzo już nie chciała jej niczego więcej „dokładać”… Czuła się po prostu, jak taki „cyborg” i pozostała chyba nim do dziś… , [co zresztą było po niej widać, gdyż nawet opowiadając o tym, nie uroniła żadnej łzy, a bardzo na to liczyła, że uda jej się to choć tam!]
- nigdy nie mogła być tak naprawdę dzieckiem…, dlatego chyba właśnie wciąż jest w niej z niego tak dużo…, wciąż czuła się taka niekochana i niedowartościowana przez to wszystko… NIE MOGŁA CZUĆ SIĘ PO PROSTU NIGDY BEZPIECZNIE…
- NIECAŁE 3 MIESIĄCE [sic!] PO ŚLUBIE = JEJ WYPADEK SAMOCHODOWY [w skrócie o tym wypadku: jadąc do pracy w „korpo” wpadła w poślizg i na latarnię, w szpitalu spędziła 0,5 roku w tym, prawie 2 m-ce leżała w śpiączce farmakologicznej, pracowała w korporacji, gdzie mimo braku doświadczenia z księgowości, radziła sobie jako młodsza księgowa całkiem dobrze i firma była z niej zadowolona, posługiwała się dobrze językiem niemieckim, a to, nie ukrywajmy, było także priorytetem]
- OK. 3 LATA PO JEJ WYPADKU, gdy jej mama myślała, że już nic gorszego nie może jej się przytrafić, dowiaduje się…, że jej młodszy syn [a BRAT naszej bohaterki] TAKŻE LEŻY NA OIOMIE [aby było „atrakcyjniej”] Marcin tam wylądował [dosłownie!, gdyż był transportowany helikopterem] 26.05.2012, czyli w Dzień Matki…,
Marcin skoczył do wody na główkę, czego skutkiem jest naderwanie rdzenia kręgowego i poruszanie się wózkiem inwalidzkim. [o nim chciałaby uczynić osobny wpis na blogu]. Ok, to teraz dalsza część [właściwie znów w MEGA SKRÓCIE/ really briefly/ kurz und bündig😉]:
- dostała się do pracy w kolejnej korporacji Bayer [jakimś „cudem”, 😋 ona zawsze tak uważała, że wszystko, co dobre jej się przytrafiało, to jakiś „szczęśliwy traf losu”]
- mąż wyjechał do pracy do Niemiec
- ona – po 2 tygodniach szkoleń tam, zrezygnowała z tej pracy, bo stwierdziła, że nie da rady, wszystko było dla niej zbyt trudne i ją przerażało…, a w domu została sama i nie miała żadnego wsparcia… [dodam tylko, że w nikim tak naprawdę tego wsparcia nie miała, bo przecież własnej mamie nawet nie mogła sobie popłakać…]
- Gutek [= jej ówczesny mąż; gdy się o tym dowiedział] prawie że natychmiast wrócił z tej pracy [bynajmniej nie po to, by ją wesprzeć…], wciąż słyszała pytanie jego i swojej przyjaciółki – która także została zatrudniona w tej samej korporacji: DLACZEGO W OGÓLE ONA TO ZROBIŁA???]
- pamięta tylko, że wychodziła jeszcze sobie na spacery niedaleko domu [z kijkami do nording walking] i powtarzała sobie w myślach: „jeszcze zobaczycie, że nie jestem taka całkiem głupia i „do niczego”, może zdziwicie się nawet kiedyś, gdy się okaże, że jednak się do czegoś nadaję!”
- ponieważ mimo wszystko, aplikowała cały czas do Bayer [zwłaszcza dlatego, że, gdy będąc pewna, iż wyjdzie stamtąd z płaczem… okazało się coś wprost przeciwnego! Po rozmowie z Torstenem i później Arkadiuszem (swoim wspaniałym team leaderem) jeszcze uśmiechała się z niedowierzaniem w to, co usłyszała. Pamięta tylko, że z całą pewnością Arkadiusz L. (może dlatego, że z nim rozmawiała po polsku, hehe 🤣) rzekł do niej, by wróciła do domu, może pojechała sobie nawet do rodziny w Elblągu, trochę tam odpoczęła, ale by nadal pamiętała, że drzwi firmy BAYER zawsze stoją przed nią otworem😲] i jakiś czas później, gdy tam regularnie nadal aplikowała [widząc to samo wolne stanowisko] dowiedziała się, że ponownie udało jej się tam pracę dostać! [pamiętajcie proszę tylko, że to wszystko jest naprawdę w MEGA WIELKIM skrócie😉]
- w międzyczasie utracili z mężem mieszkanie, które zabrał im komornik, ponieważ kredyt nie był spłacany
- Gutek znalazł jakieś inne 2 – pokojowe na wynajem
- po tym, jak odkryła, że ją zdradza, ten stwierdził, że: „któreś z nas musi się wyprowadzić, bo inaczej staniemy się swoimi wrogami…” – nieźle, co?
- nadzwyczajnie szybko zaczęła „logicznie” myśleć 😋i stwierdziła, że jej samej [z pensji na pół etatu] nie będzie stać na wynajmowanie tego mieszkania – 2 koła/m-c + dojazdy do pracy… i w tym momencie zaczęła szukać sobie SAMA jakiegoś tańszego lokum bliżej pracy
- znalazła tą „kawalerunię” [małą i drogą], w której z kolei pamięta, jak kiedyś odwiedziła ją mama i nasza bohaterka wtedy rzekła do niej: „Wiesz, mamo, ja właściwie tak naprawdę nigdy nie czułam się dzieckiem u nas w rodzinie…” Jej mama zaś do niej z mega zdziwieniem: że no, jak to? Czego Ci niby brakowało? Miałaś przecież dach nad głową, jedzenie, babcia przecież zawsze ugotowała obiad, dziadkowie zabierali was nawet na wakacje… no nie skomentuje tego już w ogóle… OD KIEDY TO WSZYSTKO MATERIALNE/RZECZOWE ZASTĘPUJE CZŁOWIEKOWI [tym bardziej małemu, bezbronnemu!] MIŁOŚĆ I BEZPIECZEŃSTWO? pomyślała sobie …
- [na fotkach poniżej- znalazła jeszcze w swoim telefonie – zdjęcia tego właśnie swojego lokum, jednak wiedzcie, że na początku wcale ono tak nie wyglądało: nie było szafy, lodówki, suszarki do naczyń i tej do suszenia ciuchów, nie było nawet wszystkich podstawowych naczyń…obrazki, kwiatki, koc na wersalce = są także jej własnością]
poniżej kartony, z których kreatywna ona, uczyniła sobie szafki na ubrania i dokumenty 💪
- Przy mamie po dziś dzień włącza jej się taki „program”: pokazuj, że jest dobrze, że sobie radzisz dzielnie [co kurcze, JEST PRZECIEŻ W 100% PRAWDĄ!], i tu znów: tym bardziej, że mama teraz jest już po 3 przeszczepach rogówki i wciąż nie widzi na jedno oko… Ale wracając dalej do jej mamy:
- Zatem najpierw jej nie wyszło z dwoma mężczyznami: jej ojcem i ojcem jej brata
- później z kolei miała także „tymczasowo” związek z sąsiadem z dołu, który również nie przetrwał…
- Pamięta jednak, jak kiedyś jej były mąż powiedział do niej, że spójrz tylko na swoją mamę: może jesteś taka sama, jak ona?!? Jej też jakoś „dziwnym trafem” z żadnym facetem się nie ułożyło… Zaczęła się już nad tym bardzo zastanawiać, że może rzeczywiście ma on racje i to z nią i jej mamą jest coś nie tak…???
- Usłyszała jednak także jakieś „dobre wieści” z ust Bogusi, a mianowicie, że ponieważ „Gutek” [to ksywka jej „byłego”] się nią opiekował i nie zostawił od razu po ślubie i wypadku + płaci także alimenty nie narobił sobie żadnych karmicznych długów na przyszłość, ona sama także nie została przez nikogo przeklęta [pomyślała sobie, no ku… chociaż to! w tym całym gównie😋🤣🤔]
Bogumiła nie pozwoliła jej niczego nagrywać, gdyż stwierdziła, że nie ma przecież najmniejszego sensu, utrwalać rzeczy, których chcemy się pozbyć. „To” właśnie trzeba OCZYŚCIĆ! Nawet ona sama będzie później paliła te kartki, na których to wszystko rozpisała.
A pytała ją o jej rodzinę, rozrysowała wszystkich niezbędnych do tego członków jako „kółeczka” i tam gdzie wiedziała napisała także ich imiona. Zapytała o datę jej urodzenia, jej byłego męża, również o datę ich ślubu i tego jej wypadku. Ta już nie kazała jej w ogóle wychodzić, tylko siedziała przy niej/ przed nią z tym wahadełkiem…
Naprawdę, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak to brzmi! Ona sama jeszcze kiedyś, by w coś takiego kompletnie nie wierzyła i uznała to za jakieś co najmniej śmieszne „bujdy” i wręcz „czarymary”. Teraz jednak nie tylko tam siedziała poważnie, ale też może nie tyle „spokojnie”, co z „przejęciem” słuchała tej babeczki. Niejednokrotnie analizowała sobie w głowie to wszystko i chyba zaczynało to coraz bardziej do niej dochodzić, że przecież jakby wydaje jej się to wszystko jakieś „znajome(?)”…
Photo by Felipe Balduino on Pexels.com Photo by Isabella Mariana on Pexels.com Photo by Luizmedeirosph on Pexels.com Photo by Bia Sousa on Pexels.com Photo by Pixabay on Pexels.com
Bogusia powiedziała jej, iż „widzi” [pracując tym wahadełkiem po swojej kartce z tą rozpisaną „mapką” jej całej rodziny], iż zarówno ona jak i Arek [= jej były mąż] nie byli w ogóle powiązani ze sobą w żaden sposób karmicznie, zatem, jej zdaniem [i nie tylko już jej zresztą!], ten wypadek był tylko właściwie „pretekstem” do tego, by ten związek się zakończył/ rozpadł, gdyż on i tak nie miał szans na przetrwanie….
Ale zaniepokoiło ją znacznie bardziej co innego, że [jak rzekła Bogusia] widać, jak nic, że „coś nie tak” jest z jej rodem od strony matki, że tam musiało się „coś” zadziać. I teraz zadawała jej tyle różnych pytań, jak np. o dziadków, czy oni byli szczęśliwi, jak ich życie wyglądało… itp. No kurczę, a cóż ona mogła tak naprawdę wiedzieć? Mówiła tylko to, co jej się wydawało, jakie wrażenie odnosiła. Byli zawsze pomocni i zawsze mogli na nich liczyć, zabierali ich na wakacje do rodziny na wieś, gdzie jeździli pociągiem z ciężkimi torbami (a dziadek pomagał tam swojemu bratu przy żniwach). Mogli tam spędzać miło czas, bawić się i jeździć na rowerze, „biegać z kurami”😉, wieczorami „po pracy dorosłych” siadali nawet razem i grali w karty. Pamięta także dziadka, że zawsze można było na niego liczyć, w takich właśnie „męskich sprawach/ czynnościach”, gdy trzeba było coś zrobić do szkoły [np. karmnik itp.], babcia z kolei pokazywała, jak się szyje na maszynie i takie różne rzeczy właśnie od strony bardziej kobiecej. Często po dziś dzień zdarza jej się nazwać babcię „mamą”, bo właściwie ona zawsze nią wg. niej była. Później zaś już nawet jeździli razem z dziadkami i ulubioną ciocią i wujkiem na wczasy nad morze. Poza tym dziadkowie żyli razem w zgodzie, oczywiście były różnice zdań, jak to w każdym związku przecież bywa…
Bogusia stwierdziła właściwie to samo, że przecież dziadkowie nie dzielą się żadnymi smutnymi rzeczami z wnukami, nawet same dzieci czasem nie wiedzą wszystkiego, bo „nie powinny”. A już te starsze „wojenne” pokolenia to tym bardziej żyje w całkiem innych realiach, co absolutnie nie oznacza, że gorszych! Nawet czasami lepszych, bo takich „stabilniejszych” [„pokolenie powojenne” potrafiło przecież cieszyć się z tego, co ma! Że żyje, że ma rodzinę! I o nią dbali, a nie mieli wcale takich potrzeb, wymagań i udogodnień, co obecne społeczeństwo, a mimo to byli szczęśliwi!].
Nawet, jak się dowiedziała, przychodziła do tej Bogusi kobieta, która okazało się, że miała młodszego brata, który zmarł! A ona o tym nic nie wiedziała, [mimo, że to nie było żadne poronienie, tylko dziecko się urodziło i postawiono mu nawet grób!]. No historie takie, że głowa mała…
Ale koniec o innych, tylko dalej o tej naszej dzielnej bohaterce…, która wciąż tego nie dostrzega, jaką jest naprawdę niespotykanie silną… i przez to chyba też wyjątkową kobietą. Wciąż myśli, że jest taka przeciętna, ba! co więcej, widzi nieustannie w sobie tyle swoich wad i niedociągnięć! A właśnie choćby ja przeglądając jej zdjęcia na telefonie, dostrzegam w nich, że jej życie mogłoby być co najmniej „materiałem” na jakąś książkę, tudzież nawet może film… Do każdego zdjęcia mogłaby opowiedzieć jakąś historię [i to wcale nie „jakąś przeciętną”, czy wymyśloną!] Jej życie naprawdę zbudowało kawał „grubej” historii. Ona bowiem nigdy nie siedziała z założonymi rękoma i nie czekała na jakiś cud, tylko często sama je czyniła [choć w jej oczach i przekonaniu to oczywiście wcale tak nie wyglądało…]
Przed chwilą [ok, już raczej nie tak całkiem: „przed chwilą”, bo dokładnie to jakoś było po godz.19:00, 01.05.19😋] skończyła rozmawiać ze swoją babcią, [a uwielbia jej wprost słuchać, tak bardzo rozmowa z nią poprawia jej humor, jest mega dumna z tego, że ma tak mądrą, dzielną, wytrwałą babcię- która jest po kilku poważnych operacjach kręgosłupa i wie, że cholernie boli ją biodro… Już prawie nie może chodzić, [porusza się o kuli] ale za każdym razem, jak ją pyta o zdrowie, słyszy niemal to samo: „no wiesz, lepiej już na pewno nie będzie, muszę żyć z tym bólem, a tak poza tym to dziękuję, jakoś sobie radzę!” Prawda, że jej babcia jest wspaniałą kobietą?!]. Od niej się właśnie dowiedziała, że jej mama MIAŁA JEDNAK JESZCZE KOLEJNEGO o rok MŁODSZEGO BRACISZKA o imieniu Heniu, który zmarł w wieku 5- miesięcy! [zatem po raz kolejny jakby „coś jej to mówiło”(pierwszy raz tak właśnie odczuwała u tej pani numerolog). Tam na początku również „wydawało” jej się, że jej imię z bierzmowania to „Maria”, tak jak i jej mamy…, później choć nie uzyskała odpowiedzi z parafii, mama jej właściwie [także nie wiedząc w 100%], ale powiedziała, że jej również się wydaje, iż wzięła sobie to imię właśnie).
Ona w każdym razie czuje się chyba, NIE, NIE, NIE! I TU WCALE NIE ŻADNE „CHYBA”! BO ONA PRZECIEŻ NADAL CZUJE SIĘ OPIEKUNKĄ/ PSYCHOLOGIEM, czy kim/ czym tam jeszcze innym dla tej swojej mamy… I to ją szczerze mówiąc tak wykańcza. Ta świadomość, że ona przecież nigdy nie mogła być tak naprawdę dzieckiem [a zawsze o tym marzyła, by sobie choćby tak przy własnej mamie najzwyczajniej w świecie popłakać, jak normalne dziecko! By ją także ktoś przytulił!]. W KOŃCU OTWARCIE PRZYZNAJE, ŻE MA DOŚĆ TEGO NIEZDROWEGO, CHOREGO WRĘCZ ODWRÓCENIA RÓL!!! Ona nie może przecież wiecznie tylko się kimś [nią] opiekować! Sama przecież także wymaga „opieki i troski”. Przez to wszystko może nawet „szczególniej” i „tym bardziej” [a ten wypadek niejako to jej uświadomił, spowodował ponowne otwarcie się tej dziury i niezabliźnionej rany!] Zobaczcie, przecież tu znów, dostrzega kolejne dobro: równie dobrze mogło być tak, że gdyby „pozornie” wszystko było ok, to może nigdy nie zaczęłaby się nawet tej ranie bliżej „przyglądać”, nie pochyliłaby się w ogóle nad nią, bo uznałaby, że tam na pewno wcale NIC TAKIEGO nie ma…, mówiłaby sobie, że to zapewne jej się tylko tak „wydaje” i z całą pewnością sobie coś „wymyśla”, „dopowiada/ wkręca”. A w życiu by tego nie nazwała! Tylko „naklejałaby” na to jakieś kolejne „plasterki”, a tam powolutku zbierałaby się ropa, coraz bardziej by bolało, aż w końcu powstałby jakiś „zgorzel”…, czy coś takiego 😛
Ok, stwierdziła, że chyba rzeczywiście musi się trochę przejść…- była wynieść śmieci i zrobiła sobie prawie 40-sto minutowy spacer, odkryła nawet fajne miejsce i pstryknęła tam kilka fotek 😉 [patrz poniżej] Tak właśnie sobie szła i myślała o tym, jakież to byłoby ułatwienie dla niej, gdyby tak jej myśli mogły „wskakiwać” od razu na ten pulpit = u niej w głowie naprawdę co chwila powstaje jakiś pomysł na coś/ myśl, itp. Tak spacerując pomyślała nawet sobie, że przecież to także kiedyś może okazać się możliwe! Ona wierzy w takie różne rzeczy, bo skoro już jesteśmy w stanie „wydrukować” własne narządy 😛
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1651030,1,naukowcom-udalo-sie-wydrukowac-dzialajace-ucho-miesien-i-kosc.read
Co jednak zauważyła, że jej mama już poniekąd „odrabia” chyba trochę te lekcje… ze swoim wnuczkiem właśnie. Wprawdzie dostrzega wciąż jeszcze jej jakieś jednak braki. Zwłaszcza są to chyba te „niedociągnięcia” wynikające głównie z „różnic pokoleniowych” [że nadal mówi mu np., iż coś „powinien”, a czegoś innego z kolei „nie można”, czy „nie wypada” robić itp.]. Jest nawet w stanie to poniekąd zrozumieć…, choć bardzo też dostrzega, jak jej mama właśnie się nieustannie [zdecydowanie bardziej chyba jednak „nieświadomie / podświadomie”, niż całkiem realnie/ „z rozumem/ rozumowo” i całkowicie świadomie 😋] uczy nowych rzeczy, właśnie choćby dziś [03.05.19] jej powiedziała, że pamięta, gdy ona [nasza bohaterka] rzekła do niej kiedyś, jak mama nie miała za bardzo pieniędzy dla nich na święta, by móc zakupić im jakieś prezenty… Ta powiedziała jej po prostu:
„Mamo, przestań, to wcale nie jest takie ważne, NAJWAŻNIEJSZE PRZECIEŻ, ŻE MAMY SIEBIE”– prawda, że mądrze to dziecko jej wtedy odpowiedziało?
To, co teraz zauważa, to jakiś niesamowity czas, właśnie takich chyba nazwijmy to „oczyszczeń”. Z jednej strony, doskonale wie, jak to może „dziwnie”, bo niemalże „magicznie, czarodziejsko i całkowicie nierealnie” brzmieć, lecz wcale chyba nie do końca z tej „pięknej i dobrej” strony…, bo jednak ma świadomość tego, że to wszystko/ jej życie teraz stało się takie jakby bardziej „mroczne”. Ale jest też świadoma tego [w ogóle to ona jest naprawdę bardzo mądrą istotą!], że aby móc zbudować coś dobrego i stabilnego, trzeba najpierw zająć się przygotowaniem pod to czystego gruntu i dobrych materiałów!
No to [gdyż znów powtrącała tu z kolei inne rzeczy], powracamy do tego, co trzeba dalej oczyszczać. W życiu zdarzyło jej się już jednak popełniać błędy, lecz na całe szczęście wie o tym, że:
POPEŁNIANIE BŁĘDÓW NIE JEST ABSOLUTNIE NICZYM ZŁYM! TO Z NICH WŁAŚNIE CZŁOWIEK MOŻE SIĘ NAJWIĘCEJ NAUCZYĆ.
Bo jak tu inaczej się najlepiej uczyć, jak nie poprzez własną praktykę???!😋
Tu jednak nie chodzi o to, by sobie coś „wytykać”! Woli już mówić o dobrych rzeczach, które dostrzega. A widzi, że np. jej mama z Kacperkiem rozmawia, mówi mu, tłumaczy i wyjaśnia wiele rzeczy, jak choćby to, by ten łatwo nie rezygnował i się nie poddawał… [i tu podaje mu przykłady, jak to np. jego tata, gdy był mały to też się „tego” NA POCZĄTKU obawiał, a później okazywało się, że wcale nie było to takie straszne i nie było warto się czego/kogo bać 😉] I widzi, jak na niego to „działa”. Słyszała również opowieść o tym, jak zawiązała kiedyś Kacperkowi oczka, by ten mógł próbować jeść nowe produkty i po smaku odgadywał, czego właśnie skosztował😉
Ale także coś znacznie ważniejszego: KACPUŚ W OGÓLE NIE MA TAKIEGO PROBLEMU Z PŁAKANIEM, jaki ona miała…, PO PROSTU PŁACZE, A BABCIA WTEDY GO PRZYTULA! 😊 [o czym ona zawsze marzyła!!!] Na całe szczęście już wie, że jest dorosła i tego nie da się przywrócić. Niejako się z tym więc pogodziła, bo co zrobisz, jak już nic w tej kwestii nie da się zrobić? 😋 Jedynie cieszy się bardzo, że jej mama „uczy się” teraz tego razem ze swoim wnuczkiem. Może to dziwne, ale dochodzi do wniosku, że ona [jej mama] chyba tego wtedy jeszcze nie potrafiła, gdyż była „obciążona” swoimi własnymi problemami, które w tym czasie ją najwidoczniej przerastały. A Kacperek teraz wszystko ratuje, „uzdrawia” i „leczy” tą całą sytuację! Tak się cieszy, że on się pojawił w jej życiu!!! W dodatku jest tak mądry, że np.w trakcie płaczu właśnie potrafi nawet sam mówić/zapytać: „Babciu, przytul mnie teraz, to ja się wtedy będę powolutku uspokajał”. A ona [babcia] to robi i sprawia jej to ogromną radość, że może komuś przynieść ulgę, pomóc. W ten sposób bowiem zaczyna się czuć znów potrzebna [a słyszała nie raz jej radosny głos, gdy coś o swoim wnusiu opowiadała] 🤗
Prawda, że jest cudny ten młody człowieczek?
Ok, postanowiła sobie, że musi dbać przecież o to, by kłaść się wcześniej spać, a nie później leżeć „skonana” długo w łóżku! Tym bardziej, że jutro ma sprzątanie, prasowanie tej sterty ubrań, chce także pójść do sklepu zakupić trochę żywności, by jej mama, która przyjeżdża do niej w niedzielę z obiadem😊 [ponieważ w poniedziałek ponownie ma wizytę tu u okulisty] nie musiała tyle już rzeczy z domu dźwigać.
szafka z kartonu jest po prostu świetna świetny pomysł
PolubieniePolubienie
Poruszający wpis… Głęboki, jest Twoim naturalnym procesem oczyszczania się. Lecz to dopiero początek tego procesu. Natomiast niezwykle ważny. Napisałem do Ciebie na e-mail :)) Pozdrawiam Cię ciepło.
PolubieniePolubienie
Świetnie Alchemist, tylko, że ja nie umiem już wejść w mojego @… ,nie umiem nawet Twojego tu znaleźć…, zatem proszę Cię prześlij mi swój adres @
PolubieniePolubienie