​ŻYCIE JEST TRUDNE – z założenia

CIERPIENIE JEST PODSTAWĄ ROZWOJU​ (…)

„Przed zachodem słońca” Richard Linklater

Ponownie narobiła sobie zaległości… Ach…, cóż ona u siebie nieustannie obserwuje = tą ciągłą, permanentną wręcz zmianę nastroju i teraz nie wie, czy tylko ona to jeszcze bardziej jakoś u siebie dostrzega i odczuwa, czy naprawdę wszyscy tak mają, tzn. nie chodzi jej absolutnie o fakt, że wszystko się zmienia. Gdyż to jest przecież taką „oczywistą oczywistością”, ma raczej na myśli to, że poważnie ona tak bardzo to u siebie widzi i dostrzega, te zmiany swojego nastroju, od takiej dziecięcej wręcz euforii i radości po stan „nic mi się nie chce” i „najlepiej zostawcie mnie w spokoju”, bo potrzebuję po prostu pobyć sama i już! [teraz już wie, że w ten sposób objawia się jej zmęczenie/ znużenie, a najbardziej chyba przepracowanie wszystkim, np. dziś 19.07. wstała wcześnie do lekarza, nie zdążyła zjeść nawet do końca śniadania, ale zjadła tyle, by móc wziąć swoje leki…]

Właśnie w takich momentach czuje, że to może nawet dobrze, że wciąż jest sama…, bo ona chyba nie bardzo umie być wśród innych ludzi. Nie! Dobrze wie, że nie jest to prawdą! Zdaje sobie sprawę, że z całą pewnością inni ludzie są po prostu do życia potrzebni, ponieważ w ten sposób tworzy się przecież „społeczność”, co więcej jest świadoma, iż człowiek to „zwierzę stadne”. Jednak ona, NIE BĘDZIE JUŻ PODKREŚLAĆ, ŻE „PO TYM WYPADKU” tak ma…, bo jedyne, co zauważyła, to, że właśnie obecnie jej organizm szybciej ulega zmęczeniu i właśnie takiemu wyczerpaniu! Tylko tyle!

Przecież to jest całkowicie normalne, że nie w towarzystwie każdego czujemy się dobrze! Nie z każdym musimy się dobrze rozumieć, „nadawać na tych samych falach”. W przeciwnym razie moglibyśmy twierdzić, że wszędzie mamy tylko przyjaciół, sytuacja trochę, jak z fejsa i innych portali społecznościowych, nieprawdaż? 😋

I tak jest ona przecież niesamowicie dzielną osobą, która na swoich barkach jednak nie mało dźwiga i wcale jakoś specjalnie z tego powodu nie narzeka! Będzie tu czyniła po prostu obserwacje siebie z każdego dnia, w końcu po to stworzyła ten blog, by sobie pomóc! Stwierdziła, że niejako jest zmuszona notować każdy swój dzień tutaj, gdyż inaczej narobią się jej straszne zaległości we wszystkim. A propos tej ciągłej zmiany jej nastroju, to jak jeszcze dziś [a mamy już 17.07.19] ŚRODA wyszła z domu taka szczęśliwa, to powróciła niestety mega zmęczona i wyczerpana wszystkim… Ale może zanim do tego dnia dojdzie, opisze najpierw, jak jej poprzednie dni wyglądały, ok? Zatem najlepiej po prostu powkleja to, co już sobie wcześniej każdego dnia napisała i tak:

Dziś mamy sobotę 13.07.19, godz. 19:01, a ona czuje się teraz po prostu strasznie… Już Wam donosi, dlaczego. Otóż jak jej dzień zaczął się jeszcze całkiem „milusio”, gdyż wylegując się w łóżku napisała do swojej znajomej, czy ta rzeczywiście przyjedzie do niej na te korepetycje [ponieważ w przeciwnym razie, inaczej by sobie jakoś ten czas wtedy zorganizowała], lecz ta odpisała, że będzie. Zatem już wiedziała, co musi teraz zrobić, w skrócie: „sprzątanko”, a przede wszystkim poszukać materiałów na te zajęcia z nią. Lecz tak sobie jeszcze pomyślała, że jest sobota, jutro zamknięte sklepy, a jeszcze w necie poszukała przepisów na jakieś bezmięsne zupy, bo ona uwielbia zupy, a już tak dawno ich nie jadła. I tak udało jej się tam różne przepisy powynajdywać i pozapisywać je także [by miała na przyszłość😋]

Choć zawsze w takim momencie sobie myśli, po jaką cholerę właściwie to robię, skoro gotowanie nie sprawia mi wcale aż takiej przyjemności??? Bo, co tu dużo gadać, mam teraz [po tym wypadku] jakby troszkę mniej „wrażliwe” kubki smakowe. Eh…, ale ona jest osobą, która po pierwsze się łatwo nie poddaje, po drugie przecież dobrze o tym wie, że niektóre dania wychodzą jej jednak smaczne! A właściwie to od jakiegoś czasu sobie myśli, że może to nie tyle jest problem jej smaku, co przede wszystkim braku odpowiednio dobrych naczyń do tego gotowania => nie wiem, czy przypominacie sobie, jak kiedyś robiła placki na takiej mega wielkiej i ciężkiej patelni… A odkąd dostała w prezencie urodzinowym od mamy taką specjalną typowo na placki i naleśniki, to już od razu jej o niebo lepiej wychodzą 😋🤣

Jeszcze jakoś przed 11:00 odpisała jej ciocia [żona „wujaszka Miraszka”] na wiadomość, którą ta wysłała wczoraj [czyli w piątek 12.07.19] o… 23:50😋, a dotyczyła ich przyjazdu do niej:

Kochana ciociu, NAWET NIE WIESZ, JAK NIEZMIERNIE SIĘ CIESZĘ, ŻE W KOŃCU DO MNIE WPADACIE WSZYSCY!!! 😊😘🙂 Jednak ponieważ słyszałam, że wpadacie dosłownie „na chwilkę”, zatem kochana moja, myślę, że to nie ma większego sensu, byście mi coś w ogóle kupowali, skoro ja i tak nie będę mogła Was nawet niczym ugościć/ poczęstować

My również się cieszymy, posiedzimy z godzinkę, dwie a później dłużej spotkamy się na Kaszubach. A my przyjeżdżamy do Ciebie Moniko a nie na wyżerkę 😊🤭😉 i tak grubi jesteśmy. Będzie nam bardzo miło się spotkać, do zobaczenia 25 lipca

Ona zaś przesłała po prostu całusy: 😘😘😘

I tak poszła więc do sklepu [ponieważ jeszcze raz sobie obliczyła, ile tej kasy jej zostało] i spojrzała od razu, czy nie ma jakichś najbliższych obowiązkowych płatności 😋 Następnie zaś odetchnęła i wyruszyła do sklepu po te zanotowane warzywa do zupy.

W rezultacie jeszcze jedząc śniadanie oglądała po raz kolejny ten film „Przed zachodem słońca”  [lecz od momentu, na którym skończyła go chyba wczoraj]. Jednak zaraz po śniadaniu wzięła się w garść i do obowiązków, pomyślała, że wprawdzie powinna poszukać także w necie jakichś materiałów na te wtorkowe zajęcia, ale z drugiej strony postanowiła, że nie będzie się do niczego zmuszać, gdyż przecież tyle razy już tak dobrze na tym wychodziła, gdy jednak słuchała swojego „głosu serca”. Także tym razem nie spinała się aż tak bardzo, gdyż pomyślała, że przecież ze wszystkim z całą pewnością się wyrobi, a jak już udało się jej znaleźć pewną stronę i utworzyła ponadto jeszcze folder z imieniem tej dziewczyny do tego, to już była z siebie mega zadowolona.

Pomyślała wtedy, ok, to jest dobry moment, by wyruszyć jednak do sklepu. Tak też zrobiła, po drodze wynosząc oczywiście jeszcze śmieci. Wychodząc już z warzywniaka p. Piotra [dziś był sam, bez pani Iwonki, ale miał dużą kolejkę ludzi] była z siebie taka zadowolona, że wykazuje się tak dobrą organizacją, pytała, o to, co by chciała się dowiedzieć, resztę rzeczy sobie po prostu chodziła i nakładała do woreczka, bo reklamówki od wczoraj są płatne [i dobrze, gdyż wtedy ludzie nie zabierają ich tak „hurtowo” do wszystkiego, tylko to zmusza ich do myślenia o naszej planecie!]

W domu zrobiła sobie najpierw naleśnika, bo wczoraj gdzieś natknęła się na niego w necie, a pomyślała, że ma w sumie wszystko do przyrządzenia go, nawet owoce do tego, a zakupiła jeszcze serek waniliowy, bo popatrzyła sobie na ten przepis z netu i tak się jej zachciało właśnie podobnego, tzn. tamten był jeszcze prócz serka polany polewą czekoladową, ale ona pomyślała sobie, ok, nie będę już tak wymyślać i skorzystam z momentu, że tej czekolady mi się wcale aż tak bardzo teraz nie chce!

20:20 zrobiła jeszcze sobie kawę. A wcześniej było już jej tu chłodno w tych getrach, więc ZAŁOŻYŁA [uwaga!] NA STOJĄCO!!! portki od dresów 💪

Po zjedzeniu ich pomyślała, że zacznie w końcu gotować tą zupę z zieloną fasolką szparagową z tego internetowego przepisu. I weszła do kuchni [pomyślała od razu mądrze, że „w jej przypadku” lepiej, by najpierw tam zaczęła jednak gotować i dopiero potem sprzątać, a nie odwrotnie!, buhaha]. Zabrała się zatem za przyrządzanie tej zupy, pomyślała nawet, że fajnie byłoby przecież zjeść czy to coś ciepłego, zdrowego jutro na obiad, czy może nawet jeszcze dziś na kolację… [oczywiście teraz – po wypitej już kawie i zjedzeniu kawałka arbuza, nie ma już na to najmniejszej ochoty]. Mimo, że jak była w kuchni właśnie robić sobie tą kawę, to już się troszkę uspokoiła i spojrzała „innym wzrokiem” na tą zupę…, hehe 🤣 Nawet teraz już inaczej jej smakuje – zdecydowanie lepiej i nie tak tłusto!

A tu jeszcze jej fotka:

I kurna, kupiła jeszcze [nie wiedzieć, po co w ogóle…] tą śmietanę [na zdjęciu powyżej] do zabielania, jak ona, cholera, w ogóle niczym zup nie zabiela, a już z całą pewnością nie śmietaną! Ale tak sobie pomyślała, no, bo tak sugerują w tym przepisie…, może wtedy rzeczywiście lepiej smakuje… A gówno prawda! Nie dość, że ta jej zupa wydała się taka tłusta od tego oleju i masła, w którym na początku trzeba było i smażyć tą cebulę i później kawałek pora jeszcze, i czosnek… Tutaj cały przepis: https://www.kwestiasmaku.com/przepis/zupa-fasolkowa [w rezultacie jednak oddała tą śmietanę pani Kasi, mieszkającej drzwi obok]

W ogóle to stwierdziła, że ona nie będzie zajmować się takimi rzeczami, które jej ewidentnie psują nerwy i cały dobry nastrój wtedy znika… Już lepiej zajęłaby się choć pójściem na spacer, poćwiczyła w domu, no i jeszcze w końcu zostaje ta siłownia, którą przecież co miesiąc opłaca… To byłoby zdecydowanie korzystniejsze dla niej, jej zdrowia i sprawności, niż „nieustanne” siedzenie w tym domu… Musi tu jednak sprostować, że ona przecież tu w mieszkaniu także ma co chwila coś do zrobienia + [taki maciupenieczki szczególik] jej organizm szybciej odczuwa zmęczenie…., dlatego właśnie wieczorami wychodziła sobie na tą siłkę, by tam po prostu poćwiczyć i nie myśleć już tyle, a zamiast tego koncentrować się na poprawnym wykonywaniu swoich ćwiczeń.

Oprócz tego zajmuje się także tym, co prawdopodobnie każdy musi. A należą do tego takie czynności, jak:

  • przygotowywanie posiłków i gotowanie obiadu
  • raz w tygodniu robienie prania + prasowania rzeczy [a propos tu wciąż czeka na nią sterta rzeczy do prasowania, które ona upchnęła do szafy, by zrobić „dobre wrażenie” 🤣]
  • podlewanie kwiatów
  • może „ciągłe” nie jest tu odpowiednim słowem, ale czasem coś tu jednak wymaga naprawy
  • co 2-gi dzień stara się wychodzić na siłkę – o tym już wspominała
  • także wychodzenie po zakupy i wynoszenie śmieci,
  • ogólnie mówiąc „ogarnianie” mieszkanie
  • LECZ NAJWAŻNIEJSZE: pilnowanie terminów wszystkich opłat i uiszczanie ich o czasie 😉

I owszem już tu widzi innych, którzy mogliby jej zarzucać, że przecież każdy ma coś do zrobienia, a inni jeszcze muszą pracować zawodowo i nawet organizować czas całej rodzinie [bo mają np. dzieci]. Może i jej dzień nie różniłby się tak bardzo od innych, bo jest tego doskonale świadoma, że wszyscy mają jakieś obowiązki. I bynajmniej nie zamierza się z nikim o nic licytować! Tu jednak ona [uwaga! robi to chyba po raz pierwszy!] staje w swojej obronie i twierdzi tak:

Ok, może i to nie jest wcale dużo, ale wciąż staram się przecież robić to, co mogę, co mi wychodzi w miarę dobrze [jak choćby pisanie tego bloga teraz], poza tym bardzo ważna rzecz: ona ma serio ciągle coś do załatwienia + problemy z pamięcią, ale CHYBA NADE WSZYSTKO WCIĄŻ JEJ SIĘ WYDAJE, ŻE TO NIC WIELKIEGO I NIE MA W OGÓLE O CZYM MÓWIĆ! Ale do jasnej Anielki, to w jej życiu właśnie zdarzyło się wcale nie mało tych traum! I to jej organizm został jednak uszkodzony i musiała przejść tyle niełatwych chwil [które przecież dla całkiem zdrowego człowieka również takie by były! m.in. wypadek brata, szukanie mieszkania, brak wsparcia ze strony męża, rozstanie z nim, następnie zaś rozwód, utrata, a raczej jej oficjalna rezygnacja z pracy…, czyli także niepewność finansowa, nie wspomni już o tym, że jej mama straciła wzrok na jedno oko.]

Nie, przecież takie wytykanie losowi nie ma najmniejszego sensu! Po prostu ona to wszystko przyjęła tak, jak jest, choć uwierzcie nie raz było jej cholernie wręcz trudno. Nie napisze tu, że stała się takim człowiekiem właśnie teraz, bo przecież ona zawsze właśnie była taka dzielna, a przynajmniej usilnie starała się nie pokazywać tego, nawet jak bywało ciężko. Nigdy nie zadawała zbędnych pytań: DLACZEGO? Tylko po prostu „brała to na klatę” i radziła sobie z tym wszystkim najdzielniej, jak tylko potrafiła. Właśnie teraz pomyślała sobie o tym imieniu, jakie dostała od Lamy Ole Nydhal w Kucharach. Pamięta, jakby to było dziś, jak nie mogła w to wprost uwierzyć… Znów wydawało się jej, że po prostu na nie nie zasłużyła. Ale też wtedy odczuła to tak bardzo, że to jest w ogóle możliwe, że człowiek, który jej przecież kompletnie nie zna, tak dużo o niej wie i ma na prawdę wgląd w jej życie, tylko poprzez zetknięcie się głowami! [kilka słów więcej o sobie powiedziała dopiero na drugi dzień, czekając tam w kolejce i wstając, jak wszyscy zresztą tam na sali, do mikrofonu]

Ona tak bardzo nie lubi o sobie mówić i o tym donosić, co się w jej życiu wydarzyło – tak sobie teraz myśli, że przyczyną tego może być fakt, że ona, jako starsza siostra, zawsze musiała być tą silniejszą i umieć sobie ze wszystkim radzić. Chyba również z tego powodu nie potrafi teraz w ogóle siebie bronić… Nieustannie jej się wydaje, że nie ma właściwie o kim, o czym donosić… Że to nie jest przecież wcale takie istotne…, bo inni są znacznie ważniejsi…

Choć pisać wprost uwielbia i to ją zawsze tak relaksuje + bardzo pomaga [tu zapisuje sobie wszystkie ważne rzeczy, które jej się przytrafiły = ten blog o czym chyba już nie raz wspominała, pełni dla niej funkcję pamiętnika!] Tu jeszcze tylko napisze, że zawsze, gdy widzi minę osoby, która właśnie czyta ten jej wypis, to myśli sobie, ale do jasnej Anielki przecież to jeszcze nie wszystko, co ja musiałam przeżyć!!!

I tak naprawdę nie miała raczej w nikim oparcia i pomocy…, dlatego właśnie m.in. fakt, że ten wypadek przeżyła i to, że może komuś swój wypis pokazać, napawa ją dumą… Nie! I tu wcale nie uważa, że jest głupia, bo przecież może być z tego [z siebie] niesamowicie dumna, ale zaraz sobie myśli i co mi po tym, że będę, skoro nic z tym dalej nie robię…, bo nie wiem nawet co bym mogła…

Doskonale wie o tym, że stoi tu u niej przecież choćby rower w pokoju [z którego dawno zeszło już powietrze, hehe 🤣], ale przecież sama nie wyjdzie z nim ćwiczyć swojego jeżdżenia, zbyt dużo by ją to kosztowało, może nie tyle wysiłku, co zdecydowanie bardziej bałaby się nade wszystko o swoje zdrowie! [i tu ponownie włącza jej się chyba właśnie taka nieustraszona starsza siostra, która mówi: „co? Ja sobie nie poradzę?”] Ale już czasami tak bardzo chciałaby, by ktoś tu był, trochę jej pomógł, a może ją po prostu przytulił, objął i pozwolił jej sobie popłakać… Zdaje sobie też sprawę z tego, że

Postanowiła właściwie zaczekać sobie po prostu na kogoś odpowiedniego, kto zechciałby jej w tym pomóc, bo ona już dawno wie, że ten Ktoś/ „On” gdzieś tam istnieje 💖😊🤭, to tylko kwestia czasu, aż go spotka! Tak samo, jak właściwie „praca” niemalże sama do niej przyszła i właśnie z takich chwil się cieszy najbardziej! Angelikę też jakby spotkała „przypadkowo” 😋[oczywiście ona dobrze wie, że nic takiego się w naszym życiu nie przydarza, wszystko spotyka nas po „coś” i z jakiegoś powodu] wyszła właśnie z budynku „Sztuka Wyboru” w Gdańsku, gdzie była kiedyś na jakimś wydarzeniu. I teraz już głowy nie da sobie uciąć, ale przypuszcza, że to ona [nasza bohaterka] ją właśnie jakoś „zagadała”, tzn. żeby nie było, chyba tylko o godzinę, hehe.

I w ten sposób jakoś dalej się potoczyło, a szły w tym samym kierunku, bo wracały tym samym tramwajem [więc koleżanka nie musiała kasować biletu, jadąc z nią 😉] i tak wtedy się troszkę „bliżej poznały”. Ona jest niesamowicie wdzięczna losowi, że właśnie tak układa kolejne etapy jej życia, że spotyka ją jednak i tak [mimo tego całego szajsu, które się wydarzyło w jej życiu] wciąż dużo dobrego. Pamięta, że jeszcze wczoraj jednak nim Angelika [skróconą wersją jej imienia będzie tu Angie– tak nazywa ją, gdy pisze do niej po niemiecku] tu do niej dotarła, ta była naprawdę przejęta wszystkim, poważnie!, bo ona zawsze próbuje zrobić wszystko perfekcyjnie [jak m.in. wpisy na tym blogu]. Możecie się teraz śmiać, bo ona, jak to teraz czyta, to myśli sobie, kurczę, normalnie jakby to ona miała być tu uczennicą 🤣

Bardzo czuła się odpowiedzialna za to wszystko, co Angie chciała, by ta dla niej przygotowała, tzn. powiedziała jej wprawdzie całkowicie ogólnie, by znalazła jakiś tekst po niemiecku. Lecz tu nasza bohaterka nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała czegoś dalej do tego tekstu przygotować. Właśnie w tych momentach jest na siebie taka zła, że właściwie sama siebie tym wszystkim jeszcze dodatkowo „krzyżuje”….

Lecz eh… [musiała tu sobie westchnąć, hehe, czy nawet odsapnąć], jednak okazało się, że spędziła bardzo miło czas ze znajomą, nawet wypiły sobie kawkę [bo ta nie robiła jej wcześniej myśląc właśnie, że może razem uda im się ją wypić] porozmawiały dużo, nawet bardzo dużo, bo dawno już się nie widziały. Angelika powiedziała jej jednak bardzo optymistyczną rzecz, a mianowicie, że sama także kogoś poznała, ale zawsze też [tak, jak i ona zresztą!] myślała, że ten ktoś już gdzieś na pewno istnieje, z pewnością jeszcze się nie mieli okazji poznać, nie spotkać [bo w jej przypadku właśnie już mieli okazję się widzieć!]😊

Tutaj tak naprawdę od razu przypomina jej się to, co niejaki Seb Deditus udostępnił na fejsie [kurcze, niesamowicie szkoda, że nie potrafi teraz wkleić tego zdjęcia – tak twierdziła jeszcze w poniedziałek, a już we wtorek właśnie koleżanka, która u niej była „uczyć się niemieckiego” pokazała jej taką funkcję, jak możliwość wycinania różnych rzeczy np. zdjęć itp.]

W każdym razie pod zdjęciem tej pary, taka historia właśnie:

Zakochaj się w kimś, kto cierpi razem z tobą. W kimś kto śmieje się razem z tobą, ociera twoje łzy i chroni cię, gdy jest to konieczne. Zakochaj się w kimś, kto daje ci siłę po porażce. W kimś kto wraca do ciebie po kłótniach. Zakochaj się w kimś kto jest ci wierny. W kimś kto myśli tylko o tobie i śni razem z tobą. Zakochaj się w kimś, kto cię prawdziwie kocha i nie zakochuj się w miłości, ale w tym, który się zakochuje w tobie.

~ Autor nieznany

Ale i tak uważa, że najlepszy jest ten komentarz Barbary Korzeniowskiej:

„A weź i znajdź…” 🤣

Lecz chyba celniejsza jest tu odpowiedź Seb Deditius właśnie:

„Nie szukaj, zrób miejsce 😃 samo się znajdzie w odpowiednim czasie 😉”

I ona w tym momencie pomyślała sobie, ok, najwidoczniej ja też muszę po prostu zrobić to miejsce, może nie jestem jeszcze gotowa.

Znalazła jeszcze dziś kolejny artykuł, który znów dał jej dużo do myślenia, tzn. pobrała już sobie ebooka, pt. “Dlaczego nie możemy zmienić swojej diety”, a żeby było zabawniej zaczęła to czytać wkur….czona już… na to, że ta zupa jej jednak nie wyszła… W każdym razie czytała sobie tego ebooka, zajadając się jednocześnie i na szybko sałatą [która to jej jeszcze od śniadania została] i zagryzała do tego kanapkę z ugotowanym jajem…. [przed chwilką wylała jej się cholera woda… w wielkim kubku, który tu zawsze przy sobie ma]

I tu czyta sobie o tym m.in.:

Gdy myślimy o zdrowym trybie życia, najczęściej przychodzą nam do głowy takie aspekty jak pełnowartościowe posiłki, aktywność fizyczna i odpowiednia ilość snu. Bardzo rzadko myślimy jednak o tym, jak ściśle nasz styl życia jest powiązany z naszymi emocjami. Bo niestety często to, w jaki sposób się odżywiamy, zależy od naszego samopoczucia. (…)

Click to access Dlaczego_nie_mozemy_zmienic_swojej_diety_Ebook_Life_Architect.pdf

Co więcej, ona dobrze o tym wie i doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że wcale nie musiałaby tego jeść, ale nie ma jak inaczej chyba tego „odreagować”, nie ma tu nikogo, by to powiedzieć, ponarzekać, czasem może nawet popłakać [tak, bo ona tak bardzo chciałaby by ktoś ją objął, przytulił, ale chyba najbardziej podziwiał i mówił, tym samym pokazując, iż w nią wierzy, że skoro z tyloma już rzeczami dała sobie radę, to z całą pewnością i z resztą sobie także poradzi!]

Więc już totalnie na wszystko zła, zamiast za sprzątanie, przygotowywanie dalej tych materiałów na te wtorkowe zajęcia, ewentualnie rzeczywiście jak nie na tej siłce, to choć samej w domu poćwiczenie sobie…, zabrała się po prostu za jedzenie, choć głodu absolutnie nie odczuwała…

„To zrozumiałe, że część z nas uzależnia swoje nawyki żywieniowe od samopoczucia. Często wynika to z faktu, że gdy byliśmy dziećmi, nikt nie nauczył nas w konstruktywny sposób radzić sobie z emocjami. Bardzo często otrzymywaliśmy komunikaty typu “nie płacz!”, “nie złość się!”, przez co nauczyliśmy się ignorować i tłumić swoje emocjonalne reakcje. (…) nieraz jedzenie rzeczywiście przynosi ulgę (było tak już w okresie niemowlęctwa, gdy uspokajaliśmy się poprzez picie mleka matki). No i znów – gdy byliśmy mali, nasi bliscy częstowali nas słodyczami na pocieszenie lub w nagrodę. Wtedy mógł wyrobić się w nas zwyczaj: gdy jestem smutny – sięgam po jedzenie, a gdy jestem szczęśliwy… również sięgam po jedzenie. Jedzenie przynosiło nam ulgę, ukojenie, radość i zaczęło kojarzyć się z przyjemnością i receptą na problemy.

Cóż, tu jednak może dodać na swoją obronę:

Po pierwsze jest bardzo świadomą osobą i taką też konsumentką! Naprawdę zdaje sobie doskonale sprawę z wielu rzeczy. Napisze tu po prostu [w punktach] najważniejsze, jej zdaniem, fakty:

  • nie kupuje produktów mocno przetworzonych. O tym, że niemal wszystko, co jemy zawiera także w sobie CUKIER dowiedziała się właśnie czytając etykiety produktów.
  • nie jada gotowych płatków śniadaniowych [sama tworzy sobie własne müsli z płatków owsianych górskich, dodaje do nich siemię lniane, czasem, w zależności od tego, co posiada, są to także orzechy włoskie, jabłka, banan, śliwka suszona, kiedyś (jak go jeszcze miała:P) dodawała także ostropest plamisty]
  • stara się pić dużo wody i całkiem różnych herbat [ziołowe, zielone, rzadziej owocowe]
  • napojów gazowanych słodkich w ogóle nie spożywa
  • zrezygnowała także ze smażonych rzeczy [no ok, tu nie do końca prawda, bo przecież czasem smaży sobie nawet na śniadanie/ obiad jajo, omlet, naleśniki…] mięsa, wszelkich owocowych jogurtów (kupuje sobie naturalne i jeśli ma ochotę dodać jakiś owoc, który właśnie posiada, to czyni to)
  • nie jada już dawno zwykłego pieczywa (nie tylko białego, ale również razowego!) zastąpiła je bowiem pieczywem chrupkim [choć tu wciąż nie do końca wie, czy zrobiła to słusznie…, bo jej rodzina ciągle coś na ten temat „szemrze”…😉 ]
  • stara się także jadać dużo warzyw i owoców, zwłaszcza wie, że tych pierwszych powinno być zdecydowanie więcej w jadłospisie [stąd m.in. jej pomysł na tą dzisiejszą zupę 😉]

Stwierdza jednak, że NIE, ONA ZDECYDOWANIE NIE JEST OD JEDZENIA UZALEŻNIONA! Fakt, że sobie czasem nim jakoś pomaga, ale robi tak, gdy nie widzi innej możliwości na TU I TERAZ! Jedzenie w jej przypadku z całą pewnością nie pełni roli żadnego „narkotyku”! Nie stawia go absolutnie jako jakiegoś priorytetu! Skądże znowu! Ona doskonale wie, co jest w życiu ważne! Czasem wprawdzie nachodzi ją na coś ochota, ale przecież jest naprawdę dzielną kobietą i myśli, że czasami to na jakąś przyjemność [nawet choćby „słodyczową”/ jedzeniową] może sobie zasłużyć. I nie powinna mieć wtedy aż takich wyrzutów sumienia [choć szczerze mówiąc już pisząc to, nie do końca sama w to jednak wierzy…🤣 ]

1. Zacznij świadomie przyglądać się swoim emocjom – z otwartością, bez oceny.

Ten punkt chyba już zastosowała, prowadząc m.in. ten swój blog, no ok., może z tym „ocenianiem” nie do końca jej tu jeszcze wychodzi, ale przecież „nie od razu Rzym zbudowano” 😉 Naprawdę uważa, że już tak wiele sama osiągnęła, że tak bardzo już jej się udało dojść do tego stanu, w którym jest teraz. I to sprawia jej taką radość. Choćby sam fakt po prostu, że teraz już wie, iż zawsze może „coś” nastąpić, co jej ten nastrój zepsuje, ale ONA WTEDY JAKOŚ CHYBA TAKŻE TO PRZYJMUJE może jeszcze nie ZE SPOKOJEM, bo jak tu nie czuć takich akurat rozczarowujących i negatywnych emocji? Ale poniekąd chyba wie, że I ONE ULEGNĄ ZMIANIE 😊

“Co sprawia, że czuję się dobrze?”; “Jakie czynności przynoszą mi radość?”; “Co poprawia mój nastrój?”. Warto zadbać, aby były one wspierające. Możesz powiesić listę tych czynności w widocznym miejscu i wykonywać je zawsze wtedy, gdy masz ochotę sięgnąć po coś niezdrowego. W ten sposób niemal niezauważalnie i w naturalny sposób staną się one Twoim nowym nawykiem.

A ona w skrócie, uwielbia:

  • pisać [przelewać swoje spostrzeżenia i obserwacje na „papier”]
  • pływać [od niepamiętnych czasów tego już jednak nie robiła, bo niestety nie ma tu w pobliżu żadnej pływalni]
  • oglądać mądre/ ciekawe filmy
  • czytać takie też książki
  • tej siłowni aż tak nie kocha, ale chodzi tam po prostu dla własnego zdrowia i sprawności [poza tym wykupiła ten karnet, zatem czystą głupotą byłoby, aby się marnował]

Tak i to powyższe zamierza właśnie zastosować, choć już poniekąd zauważyła, że właśnie pisanie tego bloga sprawia jej tyle radości i daje taką satysfakcję, lecz również czytanie książek i wciąż oglądanie filmów [ubolewa jednak nad tym, że nie posiada żadnych nowych tytułów kolejnych fajnych/ mądrych/ wartościowych/ ciekawych i interesujących filmów]. Ok, jest już 23:30 to, aby to mogło jeszcze dziś ujrzeć „światło dzienne” [hehe, chyba teraz to już co najwyżej sztuczne, bo lampki 😋🤣😜], puści to tak, jak jest.

Doszła do wniosku, że musi jednak pisać bardziej „na bieżąco”, gdyż teraz mamy już 16.07.19 WTOREK, a ona znów, by móc odtworzyć to, co się wydarzyło od ostatniego jej wpisu, musi po prostu zajrzeć do swojego kalendarzyka komórkowego. Od chyba mniej więcej właśnie swojego ostatniego wpisu, soboty [?] czuje się taka znów do niczego… Tzn. sobota jeszcze jakoś tam uszła, ale od niedzieli to się właśnie dopiero zaczęło 😉

Podzieli się z Wami tym, jakie ona ma wyobrażenie o przyczynie swojego stanu/ nastroju:

  • chce zawsze zrobić wszystko perfekcyjnie [cokolwiek to znaczy…], ona jest po prostu w tym mistrzem, w krytykowaniu siebie, jak coś jest niewystarczająco dobre, jej zdaniem oczywiście
  • nieumiejętność zrobienia wielu rzeczy na komputerze – choćby przygotowania głupiej tabelki na kompie – na korepetycje właśnie, które ma mieć dziś o 16:30
  • ooo, właśnie w prawym dolnym rogu włączają jej się jakieś reklamy, np. teraz: Program sam zarabia pieniądze! zdążyć uzyskać program za darmo! Niestety nie da się [lub raczej ona tego nie potrafi…] wyłączyć… na całe szczęście nie jest to cały czas, gdyż te reklamy znikają [tak, jak teraz], by za chwilę pojawiła się następna… [aż dziwne, że jeszcze jej nie widać] i niestety zawsze są z takim „super dźwiękiem”, o nie znowu ta sama wyskoczyła, Google Chrome* news- easy.com, Remove to Add
  • czuje się wszystkim przemęczona, najbardziej chyba tym życiem…
  • nie, ona po prostu nie nadążą nawet tego wszystkiego notować, co się w jej głowie pojawia, bo znów myśli sobie, że to jest takie „niewiadomoco”, bo co to kogo może niby interesować, że ona właśnie na pewno od niedzieli jest w takim nędznym stanie…?

Ok, to teraz właściwie przejdzie do konkretów [buhaha, w końcu, no nie?]. I napisze choćby to, cóż się okazało…, a właściwie odkryła to ta właśnie Angelika u niej, że te reklamy to wirus, który wdarł jej się „jakoś” na kompa [w tym momencie pierwsze co, to zachciało jej się ryczeć, ona jest bowiem taka „zielona” jeśli chodzi o wszelkie sprawy komputerowe]. Jednak zaraz z Angeliką zadziałały, tzn. napisała jeszcze w tej sprawie do różnych ludków, m.in. do tego Pedro [od tej Loli, których kiedyś poznała na dworcu PKS i z którymi później jechała PKP – w oddzielnych wagonach razem do Elbląga 🤣] i ten podał im, jaki program mogą ściągnąć, by pozbyć się tego wirusa i jej dobra koleżanka właściwie przejęła tu rolę dowodzącego i zajęła się wszystkim, czyli oczyściła ten jej zainfekowany komputer! Uffff, nawet nie wyobrażacie sobie jaką ona wtedy poczuła ulgę…

No dobrze, to teraz już może przejdzie raczej do tego, co dziś ŚRODA 17.07.19. Ponieważ zarobiła sobie pieniądze wczoraj właśnie, szczęśliwa i zadowolona pojechała jednak na ten trening z tym Damianem [jak się dowiedziała zakończył dopiero właśnie pierwszy rok studiów]. Pokazywał jej jakieś tam ćwiczenia, bardzo użyteczne i pomocne, ale ona już była chyba tym beznadziejnym weekendem tak zmęczona, bo dzisiejszej nocy przyśniły jej się 3 koszmary! Nie pamięta teraz ich w ogóle, ale odczuła to po prostu chyba jako jakiś rodzaj „ulgi”… Słuchajcie, co więcej, dokładnie w tym momencie odbiera to nawet za jakiś „sygnał” organizmu, że w końcu [po wczorajszych zajęciach z niemieckiego] cały ten stres z niej po prostu zszedł/ „spłynął” i on [jej organizm] /ona się po prostu oczyścił/a! Może to miało właśnie w ten sposób z niej „zejść” 3 koszmary to jak 3 dni. Zatem niech tak będzie = znów wkręciła sobie niepotrzebnie [jak się później okazało] jakiś „film”, że musi to tak zrobić, a nie inaczej… W rezultacie okazało się, że nie było wcale czym się przejmować! Spędziła z Angeliką bardzo miło czas, jednocześnie ćwicząc niemiecki😊 i nawet, jak robiła tą kawę to się w sumie już tylko nabijały z tego, że ten jej rondelek jest bez tej rączki i ona się tym kompletnie nie przejmuje! Bo czym by niby miała?

W każdym razie pomija już to, że ta siłownia, na której ten Damian pracuje jest tak zabunkrowana, że o losie. Całe szczęście, że wyjechała z domu wcześniej, gdyż droga tam od tramwaju to wcale nie 5 minut, jak jej powiedział! A może dlatego trwało to znacznie dłużej, gdyż okazało się, iż szła nie po tej stronie, co powinna… Jednak na całe szczęście w samochodzie chyba jakiejś firmy kurierskiej [UPS lub DHL] zapytała chłopaka, czy nie wie, gdzie jest ten właśnie klub fitness, uprzejmy mężczyzna dokładnie ją naprowadził, zatem w końcu szczęśliwa [choć chyba jednak wciąż niewyspana, przez to także zdenerwowana], podążała w tamtym kierunku.

Cóż się okazało, Damian na początku zajął się po prostu nią i sprawdzaniem, w czym trzeba jej pomóc, pamiętał dobrze, że ma problemy m.in. z robieniem przysiadów. I dlatego też zaczął z nią od ćwiczeń, później zaś zapytała go, czy nie chciałby może spojrzeć na jej wypis ze szpitala. [dochodzi tu do punktu, że robi to, bo tak bardzo chciałaby być podziwiana…] I tu żałujcie tylko, że nie mogliście zobaczyć wyrazu jego twarzy. Stwierdził czytając go, że rzeczywiście po przeczytaniu i zobaczeniu tego, spokojnie na pytanie: „co jej było?”, można by udzielić odpowiedzi: chyba raczej czego jej nie było… 🤣😋🤭[te minki to już jej własny przypis]

Zawsze w takich momentach sobie myśli, że Boooszeee, ona przecież doskonale o tym wie, że zarówno ona, jak i jej brat dostali drugie życie, tylko dlaczego ona nieustannie odnosi wrażenie, że nic z tym nie robi dalej, bo przecież ani nikomu nie pomaga…[i tak, tu znów myśli sobie no ok, ale jednak musiałam się przecież przygotować na te korepetycje z tego niemca, wcale nie wszyscy o tym wiedzą, że dla niej to był jednak wysiłek i „ciężka praca”…], ale czy to było aż takie niby ważne? [tu jednak przypomina jej się zaraz ta pani numerolog, która powiedziała jej kiedyś, że to nie jest istotne, komu i ilu osobom, najważniejsze, że może pomóc! a tu jeszcze dostaje za to kaskę 😊] Ok, dziś np. po raz kolejny także załatwiała jeszcze jedną rzecz u lekarza, o której nie chce teraz donosić, nie wie nawet, czy w ogóle kiedyś będzie chciała o tym pisać.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to:
search previous next tag category expand menu location phone mail time cart zoom edit close