„Między piekłem a niebem/ WHAT DREAMS MAY COME” reż. Vincent Ward
Tytuł tego wpisu pochodzi z filmu, który w końcu na spokojnie dziś (06.09.19 PIĄTEK) obejrzała. I właśnie tak sobie o tym myślała, że znów powinna robić coś innego, choćby przygotować materiał na powtórzenie j. niemieckiego z Angeliką właśnie/ sprzątnąć chatę/ porobić opłaty/ wyjść do sklepu itp.
Ale może zacznie najpierw od dnia wczorajszego [05.09.19], kiedy to ponownie po ćwiczeniach i opłaceniu PREMIMUM MOBILE [nie bardzo nawet wie, czy w ogóle dokonała zapłaty… , hehe, ale to inny temat…, poza tym ona wciąż na nowo odkrywa jakieś rzeczy na swojej komórce, odnośnie choćby „komórkowej transmisji danych”,… których ona po prostu nie kuma…], pewnie właśnie z tego powodu m.in. zaczęła czuć się co najmniej „dziwnie”. Zrobiła sobie kawę i przeniosła ponownie swój leżak na balkon… Wiedziała, że nie ma raczej jakiegoś większego innego powodu, by tak się właśnie czuć, jednak mimo to, to dziwne uczucie z niej nie schodziło.
Włączała sobie różne filmy, m.in. odszukała 2 polecone przez Seb Deditius na fejsie „Między piekłem a niebem /WHAT DREAMS MAY COME„, jak i „Władcy umysłów/ THE ADJUSTMENT BUREAU„. Jednak wcale ich nie oglądała, bo słońce jej świeciło zbyt mocno… Wzięła wtedy do ręki swoją książkę Autobiografia OSHO i zaczęła sobie czytać. Jednak ponieważ ma tam pozaznaczanych tyle różnych cytatów, zaczęła lekturę od samego początku [bo takie długie przerwy w czytaniu powodują, że najzwyczajniej w świecie zapomina to, co już przeczytała 😉]
Później stwierdziła, że ponownie bez sensu siedzi w domu… i poszła choć zrobić sobie spacer w stronę „kerfa”. Tego dnia wieczorem jeszcze postanowiła jednak przesłać swojej rodzinie takiego @ z tym listem, który wysłała kiedyś do szefów Bayer: [jako UDW: dała swoją „przyjaciółkę”, szefa głównego z Bayer, jak i swojego byłego team leadera]
czw., 5 wrz, 20:06 (1 dzień temu) | |||
Zatytułowała go w następujący sposób: TRZEBA ŻYĆ TYM, CO SIĘ MA, NIE TYM, CO SIĘ STRACIŁO, a treść tego @ poniżej:
Witajcie moi drodzy,
Już właściwie dłuższy czas się przymierzam, by tego maila Wam wysłać. Ale jakoś tak nie mogłam się zebrać, ciągle było coś ważniejszego do załatwienia, jednak dziś [05.09.19 /tak na marginesie, to jest kolejna nieparzysta data, które są jakieś zawsze szczególne w moim życiu] postanowiłam podzielić się z Wami czymś, o czym jeszcze nie wiecie. NIE ZOSTAŁAM ZWOLNIONA Z BAYER, TYLKO SAMA ZREZYGNOWAŁAM Z TEJ PRACY. W załączniku list, jaki napisałam do szefów.
Do tej pory wiedziała o tym TYLKO Zalwka, która zresztą starała się mnie równie mocno „postawić do pionu”. Zauważcie tylko proszę, że zrobiłam to jeszcze wynajmując tą „kawalerunię” niedaleko firmy Bayer i nie miałam jeszcze ani rozwodu, ani tym bardziej zasądzonych alimentów… Czyli pewnie każdy z Was by powiedział, że postąpiłam całkowicie niemądrze i nierozsądnie. Z tego też powodu nie chciałam się do tego przyznawać, ŻE TO JA SAMA ZREZYGNOWAŁAM Z TAK DOBREJ PRACY. Bałam się po prostu, że uznacie mnie za głupią, głupszą niż w istocie jestem. A nie raczej odważną [po raz kolejny w życiu sama o czymś zadecydowałam i wzięłam „sprawy w swoje ręce”!] i mądrą [uznałam jednak, że ta praca to nie jest to, co chciałabym w życiu robić, nie przynosiła mi absolutnie żadnej satysfakcji, bo jak mogło przynosić ją coś, na czym się kompletnie nie znałam?!]
Nie będę tu pisała, że było mi cholernie ciężko, choć uwierzcie [albo i nie ;-)], że w istocie tak było, ale ponieważ ja nie należę do tych osób, które lubią się nad sobą użalać i „biadolić”, tylko raczej wciąż i na nowo staram się jakoś podnosić,”działać” i „coś” robić. [choć to „coś” czasem na pierwszy rzut oka wydać się nawet może nie mieć większego sensu…] Teraz mogę tylko rzec, że bardzo się cieszę, że słuchałam tego, co mówiło do mnie moje serce. Cały czas staram się tak robić i bardzo dobrze to widzę, że jednak mi to służy i „na dobre mi to wychodzi”. Czasem oczywiście trzeba na skutki tego dłuuuugo poczekać, no ale cóż! Przynajmniej uczy mnie to cierpliwości 😉
Ps. Tu jeszcze do „wujaszka Miraszka” wiadomość: w tym filmie „Nietykalni”, do którego link podałam poniżej, tak od ok. 12 min. jest dowód na to, że słowo „kicha” może być także użyte w znaczeniu … [tu znalazła w necie synonimy tego wyrazu] Najbardziej znane wyrazy bliskoznaczne słowa pejoratywny to: niekorzystny, przykry, niepochlebny, wro-gi, niewłaściwy, nieprzyjazny, negatywny, szkodliwy, niedobry, antypatyczny, krytyczny, niesympatyczny, nieuprzejmy, niefartowny, niechętny, odpychający, ujemny, nieżyczliwy, polemiczny, niemiły, zły, niesłodki, nieodpowiedni, nieprzyjemny, destrukcyjny, niedostate-czny, obraźliwy, nieprzychylny, niełaskawy, zgubny, … https://www.cda.pl/video/336782290 – 12min. – to kicha 😋
polecam także ostatni wpis na moim blogu:
https://niesklasyfikowana.com/2019/09/04/sami-tworzymy-to-kim-jestesmy/
Pozdrawiam optymistycznie i dobrej nocy już życzę!
Oczywiście załączyła jeszcze tego @, którego wysłała dokładnie pt., 24 mar 2017, o godz. 21:52 do swoich szefów [już kiedyś go tu także udostępniała, ale tak dla przypomnienia]:
Mam dużą wiedzę (w sensie naprawdę DUŻO WIEM, ale na temat tego, co mnie interesuje)- niestety wciąż nie potrafię tego jeszcze wyrazić słowami/ „ubrać” szybko i sprawnie w odpowiednie/ adekwatne wyrazy, dlatego zdecydowanie znacznie łatwiej mi się pisze 😊
Pomijam już taki „drobny” szczególik ;-), że mam problem z doborem odpowiedniego słownictwa, czasem niestety zdarza mi się powiedzieć coś w ogóle nie na temat …[i nie mam tu na myśli moich obowiązków w pracy, bo naprawdę bardzo często, to, co się wydaje wszystkim taką „oczywistą oczywistością”, dla mnie wcale takie nie jest i jeszcze wstyd się przyznać, ale nadal muszę uczyć się wielu rzeczy od podstaw], lecz mam tu na myśli w ogóle „mówienie”… Chciałam napisać, że to jest zapewne pozostałość po tym wypadku [bo w istocie mam nadal problem ze znajdywaniem odpowiednich słów- i tak!, nawet po polsku! :P], ale z drugiej str. sobie myślę, że przecież także przed tym wypadkiem byłam taką powściągliwą osobą! I odzywałam się tylko wtedy, kiedy coś do powiedzenia miałam. Czyli teraz pisząc to dochodzi do mnie, że po prostu najlepiej mi mówić o rzeczach, na których się myślę znam… [nie odkrywam tu chyba żadnej Ameryki, bo każdy tak przecież ma😊]
Przyznam to Wam otwarcie, bo uważam, że firma Bayer na to zasługuje [pomogliście mi już przecież tyle razy😊 i może nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy, że także teraz bardzo – bo dzięki Wam odkrywam, do czego się absolutnie nie nadaję, co nie jest moją „bajką”].
Podobno nic nie dzieje się przypadkowo… mam tu na myśli, że Wy też jako firma Bayer mogliście się przyczynić jednak do jakiegoś mojego „sukcesiku”- I ja nigdy tego nie zapomnę i będę wspominać Was pozytywnie po wsze czasy 😊
I tak naprawdę, to myślę, że najbardziej mądrym sposobem na podziękowanie Wam za to, że mogłam u Was pracować, będzie moja rezygnacja, ale nie przed zakończeniem umowy, bo jednak jeszcze potrzeba mi trochę „hajsu”;-) tylko po prostu, jak już mi się ona zakończy…[wpadnę oczywiście oddać Wam cały sprzęt, i byłabym jeszcze bardzo wdzięczna, gdybyście pozwolili mi wydrukować kilka dokumentów (m.in. rozwodowe, faktury)]
I tu muszę wspomnieć o jeszcze jednej BARDZO WAŻNEJ, o ile nie najważniejszej rzeczy [i mówię to naprawdę szczerze!] jeszcze nigdy do tej pory nie miałam okazji pracować z tak wspaniałymi, mądrymi/ po prostu „ludzkimi” i otwartymi szefami! 😉 Już dawno nie zdarzyło mi się do nikogo pisać w tak swobodny i luźny sposób [jestem pewna, że część mojej rodziny i nawet znajomych byłaby zaskoczona, ach, zresztą nie będę ich o tym nawet informować]
[Celowo to podkreśliła, lecz tylko u siebie na blogu, byście wiedzieli, dlaczego ona dopiero po tak długim czasie odważyła się w końcu to przyznać.]
Naprawdę BARDZO WAM DZIĘKUJĘ za zatrudnienie mnie, ale myślę, że tak dłużej nie ma po prostu sensu, pracować jedynie po to by mieć kasę… Owszem, doskonale o tym wiemy, że ona jest do życia niestety niezbędna, ja nie ukrywam, że przez to, iż zajmowałam się tym, na czym kompletnie się nie znam, [oszukiwałam i Was- firmę/ ludzi, którzy mi tak pomogli, ale też chyba przede wszystkim samą siebie]. W każdym razie, chcę byście wiedzieli, że się nie poddam! I teraz zajmę się chyba najpierw jeszcze przede wszystkim „sobą„, tj. zdobywaniem umiejętności: „bezwzrokowe” pisanie na klawiaturze i w końcu pisanie „ręczne” (nawet nie wiecie, ile razy miałam się już do tego zabrać- zawsze jak muszę się gdzieś ręcznie podpisać, np. dziś w urzędzie, to sobie o tym przypominam ), rozwiązywanie krzyżówek i w ten sposób ćwiczenie swojego słownictwa, mam nadzieję, że ktoś z firmy mógłby wykupować także dla mnie kartę FitProfit, to wtedy nadal mogłabym chodzić na jogę i basen, czytać w końcu książki, które mnie naprawdę interesują i chyba które mogłyby poszerzać moją wiedzę, powolutku zacząć uczyć się także biegać, tak, wiem, powinnam wychodzić przede wszystkim do ludzi- stąd ten mój pomysł z kartą FitProfit, zresztą wiem [już to odczuwałam, gdy pracowałam z domu!], że dam sobie radę!
Zresztą, kto da radę, jak nie ja, prawda? 😉 A Was proszę nie martwcie się o mnie, tylko życzcie mi szczęścia! Najważniejsze, że nie będę musiała się do niczego zmuszać, więc myślę, że wtedy uda mi się lepiej wszystko organizować. Gdyż po prostu po pracy wracałam do domu i już nie miałam kompletnie siły, by szukać czegokolwiek innego…, byłam tak wyczerpana wszystkim… natłokiem informacji [i to w różnych językach], a teraz myślę też, że znacznie łatwiej będzie mi się nawet samej uczyć języka, bo jeśli uczysz się tego, dlatego, że chcesz, to sprawia Ci to przyjemność & it`s just easier, isnt`it?
Ja będąc szefową z pewnością chciałabym wiedzieć i widzieć, że przynajmniej większość moich pracowników jest szczęśliwa i zadowolona z tego, co robi.
1. A kiedy odczuwa się szczęście i zadowolenie?
Gdy można dostrzegać własne sukcesy, nawet takie maciupeńkie.
2. Kolejne pytanie: kiedy się je dostrzega?
Wtedy, gdy coś się robi, by je osiągnąć.
3. A tu z kolei nasuwa się następne pytanie: kiedy w ogóle coś robisz w tym kierunku?
Nie inaczej, jak wtedy, gdy to Cię interesuje, czujesz/ widzisz, że masz taką wiedzę! Bo tylko wówczas może się to stać nawet Twoim hobby/ pasją i czymś, co pokochasz 😊
W dodatku istotne jest także to, że możesz dawać też coś w zamian, a ja niestety czuję, że tego nie potrafię – bo zdecydowanie dostrzegam, że to nie jest praca dla mnie…, obowiązki korporacji mnie niestety przerastają, ale to przecież TYLKO te obowiązki, bo czy Wy np. potrafilibyście tak o tym wszystkim pisać, co przeżyliście/-wacie/ czujecie [jak mi się to udaje]? 😛
Naprawdę dobrze zdaję sobie z tego sprawę, że u Was w firmie moje obowiązki zostały już ograniczone do maksymalnego MINIMUM i nie ukrywam, że przez to też czułam się zawsze jak osoba „specjalnej troski” trochę 😛
Doskonale wiem, że ze względu na moje zdrowotne ograniczenia /mojego mózgu [dziś 24.03.17 -piątek, było ok. 14, gdy wracam tramwajem z ZUS-u i czułam się już potwornie zmęczona, a przecież nie byłam nawet w pracy…] dawaliście mi tylko to, co byłam w stanie wykonywać. Ale to i tak nie oznacza wcale, że na tle innych tam osób nie czułam się „gorsza”/ i jak gdyby „opóźniona”. GDYŻ ROBIŁAM TO, NA CZYM SIĘ NIE ZNAM. Jak Wy byście się czuli, gdybyście musieli wykonywać pracę, strzelam: lekarza, prawnika, ogrodnika, architekta wnętrz, czy projektanta wzornictwa…?- tak wiem, mam bujną wyobraźnię, prawda? Ale liczę na to, że wiecie, co mam na myśli 😊
Chcę jednak tylko powiedzieć, że NIKT w firmie mi tego nie wypominał, a już NA PEWNO NIE DZIEWCZYNY Z MOJEGO TEAMU, KTÓRE ZAWSZE OKAZYWAŁY MI ANIELSKĄ CIERPLIWOŚĆ😊 – z tego możecie być dumni, że Bayer ma takich tolerancyjnych pracowników 😊
Przepraszam Was z góry, że tej wiadomości będzie tak dużo i że może jest to takie chaotyczne [czyli taki „patchworkowy melanż”😊] . Ale to chyba właśnie efekt tego, co udaje mi się wciąż tu na nowo odkryć 😉
A lubię się uczyć nowych rzeczy, zwłaszcza o człowieku…ostatnio czytałam taką wzmiankę o tym, że pewna pielęgniarka, która w Ameryce miała okazję spędzić ostatnie miesiące życia przy łóżkach umierających ludzi… i tam pytając ich, czego najbardziej żałują w swoim dotychczasowym życiu, odpowiadali jej krótko: tego, iż nie żyli swoim własnym życiem, ale było to życie pod wpływem oczekiwań innych ludzi (…)
I to pokazuje, jak ważne jest, aby brać pod uwagę właśnie własny głos serca i to czego sami tak naprawdę od życia chcemy. Moi drodzy ja postanowiłam, że po prostu posłucham własnego chyba przede wszystkim rozsądku [bo mimo, iż generalnie uważam, że nadal mam dobrą intuicję, to jednak zauważyłam też, że czasem jednak nadal zdarzało mi się jeszcze robić coś bez dobrego/umiejętnego ocenienia pewnych sytuacji- pod wpływem emocji/ impulsu/ chwili/ szybko, czego później z kolei żałowałam].
Właściwie już jakiś czas temu doszłam do wniosku [tak, wiem, lepiej późno, niż…], że skoro ta praca nie sprawia mi w ogóle przyjemności [nie znam się na tym i nawet szczerze mówiąc po polsku mnie to nie interesuje…], więc chyba to nie ma sensu, by pracować tylko dla pieniędzy, czyli nie dlatego, że chcę, bo lubię, tylko dlatego, że muszę!
Ostatnio wykonałam nawet pewien bardzo ważny dla mnie eksperyment. Już Wam mówię na czym on polegał: wyobraziłam sobie siebie o 3 lata starszą i tak sobie z nią [sobą] chwilkę w miłej atmosferze porozmawiałam 😊, zapytałam jej, co ona by zrobiła na moim miejscy, poprosiłam, by mi dała jakieś rady i powiedziała, czego żałuje, co by zmieniła, co chciałaby robić, czym się zajmować]. Nawet nie wiecie, jak taka niby prosta rzecz może zmienić postrzeganie świata i życia, albo inaczej: uświadomić/ „otworzyć oczy”. [Niby zabawne, śmieszne, ale proszę Was, spróbujcie!]
Poza tym wiedząc, że zmuszam się do tej pracy u Was [nie mylić: z Wami!😊] nie jestem tym samym otwarta na innych ludzi, choć uwierzcie mi odkąd podjęłam taką właśnie decyzję [że tą pracę będę wykonywała tylko do zakończenia mojej umowy i to z domu], zaczęłam mieć pogodniejszą twarz i znów „uśmiechające się” oczy, potrafię się cieszyć z takich rzeczy, które powinny mi sprawiać radość, jak choćby 60-tka mojej mamy [na którą jadę jutro] i którą mój brat zaczął organizować [musi być płaski teren, by on mógł w ogóle tam wjechać i blisko babci, która jest po wymianie biodra- by ona też mogła tam bez problemu wejść i choć trochę z nami pobyć].
Ok, będę tu wklejała Wam to, z czego robiłam sobie notatki [staram się bardzo spisywać moje dni na kompie].
Zatem:
Na śniadaniu z Remigiuszem (= główny szef w Bayer :-)) [pomijam już to, że się spóźniłam i byłam chyba najbardziej profesjonalnie ubrana ;-)], powiedziałam taki cytat:
„Nie to jest ważne, co ze mną zrobiono, lecz to, co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono (…)”
I tak sobie później pomyślałam, że gdyby Remigiusz mnie wówczas zapytał, no dobrze Monika, to CO WŁAŚCIWIE TY ROBISZ Z TYM SWOIM ŻYCIEM TERAZ?
I nie ukrywam, że chyba zrobiłoby mi się trochę głupio…(tak, wiem, przecież chodziłam na tą rehabilitację, pracowałam i musiałam/muszę [nadal] tu sama wszystko ogarniać…), ale ok, może i to dużo, jednak nawet nie wiecie, jaka bywam czasem już zmęczona samym życiem po prostu [zbyt wiele obowiązków tylko na mojej głowie+ jeszcze fakt, że wykonuję nie to, do czego się nadaję, a przede wszystkim nie to, na czym się znam].
Z tego, co zdążyłam się zorientować, to pozostało mi chyba jeszcze jakieś 8 dni urlopu… powiedzcie mi proszę, jak to jest? Czy jak go nie wykorzystam, to dostałabym za to kasę?Przepraszam, ale to jest kolejna rzecz, w której się niestety nie orientuję…
Wiedzcie tylko, że nie należę do osób, które liczą na cuda (chyba już… kolejne – bo pierwszym był przecież fakt, że przeżyłam ten wypadek), dlatego nie chcę teraz tkwić w czymś, co mnie tak ogranicza…, a naprawdę siedząc w tej pracy u Was czuję taki …hmmm… jakby to nazwać „wewnętrzny zastój”/ po prostu uważam, że nic już więcej firmie nie potrafię od siebie dać, ale też niestety sama siedząc u Was w pracy także się nie rozwijam…, czyli gdzieś w głębi siebie „umieram”/ „zapadam” i się marnuję.
Słuchajcie, tak sobie pomyślałam, że może przede wszystkim powinnam jakoś wykorzystać to, co „mi się udało”, a przecież jest tego nie mało, bo paradoksalnie zwaliło się na mnie jednak kilka traum (mój wypadek, później mojego brata, zostawił mnie Gutek, podwójny przeszczep rogówki oka mojej mamy…itd.] I ja np. chcę widzieć tę szklankę „do połowy pełną” i wierzyć, że dam sobie radę!
Bo moi drodzy dam radę! I jeszcze będziecie mogli być ze mnie dumni 😊
Eh, ja, ich versuche das noch (für Torsten extra) auf Deutsch zu übersetzen, obwohl ich bin mir sicher, dass er schon viel auf Polnisch versteht (viel mehr, als er sagen kann). – wenigstens ich hatte so, als ich in Regensburg oder in Wien gewohnt habe… Außerdem ist es mir sicher, dass ihr ihm alles erzählt, was er nicht verstehen kann😊
Ok, ich muss schon enden, da ich morgen nach Elbing fahren soll & ich habe noch nichts für die Reise vorbereitet 😛
Aber Moni, easy! Du schaffst das ganz sicher!
Także, jak widzicie wczoraj po prostu uznała, że tak właśnie miało być. Pozwoliła sobie na ten cały „dziwny” i niewygodny nastrój, tak jakby miała już „przeczuwać”, że to się jakoś wyjaśni i z niej w pewien sposób jeszcze „spłynie” = dokonało się to chyba poprzez tego @ właśnie, wtedy w końcu poczuła ulgę.

To teraz jeszcze o dzisiejszym dniu [PIĄTEK, 06.09.19] Przebudziła się jakoś wcześnie, jeszcze przed budzikiem, a przestawiła go sobie już [początkowo na 7:00, lecz później się chwilę zastanowiła, że powinna organizm stopniowo przyzwyczajać, zatem nastawiła go] na 7:30. Cholernie nie chciało jej się wstać, jednak tak sobie pomyślała, ok. pomyśl, moja droga, co możesz najlepszego teraz zrobić? I ponieważ wciąż czuła zmęczenie, zatem zaparzyła sobie tylko herbatę rumiankową, którą później położyła na swoje powieki, włączyła muzykę relaksacyjną i tak leżała chyba prawie 30 min. do czasu aż zadzwonił jej budzik o tej 7:30. Nie, nie! Jednak wcale od razu nie wstała, bo pomyślała, że jest jej teraz tak dobrze, że jeszcze może tak pół godzinki sobie poleży i tak też wstała jakoś ok. 8.
A w planach na dziś miała poćwiczyć [jak codzień💪🍀😊], odkurzyć i umyć podłogę, następnie umyć siebie, bo dziś zamierzała wyjść ponownie do BioWay`a na obiad [wczoraj zjadła jeszcze pyszną kapustkę, którą przywiozła jej mama i z której zrobiła sobie po prostu smaczną zupkę, rozrzedzając tylko wodą😉], przygotować materiały na powtórzenie j. niemieckiego z Angeliką, porobić opłaty, jednak ona postanowiła sobie w końcu włączyć ten film „Między piekłem a niebem/ WHAT DREAMS MAY COME” , ponieważ wczoraj właśnie zaczynała tylko go na balkonie oglądać i wkurzała się na to, że nie widzi w sumie nawet dobrze, gdyż słońce jej to utrudniało.
Mimo, że wiedziała, iż w sumie najpierw powinna zabrać się za obowiązki, to jednak ponownie „coś” jej mówiło, by niczym innym się nie zajmowała, niczego nie wymuszała i zostawiła wszystko tak, jak jest. Zatem pomimo tego, iż pomyślała, że w zasadzie to „bez sensu”, skoro ma tyle do zrobienia, ale postanowiła sobie, ok. zaczekam i oglądam… Skoro wczorajszy dzień też się jakoś tak „sam” poukładał, to zaufam i tym razem [choć wierzcie mi, miała już tak przeróżne myśli, że to przecież kompletna głupota, takie siedzenie i czekanie!]
I nagle dzwonił niespodziewanie jej telefon, a tam ponownie ta mama tej dziewczynki, która dzwoniła do niej we wtorek (03.09.19) i pytała o możliwość korepetycji z niemieckiego. Nasza bohaterka dobrze wiedziała z kim rozmawia, [gdyż zapisała sobie już ten numer😉], mimo to ta pani ponownie się ładnie przedstawiła i zaczęła miłą rozmowę [tu nasza bohaterka już sobie nawet pomyślała, że może okaże się, iż znalazła jakiegoś innego korepetytora bliżej, czy coś w ten deseń]. Jednak okazało się, że wcale nie! Pani chciała tylko przełożyć te zajęcia córki, ponieważ okazało się, iż w szkole muzycznej w poniedziałek ma na tą godzinę jakieś zajęcia. Zatem pytała się, co teraz?
Nasza bohaterka mówi, że oczywiście nie ma najmniejszego problemu z przełożeniem ich. Generalnie w tych godzinach odpada tylko wtorek, kiedy ma już inne zajęcia zaplanowane. I tu ta babeczka zapytała o czwartek, co ponownie bardzo ucieszyło Małą Mi. Tu już sobie pomyślała: no i spójrz tylko, czasem wystarczy troszkę zaufać sobie i własnej intuicji, posłuchać, co mówi do Ciebie Twoje serce, przecież dobrze powinnaś już wiedzieć, że Wszechświat to zawsze „jakoś” tak pozytywnie dla Ciebie układa. Dlaczego Ty wciąż i nadal nie dajesz się prowadzić i powątpiewasz w to, że będzie jednak dobrze?

Teraz spokojnie będzie miała więcej czasu, by przygotować co nieco dla Angeliki na te zajęcia, gdyż tak myślała już, że skoro poniedziałek będzie miała zajęty tą dziewczynką…
Lecz teraz doniesie jeszcze tu to, o czym wczoraj nie napisała [tylko luknie jeszcze w swój kalendarzyk 😋]. Otóż jeszcze wczoraj na swoim mailu zauważyła zaproszenie na bezpłatny koncert chóru CAMERATA w Olivia Business Center [czyli tam, gdzie kiedyś pracowała w tej korporacji Bayer właśnie 😉]:
„Zapraszamy na emocjonujący, pełen pasji i pozytywnej energii koncert Olivia Camerata.
Zaprezentujemy niesamowitych wykonawców i wielkie przeboje!
Rozkołyszą nas jazz i swing – wielkie hity Duke’a Ellingtona, Sama Coslowa czy George’a Gershwina wykona Krystyna Durys z towarzyszeniem zespołu. Do tańca porwie nas Chór Olivia Business Centre, który tak niedawno brawurowo zadebiutował utwór „Oh Happy Day” Dona Howarda. Ukoją nas dzieła Fryderyka Chopina i autorskie kompozycje Alexandra Stupnikova z firmy Schibsted, którego na co dzień możecie spotkać w Olivii.
Zapraszamy całe rodziny na wielką muzyczną przygodę w Olivia Business Centre.„
Zapisała się tam oczywiście, jeszcze nie wie, czy dokładnie pojedzie, ale jak zobaczyła, że w tym chórze śpiewa także jej były szef Remigiusz hehe, to jakoś ją tym bardziej to zachęciło😉 . Ona generalnie nie jest jakąś fanką muzyki chóralnej, ale przecież po pierwsze to nie jest chyba taka typowa chóralna muzyka [bo widziała już ich pierwszą próbę właśnie w necie], po drugie stała się teraz tak otwartą osobą, że potraktuje to po prostu jak kolejny eksperyment. Ona bardzo lubi uczyć się nowych rzeczy, a jej były szef Remigiusz właśnie zawsze robił na niej dobre wrażenie, zatem zrobi to chyba z czystej ciekawości, by móc zobaczyć go śpiewającego w tym chórze😉. Poza tym na tego 14.09.19 nie ma raczej [póki co :P] żadnych planów, a tak przynajmniej wyjdzie trochę „do ludzi”. Tego dnia także zauważyła informację, że trochę ludków zainteresowało się ponownie jej profilem na LinkedIn.
Ach tak, nie dodała chyba, że wczoraj wysprzątała swoją chatę pięknie, a na koniec również siebie 😋 I była, jak zwykle zresztą zawsze wtedy, taka zadowolona i uśmiechnięta, do tego BioWaya pojechała już nawet nie robiąc sobie żadnego makijażu [zresztą ona na co dzień tak właśnie chodzi:P]. Tak, musi tu jednak jeszcze wspomnieć o tym, cóż ona takiego tym razem jadła w tym BioWay
`u. Otóż obsługiwała ją taka sympatyczna pani, którą kojarzyła z ostatniego razu, gdy mówiła, że poleciła ich knajpkę i jedzenie tej rodzince, do której się wtedy dosiadła.
Babeczka ta widząc ją tam w piątek [06.09.19] oznajmiła, że mają teraz właśnie taką wyjątkową potrawę, która jest już u nich bardzo rzadko robiona, a jest „przepyszna”. Poza tym powiedziała jej także, że te „kuleczki” serowe/ kofta/ podawane są z wyśmienitym sosem, który pozwoli jej wyobrazić sobie, że jest właśnie w Indiach, hehe I mimo, że wcale nie miała chyba jednak ochoty na kulki serowe, to jak usłyszała jeszcze o tym sosie, a najbardziej ta metafora „podróży do Indii” [dziewczynie tak spragnionej jakiegoś wyjazdu], dała się jednak skusić. Później oczywiście ta potrawa nie okazała się wcale taka „niebiańska”, ale cóż to dzielne dziewczę sobie pomyślało? Przynajmniej spróbowała i się o tym rzeczywiście przekonała. Kolejne doświadczenie zdobyte 😊💪🍀
To teraz o dniu dzisiejszym, czyli o SOBOCIE 07.09.19, dziś nie miała już w ogóle ochoty podnosić się z łóżka na tą gimnastykę. Lecz pomyślała, że to z pewnością musiał być efekt wczorajszego wieczoru. Nie miała najmniejszej ani siły, ani tym bardziej ochoty, by wstawać i zabierać się za te ćwiczenia. Uznała bowiem, że to jest skutek wczorajszego jej działania. Przecież „Wszystko, co robisz, ma swój skutek!”, jak donosi o tym Brian Tracy [Programowanie umysłu na sukces | Jak odnieść sukces? | Sukces Na Horyzoncie]
Wczoraj [a właściwie to chyba było już dzisiaj…] położyła się w końcu spać, a jeszcze na sam wieczór zjadła loda i wypiła swoją kawę [Latte z kardamonem i cynamonem, umówmy się, że jak będzie używała słowa „swoja/ą”, czy też „jej” to będziecie już wiedzieć, o co kaman, ok?😉]. Choć tak naprawdę ta kawa w ogóle na nią nie działa, pija ją raczej jako „dodatek” do czegoś słodkiego [tu lody z bakaliami, pokruszoną czekoladą + banan i borówki]. I z tego też powodu zaczęła mieć ponownie wyrzuty sumienia…
Ach tak, dziś opłaciła także w końcu tą swoją komórkę PREMIUM MOBILE, bo wczoraj rzekomo dostała informację, że jak kwota zostanie zaksięgowana, to ją o tym poinformują… W sumie nic z tego nie zrozumiała, nawet sam fakt, że jak płaciła z konta stałego klienta, nie musiała w ogóle logować się na stronę swojego banku…, co wydało się dla niej co najmniej „strange”/ „seltsam”/ „merkwürdig” /dziwne, lecz tu z kolei pomyślała, że może ona jakoś podała już tam swoje konto, że sama ta opłata jej z niego schodzi…

No cóż zapewne, po raz kolejny jak taki „głupiutki” dzieciak, bo nawet nie wiedziała, jak mogłaby to sprawdzić. Jednak ponieważ termin tej płatności był właśnie do dziś, a sprawdzała, czy z konta zeszła jej właśnie opłata w tej wysokości, lecz ponieważ nie zauważyła tam niczego podobnego, zatem zamiast już zawracać sobą głowę swojemu bratu, który na takich rzeczach akurat się zna, po prostu stwierdziła, że zapłaci, to nie była przecież żadna duża kwota. I tak też zrobiła.
Później zaś poszła jeszcze zakupić w warzywniaku p.Piotra natkę pietruszki [u niego ona jest zawsze taka duża, że właściwie bardziej odpowiednim słowem byłaby tu po prostu „nać”, bo serio jest ona zawsze tak „bujna” i rozłożysta, że te z marketów przy niej to wyglądają po prostu zawsze, jak jakaś: nędza” 🤣]. Wzięła jeszcze 3 pomidorki i jeżyny [przy tych jednak ponownie poprosiła o sprawdzenie ich, gdyż cóż ostatnio zauważyła: że p.Piotr chyba myśli, że ona przesadza…]
Ta powiedziała mu, iż ona wie, jak to brzmi i sama kiedyś jeszcze także resztę by umyła i myślała, że jest „git”, teraz jednak przeczytała taki artykuł, z którego tak naprawdę zrozumiała, że NIE WOLNO TAK ROBIĆ, bo wszelka „miękka” żywność może być już od tego kawalątka czasem tylko pleśni zarażona i tym samym niebezpieczna.
Pan Piotr zapytał ją jeszcze, kto ten artykuł napisał, a ona na to: nie ważne kto, ważne, że jakiś „specjalista”, na to p.Piotr do niej, że nieprawda, że nie ważne, bo JAK KACZYŃSKI, TO TEN MU NIE UWIERZY, 😋 buhaha, przyznać musicie, że p.Piotr to ma jednak poczucie humoru. Zawsze potrafi ją tak zaskoczyć, jakąś celną ripostą 🤣

Oznajmiła jednak, iż jak już dotrze do domu, to wyśle mu także tą informację, gdyż ona naprawdę uważa, że ludzie powinni być coraz bardziej świadomi tego, co jedzą [tak! i to mówi dziewczyna, która po raz kolejny zrobiła sobie po obiedzie kawę i do niej ponownie zjadła tego loda (bo jeszcze jej przecież został…)]
Wracając jednak zadzwoniła jeszcze do swojej mamy, opowiadała właśnie o p.Piotrze, ponownie o tej pleśni w jeżynach. Teraz zakupiła już sprawdzone i „czyste” przy najmniej na oko [p. Piotr przesypał je nawet do większego pojemniczka, by mogła sprawdzić😊]. Jej mama była właśnie u chłopaków [Marcina (= jej brata) i jego synka, bo w ten weekend ma go również u siebie]. Pamięta, jak jeszcze brat jej mówił, że Kacper polubił szkołę do tego stopnia, iż jak był w niej pierwszego dnia, to nie chciał wcale wracać do domu, hehe. Tak chyba jest często, że póki jeszcze nie zobaczą dzieci z czym tak naprawdę szkoła się wiąże, to im się jeszcze podoba.
Dziś dowiedziała się od swojej mamy, że jak odbierali go wczoraj ze szkoły, to Kacper miał bardzo ciężki plecak, bo zapomniał zostawić w szkole ćwiczeń i wszystko zabrał ze sobą do domu, w ogóle to podobno po raz pierwszy się zgubił [ale szkoła jest naprawdę ogromna = to ta sama, do której kiedyś chodziła i ona i jej brat], lecz jednak katecheta zauważył, że nie ma wszystkich uczniów i wrócił po „zgubę” /odnalazł/ Kacpulka 😊Malec po prostu poznaje dopiero to środowisko, musi się przecież od nowa nauczyć, jak to jest chodzić do szkoły, ale jest także pewna, że jeszcze kilka tygodni i już będzie czuł się „oswojony”.
Photo by Pixabay on Pexels.com Photo by Pixabay on Pexels.com Photo by Pixabay on Pexels.com Photo by Pixabay on Pexels.com
To jeszcze tylko tak na szybko, cóż ona spostrzegła u siebie, że wiecie potrafi już być coraz bardziej sprawna [mimo, że dziś w ogóle nie wykonała żadnych ćwiczeń, ale pal licho! przecież ona nie jest jakimś tam terminatorem znowu i nie musi jej się zawsze chcieć do tego zabierać!]. Zauważyła, że już ma coraz mniejszą trudność ze „schodzeniem” w dół całym ciałem na całych stopach, hehe. Pewnie robi to jeszcze w jakiś dziwny i „pokraczny” sposób, ale najważniejsze, że udaje jej się to coraz bardziej robić, jak widać: TRENING CZYNI MISTRZA 💪 [co ona zresztą doskonale wie, że praca popłaca, a szczególnie ciężki wysiłek]
Moi drodzy, czy u Was też jest już teraz taka beznadziejna pogoda, jak w Gdańsku? Na balkonie zjadła jeszcze zupę, później przeniosła się do mieszkania, pomyła jeszcze trochę w kuchni naczynia. Jednak udało jej się przenieść komp i leżak do pokoju już, bo zaczęło nawet kropić… W każdym razie tego loda i kawę skonsumowała już siedząc tutaj, czyli w pokoju.
Może na sam wieczór obejrzy sobie dalej ten film, który już zaczęła właśnie do tej kawy i loda, a mianowicie ten: „Władcy umysłów/ THE ADJUSTMENT BUREAU„, choć teraz do wniosku dochodzi, że chyba jednak nie…, bo on nie wydał jej się taki znowu „dobry” [taki „dla niej”, zwłaszcza na „teraz”]. Już bowiem czuje się zmęczona, a jeszcze tak myśli, że jakby jednak chciała się wybrać na ten występ chóru Camerata, to jeszcze nie bardzo wie, gdzie dokładnie jest to „patio OBC„…
Tu jednak już dochodzi do wniosku, że przecież po to ma język, by go używać [i wcale nie chodzi tu o wytykanie go, czy całowanie z językiem, buhaha]. Pomyślała, że skoro wie, jak dojechać tam na tą ulicę, to ewentualnie kogoś na miejscu o to podpyta. A jak nie tam, to może jeszcze jakoś wcześniej przez net o to zapyta…, choćby tych ludzi, od których to zaproszenie dostała.
Ok, to teraz się jeszcze tylko trochę „pozastanawia”, cóż powinna teraz zrobić? Czy porządek w tych swoich fotkach na kompie, a może po prostu, jaki film obejrzeć?
