Kochani, poniżej trochę jednak tego, cóż ja tu obserwowałam i sobie notowałam, otóż może zaczniemy od tego:
Moi drodzy, boooszeee, Mała Mi nie ma już pojęcia, co mogłaby teraz, [22.VII.2020, ŚRODA] ze sobą zrobić… A to wszystko jeszcze przez wygląd jej twarzy właśnie! Ona nie może teraz na siebie po prostu patrzeć… Naprawdę już nawet jej oczy są teraz takie „przygaszone”…, ona ma takie straszne pretensje do siebie o to, co sobie wyrządziła! Dobrze to widzi, że siedząc w domu tylko jeszcze sobie szkodzi…, ale ona naprawdę nie ma żadnego pomysłu na siebie teraz! Nawet WSZECHŚWIATA NIE SŁYSZY…, ten jakoś po prostu zamilkł… Już się nawet temu nie dziwi…, bo jej samej również brak już słów… na swoją głupotę…
Właśnie [g.10:50] ryczy…, a dziś siedziała na tej poduszce do medytacji i błagała Wszechświat/ Boga o jakieś rady, co ma zrobić dalej…, a ONI MILCZELI…, dobrze to widziała, że nawet ptaków za bardzo nie było i nadal ich nie ma! A jest już godz. 11:28… Jest jej tak cholernie smutno… , nie ma już najmniejszego pojęcia, co powinna teraz zrobić. A jeszcze ten X z wczoraj powiedział do niej, że powinna wyjść do ludzi, poszukać sobie jakiegoś kółka zainteresowań, czy coś takiego…
Nie mam już kompletnie na nic obecnie siły!!! Chce mi się tylko płakać… i już po prostu nie mogę… Nawet po śniadaniu i tym płaczu…, ogarnęłam się jakoś i pomyślałam, że muszę zacząć coś robić… I wyszłam po prostu z domu, ponieważ i tak miałam iść do warzywniaka… to wcześniej skręciłam jednak jeszcze znowu na dolinkę i tam zrobiłam właściwie tylko jedno okrążenie, ale już tak idąc zauważyłam babeczkę, która szła z dzieckiem i miała o wiele gorszą twarz od mojej, bo z takimi bliznami po trądziku! Ale tak sobie szłam i znów myślałam, że to chyba nie jest dobre pocieszenie dla mnie…
Tylko, że ona teraz wiedząc jak jej twarz wygląda, już nawet nie ma tyle odwagi i straciła już tą swoją pewność siebie do reszty… Wiecie dlaczego? Bo…, będę pisała tutaj o tym, jak się czuła po tym wypadku, ok? Nie odczuwała NIGDY, że ma coś jeszcze innego …, prócz tego w miarę ładnego wyglądu, nie miała wówczas tyle siły i samozaparcia, by zacząć dostrzegać, że jest czymś więcej, niż tylko własnym ciałem… A dobrze wiedziała, jakie są konsekwencje tego przeklętego wypadku… i jakie ma przez niego teraz ograniczenia… Nikt jej nie pomógł dostrzec, że ma również całkiem niebanalną i piękna DUSZĘ oraz SWOJE WNĘTRZE! I te doświadczenia przecież, które zdobyła również w swoim życiu…
Dokładnie to rozumiem, gdyż, moi drodzy, ona właśnie wczoraj odczuła to tak bardzo, na spacerze z tym mężczyzną… czuła się jak ostatnia idiotka…, byłam tam z nią wtedy również. Widziałam, jak bardzo „odstaje” od tego świata… właśnie poprzez nie tylko ten straszny „garb”, który wciąż dźwiga, który ma na sobie przez te wszystkie zdarzenia, tą swoją „zajefajną” historię, lecz teraz wiedziała w dodatku jeszcze, że jej obecny wygląd twarzy/ buźki odbiera jej pewność siebie i tym samym już nawet poniekąd możliwość ewentualnego żartowania sobie z tej całej sytuacji.
Odczuwałam to bardzo, to jak czuła się niemal „śmieszna”/przytłoczona tym… I jak przypuszczała, że właściwie wszystko, co powie, będzie dla tego chłopaka szokujące… W sumie, tak bardzo to czuła, że właśnie przez swoją przeszłość nie potrafi już nawet sobie z tego żartować i jakoś w miarę „lajtowo” do tego podejść, a to wszystko utrudniał jej jeszcze niestety wygląd jej buzi… A moi drodzy, Mała Mi po prostu dobrze o tym wie, iż ona prócz tego, że wcześniej [mówimy tu cały czas o tym czasie już po wypadku!] ładną buzią i oczami, nie była raczej tak w stanie wzbudzać czym innym zainteresowania…
Bo jak tu cholera pokazać, że jest się jednak wartościowym człowiekiem, jak nie umie za bardzo nawet podejmować konwersacji, a tym bardziej czymkolwiek się „chwalić”, bo przecież jej pamięć jest taka, jaka jest… Poza tym jej się nigdy nie wydawało, że zrobiła coś wielkiego, o czym można byłoby w ogóle opowiadać…😋.
Ps. wiecie, co ona teraz robi? Ma tu ponownie lusterko z łazienki i jak zakrywa palcami swoją brodę i te ślady krost… to stwierdza, że nad „resztą” dałoby się jeszcze popracować…, a tak kochani, ona nawet nie może spać w nocy, bo o tym właśnie myśli, że teraz właściwie bez tego fluidu [czyli zrobienia sobie tej „maski”] to już w ogóle nie ma szans na wyjście… A co dopiero na spotkanie tego wymarzonego…
Będąc na spacerze z tym X. czuła się jak ostatnia idiotka…, bo dobrze to wie, jaki jej mózg jest TERAZ ograniczony… i ilu rzeczy wciąż nie potrafi… Nawet powiedziała mu to, oczywiście przepraszając, iż tak niewiele potrafi powiedzieć…, ale dodała również, że ona tak niestety ma po tym wypadku wciąż… A już naprawdę nie miała ochoty i nawet chyba nie widziała większego sensu, mówić o rzeczach, takich czasem iście „medycznych”, których szerze mówiąc ona sama nie do końca rozumie… Owszem wie wiele rzeczy, ma co po niektórych również świadomość…, ale jakoś nie potrafi tego ubrać w odpowiednie/ adekwatne słowa, no a przynajmniej nie tak szybko…, nad wieloma rzeczami potrzebuje się po prostu zastanowić… Ona niejako zauważyła, że teraz [znowu po tych cholernym wypadku!] potrzebuje na wiele rzeczy więcej czasu!
Dlatego rzekła właśnie, że znacznie lepiej jej się pisze…, tylko wtedy on stwierdził [słusznie zresztą!], że w ten sposób, tylko pisząc, może sobie również zaszkodzić, bo się po prostu ogranicza i poniekąd również „zamyka” w sobie… Dobrze wiemy, że nie ćwicząc/ trenując mowy, słownictwa, konwersacji z innymi ludźmi, szkodzi sobie w istocie, bo w ten sposób nie daje sobie nawet szansy i możliwości, na poznanie nowych osób, ich opinii/zdania, jak również poglądów. Czyli tego, co właściwie powinna… Tak, a tym bardziej, że ona nikogo tu nie ma, z kim mogłaby porozmawiać… A obecnie już nawet nie ma ochoty na stawanie do żadnej „walki” i starania się jeszcze o coś…
Powiem Wam, że tak słuchając go, jak ona oczywiście twierdziła swoje /patrząc okiem „normalnego” człowieka / jednak „prymitywne” teksty, typu „kawał ciężkiej historii” itp. On z tego co pamięta, zapytał w pewnym momencie, dlaczego właściwie tak uważa? Ta wyliczyła [oczywiście tylko to, o czym mu opowiadała, tj.]: 1. jej wypadek samochodowy i 2. rozwód. Ten na to, że przecież ludzie niejednokrotnie giną w wypadkach, tracą życie, a poza tym rozwód jest przecież teraz czymś jak najbardziej normalnym, o ile nie staje się powoli „trendy”…
Dodał również, że ona chyba nawet nie ma pojęcia, ile jest osób na świecie, które czują się samotne. „Choroba” współczesności… Ich problem polega właśnie na tym, że siedzą w domu, „zamykają się” na świat i nawet nie próbują szukać… Wiecie, wcześniej jednak powiedziała coś o tym, że „życie trzeba łapać, by nam nie uciekło”- taki slogan, gdzieś słyszała :P, nie bardzo chyba jednak odczuwała, że z tym jakoś do końca „rezonuje”… no a przynajmniej nie zawsze… I dokładnie w tym momencie, on chyba rzekł również, że on jest innego zdania, bo co to znaczy niby „łapać?” Może nie każdy ma na to ochotę, są przecież różni ludzie, jedni są tacy bardziej spokojni [porównał to chyba ze stoicyzmem…], inni zaś z kolei tacy bardziej otwarci, do nich on sam chyba kiedyś należał…
W ogóle dopiero później sobie to jeszcze raz przeanalizowała…, jak ona kompletnie nie ma pojęcia, co robić i jak się zachowywać, aby sobą „nie przestraszać” i do siebie nie zniechęcać ludzi, a zwłaszcza mężczyzn… Przecież, kto normalny zacząłby od takich „ciężkich” rzeczy i to tak od razu, prosto z mostu…? No ok, zrobiła kolejną bzdurę, popełniła niesamowity błąd, ale miejmy nadzieję, że coś z tego wyniesie… i będzie pamiętała, że z porażek i błędów uczymy się właśnie najwięcej!
Jeszcze wieczorkiem, ok.18:30 wybrała się na tą dolinkę, strasznie się denerwuje, że aby móc choć zdziebko ładniej wyglądać, musi sobie robić tą maskę jeszcze… Tak właśnie! Myśli sobie, cholera jasna, na sam wieczór, no przecież to totalny bezsens… Ale cóż, zrobiła sobie ją i tak. I moi drodzy, zaczęła się powoli znowu uśmiechać!!! I jak już tam była na tej dolince, to wykonała dziś ponownie 9 okrążeń!
Kochani, no serio, można się z niej troszkę uśmiać, tzn. TYLKO w pozytywnym znaczeniu oczywiście, bo to, co ona robi, wzbudza wręcz niesamowitą sympatię! Już Wam tłumaczę… Ponieważ nasza „gwiazda” pamięta, że tak wchodziła w kolejne okrążenie i nie była już pewna, czy to jest 7 czy też 8… Zatem, jak to ona, założyła oczywiście tą mniejszą liczbę, czyli 7 [ona tak zawsze robi, nawet przy tych porannych ćwiczeniach, jak nie jest za bardzo pewna, ile to już jest, to zawsze bierze pod uwagę tą mniejszą cyfrę!]
Pamięta jeszcze, że wczoraj, czyli we WTOREK, 21.VII.2020, jak spacerowała tam z tym kolegą z plaży Stogi, to rzekła, iż zawsze od siebie dużo wymagała. Powiedziała także, że stara się robić to jednak tak „z głową”, czyli w miarę rozumnie. Tak rozmawiali właśnie o tym, jakie to jest ważne, aby jednak próbować bardzo, w żadną stronę nie przesadzać. Kiedy jest okazja, to aby siebie także chwalić. Mała Mi jednak rzekła, że gdyby nie jej upór, to nie byłaby tutaj/ w tym miejscu, w którym teraz właśnie jest!
W dodatku, słuchajcie, on jej tam nawet doradził w pewnym momencie „nording walking”… Tak sobie pomyślała [i tylko pomyślała!]: człowieku, ale przecież ja potrafię już chodzić, a z tymi kijkami to chodziłam jeszcze tylko na początku, by się podpierać [zamiast kul] i to TYLKO, jak wychodziłam sobie „na spacer” sama… No ok, dobrze wie, że z nimi także można ćwiczyć dalej chód, przede wszystkim przecież do tego służą! Ale ona żadnych teraz nie ma, a tej kaski wcale nie chce w nie inwestować, bo wolałaby raczej już w jakiś wyjazd…
I muszę Wam powiedzieć, że właśnie dopiero wieczorem na tej dolince, zrozumiała chyba, dlaczego Bóg i Wszechświat rano milczeli… Otóż ona tak bardzo prosiła o jakieś wskazówki, co powinna teraz robić, ale w sensie dla innych, bo nie miała żadnego pomysłu, nie wiedziała nawet za bardzo, gdzie tego szukać itp. Tzn. znajoma buddystka wspomniała jej oczywiście, że w hospicjum, czy w jakiejś fundacji jest zawsze co robić i wtedy właśnie pozna nowe osoby i jakoś zobaczy, że ma również cel w życiu…

Mała Mi jednak, ponieważ dobrze wiedziała, że ona już wcześniej miała do czynienia z różnymi jednak rzeczami, przecież nie raz chodziła i do rozmaitych fundacji i na jakieś kursy… Tak jednak stwierdziła, że nie jest do końca pewna, czy akurat to by jej odpowiadało/ pomogło, bo np. wie, że jej psychice nie potrzeba teraz jeszcze jakichś dodatkowych smutków/ „obciążeń”… Ona chce być raczej wśród zdrowych, pozytywnych osób…, bardziej chyba optymistów potrzebuje po prostu wokół siebie…
A dziś wykonywała te okrążenia na tej dolince właśnie, słuchajcie odczuwała, że już się coraz bardziej tak uśmiecha, jak dawniej. I wiedziała, że pomimo, iż ta jej twarz wciąż jest z tą krostą [tak właśnie postanowiła to nazywać, po imieniu, nie „ślad”, tylko po prostu „krosta”, bo to przecież nadal dokładnie tak wygląda!]. I wiecie, do jakiego ona postanowienia doszła, tzn. czy może lepiej, jaką w końcu usłyszała odpowiedź od WSZECHŚWIATA I BOGA? Że ponieważ, aby móc uszczęśliwiać innych, trzeba najpierw być szczęśliwym samemu ze sobą, a w jej przypadku, musi po prostu zaakceptować to, co sobie uczyniła!
Dobrze dostrzegali, jakie to jest dla niej trudne, dlatego po prostu chyba potraktowali to milczeniem… Choć może nie do końca tak, ONI są przecież niesamowicie mądrzy, zatem po prostu to wiedzieli, że Mała Mi jest taka dzielna, że i tak powstanie i pomimo tego wszystkiego, co tu się u niej dziś wydarzało [rozwaliły się sandały, posklejała je, wkurzona już, jakimś po prostu klejem, który znalazła… w domu… , nie wyszedł jej obiad, bo kapusta kiszona, która stała w lodówce w tym pojemniczku plastikowym, zaczęła już pleśnieć!].
Zdegustowała się co nie miara…, a to nie był oczywiście jedyny powód… bo wciąż nie wiedziała już nawet, gdzie ma szukać ratunku…, co powinna oczywiście zrobić, bo czuła, że to jest teraz jej obowiązkiem! Nie może marnować już czasu i swojego życia! No i ta cholerna twarz, a raczej jej wygląd tak ją przerażał… Ale jakoś udało jej się wytrwać dzielnie cały ten beznadziejny dzień. A już zaczęła ryczeć, jak na spotify usłyszała jakąś wersję piosenki Joan Osborne – What If God Was One Of Us I tak słuchała tych słów i zalewała się łzami:
What if God was one of us? Just a slob like one of us Just a stranger on the bus Trying to make his way home If God had a face what would it look like? And would you want to see If seeing meant that you would have to believe in things like heaven and in Jesus and the saints and all the prophets (*)
Pod wieczór właśnie tak sobie myślała, że musi się, cholerka, jeszcze ruszyć, bo zwariuje tak siedząc sama w domu! I słuchajcie przebrała się w ten strój
I tak tam wędrowała i wyobraźcie sobie, że ponownie zaczęła w to tak bardzo wierzyć, że spotka tego swojego jedynego, który zaakceptuje ją taką, jaka teraz jest! Tak szła i obserwowała te wszystkie kobietki i stwierdziła, że ona ma naprawdę przecież bardzo ładną tą buźkę! Bo i ładny nosek i ogólnie jej rysy! A to, że jest ta krosta, to pieprzyć to do cholery jasnej! Powtarzała sobie, że jej ciało jest tylko opakowaniem dla jej pięknej jednak duszy! I ona właśnie będzie miała takiego mężczyznę jeszcze przy sobie, któremu nie tylko nie będzie przeszkadzał wygląd jej twarzy! Wyobrażała sobie już nawet, że będzie on w stanie jej to powiedzieć i nawet ucałować te jej „szkody” na twarzy!
Właśnie tak wędrując tam, ponownie poczuła się ładna! A muszę Wam jeszcze rzec, iż uznała, że kurcze, każdy człowiek ma przecież „coś”, a ona i tak dostała naprawdę dużo! I na tym postanowiła się teraz skupiać przede wszystkim! Dziś właśnie wieczorem odczuła nagle taki przypływ tej mocy/ siły/ wiary i optymizmu! Zaczęła sobie myśleć, że ona jest naprawdę, do jasnej Anielki, czymś więcej! I dokładnie takiego też chce mężczyznę przy swoim boku! Który dobrze to wie, że nie jesteśmy samym wyglądem!
A pomyślała sobie, że właśnie pokaże wszystkim to, iż ona pomimo tego wszystkiego, co przeszła, co ją spotkało, co też poniekąd sobie sama uczyniła teraz na twarzy! po prostu nie będzie się tym już tak przejmować, a tym bardziej nad sobą użalać! I właśnie może poprzez to swoje działanie i podejście [pokaże jaka jest dzielna, wytrwała i że wciąż wstaje i się takimi „pierdołami” nie przejmuje], zasłuży na podziw i uznanie tego jedynego jeszcze! [chyba od dziecka tego właśnie potrzebowała, by jeszcze ktoś ją „podziwiał”, zawsze chciała usłyszeć takie słowa…].Bo ona znowu w to wierzy, że go jeszcze spotka, że on już istnieje! Tylko jeszcze się nie mieli okazji spotkać…

Muszę Wam rzec, że dziś [wciąż mowa tu o środzie, 22.07.20] nawet zauważyła kobietę, która nie biegła wcale jakoś dużo „inaczej” niż ona… Zatem szybciutko to „podłapała” i myśli sobie: „cholerka zacznę również tak za nią biec, by jeszcze raz się przekonać, jak to u mnie jest/ wygląda”. W pewnym momencie nawet biegła równo z nią, po czym udało jej się ją wyprzedzić… Później jednak nie starczyło jej już tyle siły i musiała po prostu się zatrzymać, ale robiła dalej swój marsz. Spotkała również tą panią, którą już tam często widywała, ta, z tamtego roku jeszcze, która jej powiedziała o tej [raczej nędznej dla Małej Mi] siłowni, gdzie oczywiście się i tak udała jeszcze wtedy, aby po prostu sprawdzić i przekonać się, jak tam jest rzeczywiście!
I tak przechodziła obok niej, uśmiechnęła się i powiedziała „dzień dobry”, pokazała również, że teraz już zabiera ze sobą wodę, tak jak ta poradziła jej w tamtym roku 😊. Czuła się naprawdę fantastycznie i pomyślała, że jutro, tj. 23.VII. pojedzie jeszcze na tą plażę na Stogach. I tak właśnie! Pomimo tego, że nie ma tam od siebie bezpośredniego dojazdu! Tym samym pokaże również, jaka jest dzielna, że się nie poddaje i potrafi szukać rozwiązań zawsze!

Tu jeszcze tylko wtrącę, kochani, cóż ona już z tej „rozpaczy” nawet dziś zrobiła. Otóż zaczęła sobie jeszcze wyjmować z tego kartonika po tym kubku od Angeliki, karteczki, które ma tam zapisane [część z nich pomogła jej właśnie robić ta sama koleżanka (Angelika)]. I tak je sobie odkładała, a zaraz podam, cóż tam jest m.in. napisane:
- WYKONUJĘ DZIELNIE PORANNE ĆWICZENIA
- SZUKAM ROZWIĄZAŃ, NIE PROBLEMÓW!
- ZAŁOŻYŁAM BLOGA
- PRZEŻYŁAM I PRZETRWAŁAM WSZYSTKIE TRAUMY [mój wypadek, brata, rozwód, problemy ze zdrowiem mojej mamy (…)]
- ZAWSZE ROBIĘ WSZYSTKO NA SWOJE 100% I NAJLEPIEJ JAK UMIEM
- DZIAŁAM POMIMO STRACHU
- JESTEM SILNA I NIE PODDAJĘ SIĘ ŁATWO
- MIEWAM GORSZE DNI, ALE TO NIC ZŁEGO, MOGĘ TO Z SIEBIE WYRZUCIĆ [tu jednak już w momencie takiego smutku i zwątpienia, znowu miała wątpliwości co do drugiej części tego stwierdzenia…]

Wróciła do domu, moi drodzy i tak spojrzała jeszcze na swoje stopy, że przyda się im odnowienie „pazurków”, jednak jak już była w tej łazience, to pomyślała sobie, że weźmie cała prysznic i tak, znowu zimny! Odświeżyła się cała, bo przecież jutro, chce się udać na tą plażę! Następnie przeszła do pokoju i zrobiła sobie na nowo pedicure! Ale dojazd tam sprawdzi sobie już jutro, co będzie już dokładnie za 47 minut, hehe 😜
Kochani, Mała Mi postanowiła powrócić ponownie do swojej ASHWAGANDHY. A wstrzymała przyjmowanie jej, tylko podczas brania tych tabletek Mirtagen, nawet szczerze mówiąc, nie wyczytała tego nigdzie… Po prostu uznała, że chyba najlepiej będzie nie stosować jej z żadnymi innymi lekami. I tak od wczoraj wieczór [22.07.20] zażywa ją spowrotem. A obecnie już jak wykonuje ten „bieg w miejscu” to nie schodzi poniżej liczeń do setki… wczoraj naliczyła nawet do 170!
(…)
Mamy już ranek, 23.VII.2020, teraz jeszcze tylko sprawdzi sobie, jak mogłaby tam na tą plażę dojechać… bo jednak nie sprawdzała tego w nocy, tylko położyła się zaraz spać! W ogóle to doszła do wniosku, że po cholerę malowała paznokcie od stóp, jak wygląda na to, że AŻ TAK CIEPŁO to dzisiaj jednak nie jest 😜. No a na leżenie w stroju, a już zwłaszcza ewentualne wchodzenie do wody, to raczej nie będzie chciała sobie pozwolić…, co więcej nie założy chyba nawet dziś sandałów…, choć w sumie te są bardzo wygodne…, także nie mówi jeszcze ostateczne NIE 😛
Ubrała się właśnie… i zmyka, później doniesie Wam, gdzie wylądowała i jak było. A ubrała jednak te sandały!
(…)
Kochani, była tam oczywiście, ale wkurzyła się na maksa, że cholera nie myśli zdrowo…, bo za przeproszeniem, KTO ŁADUJE SIĘ TERAZ NA JAKĄKOLWIEK PLAŻĘ, JAK JEST SEZON I PEŁNO TURYSTÓW??? Owszem, ona bardzo potrzebuje ludzi,… ale może nie takich tłumów znowu i to we własnym mieście…, gdy raczej chyba powinna gdzieś wyjechać… boooszeee, jak ona marzy o jakimś wyjeździe…, żeby tak się właśnie gdzieś zrelaksować, a przede wszystkim trochę odpocząć, zregenerować się i „zresetować”, może również zdobyć kolejne nowe „doświadczenia”.
Nawet sobie nie wyobrażacie, jakie to jest potwornie ciężkie, dla kobiety, która ma tą świadomość, że ten wypadek pozbawił ją tylu rzeczy…, a zostawił TYLKO TĄ W MIARĘ ŁADNĄ URODĘ…, którą cholerka, ona sama teraz sobie odebrała... Doszła tam tylko do morza i natychmiast wróciła, bo jak spojrzała tam właśnie w dal na to morze, to zachciało jej się nagle tak okrutnie płakać, a wiedziała, że raczej „nie wypada” robić takich „scen” przy wszystkich ludziach tam…
Dlatego po prostu wsiadła w powrotne tramwaje, tak właśnie dwa, bo przecież z przesiadką! Była już na maksa wkur…czona. Na właściwie wszystko! Nie! Najbardziej wciąż na siebie i wygląd swojej twarzy!!! Ona czuła się tam znowu niemal jak jakaś „trędowata” i tak spoglądała z zazdrością na twarze innych kobiet… i było jej cholernie przykro, że ona sobie/ swojej dotąd jednak ładnej buzi coś takiego wyrządziła!
Wróciła wkur.. wręcz do domu, zjadła obiad, zrobiła sobie kawę i do tego oczywiście owoce z jogurtem… Moi drodzy, żeby się chyba dobić, to odsłuchiwała sobie jeszcze to ostatnie nagranie Gracjana… i ona tam naprawdę wszelkie negatywne rzeczy, które on mówi, odbiera, że to jest po prostu o niej teraz…
Tak właśnie, bo ona jest znowu w takim stanie, że po prostu „smutek”, a teraz kochani najbardziej przez ten pieprzony wygląd jej twarzy… Ona już naprawdę przez to nie ma na nic ochoty, ani odwagi! Już tak myśli, co mogłaby tu zrobić…, ale jak sobie zaraz przypomni, jak ta jej buzia teraz wygląda… to już ją to dobija… i wszystkiego się odechciewa… Bo ona naprawdę uważa, że nie jest w stanie być w ogóle interesującą osobą…, no a przynajmniej tak słownie…
Słuchajcie, mimo kurna wszystko, już w tej całej swojej desperacji, ruszyła jeszcze na tą dolinkę. A wykorzystała to, iż wciąż miała zrobiony makijaż, a dziś kochani nawet pomalowała sobie rzęsy, jak miała jechać na tą plażę! Dlatego po wypiciu tej kawy i zjedzeniu do tego jogurtu z owocami, tak się zastanawiała…, odczekała chwilę i postanowiła, że zrobi choć tyle dobrego dla siebie! Bo już naprawdę z niczym nie daje sobie tu rady… wszystko ją dobija wręcz… Najbardziej teraz jej wygląd! I to, że nie widzi swojego żadnego celu w tym życiu…
Czuje, jakby cholera je właśnie traciła…, przecieka jej po prostu wszystko jakoś przez palce, dziś o tym tak bardzo myślała, że przecież do cholery jasnej ona ani dla siebie niczego nie robi, ani dla innych! Więc jak tu ma nie czuć się jak nikt??? Jak taki niemal „intruz”, jak ktoś totalnie niepotrzebny…, kto jeszcze jest tak nierozsądny i niemądry, że uszkodził sobie swoją piękną buźkę? -to są jej słowa!
Na tej dolince właśnie zrobiła dziś 7 okrążeń i tak szła i słyszała za sobą 2-ie osoby, chłopaka i dziewczynę, którzy właśnie m.in. rozmawiali o bieganiu, jeździe na rowerze, w ogóle jakimś wyjeździe chyba… Najpierw zrobiło jej się oczywiście przykro, jak to usłyszała… Później kawałek przebiegła przed nimi i następnie stanęła, pomyślała, że skoro są takimi biegaczami, to zaczeka na nich i podpyta ich o jakąś radę…
I tak, jak się odwróciła, zaczekała na nich, aż się zbliżą… i muszę Wam powiedzieć, że ujrzała całkiem zwyczajną dwójkę ludzi. Z wcześniejszej rozmowy domyśliła się, że nie są parą, no a przy najmniej „na razie” ;-). Okazało się, iż ta dziewczyna nie ma nawet wcale takiej ładnej figury… , a i jej cera na twarzy pozostawiała również dużo do życzenia…, a ta się jednak jakoś tym wcale nie przejmowała…
Jej towarzysz wyglądał również jakoś „przeciętnie” i jak Mała Mi ich zapytała:
Przepraszam, tak słyszałam, że mówicie o bieganiu… Czy zechcielibyście udzielić mi może jakichś rad…, bo ja nie potrafię biegać… jeszcze…
My również nie potrafimy [i śmiech…].
Dobrze wiedziała, jak to zabrzmiało… zatem postanowiła, iż to znowu przyzna…
Ale ja mówię serio! Jestem po poważnym wypadku… i wciąż się uczę „nowych” umiejętności…, ale jestem taką „fighterką” i nie poddaję się łatwo, wciąż próbuję nowych rzeczy, dlatego byłabym mega wdzięczna, gdybyście zechcieli udzielić mi jakichś rad/ wskazówek…
Ta dziewczyna się odezwała: „to on jest znawcą [wskazując na swojego rozmówcę], bo mi również daje wskazówki, co do biegania…, ja się na tym także nie znam, on robi to profesjonalnie, więc jego podpytaj…”
Ok, zatem zechciałbyś mi proszę udzielić jakichś rad? Mogę nawet pokazać, jak mi to teraz wychodzi… A naprawdę mam wrażenie, że co najmniej nie najlepiej…
Widzieliśmy już jak biegłaś przed nami… no i widać, że biegniesz jeszcze bardzo niepewnie…
Zaczął on coś mówić o tym, że ponownie bieganie jest trudne, że może powinna raczej zacząć najpierw od marszu, szybkiego marszu. Następnie wspomnieli coś oboje, słuchajcie o tym, że bieganie wcale nie jest zdrowe! I może powodować wiele kontuzji! Szczerze mówiąc aż nie mogła uwierzyć, że to słyszy, hehe. Trochę tam się jeszcze jakoś z tego ponabijali… Mała Mi mówi:
No nie wierzę, że coś takiego tu od was słyszę, hehe 😜
I tak sobie chwilę rozmawiali, wspomniał tam oczywiście, że każdy ma inny układ stopy, w inny sposób je stawia i do profesjonalnego biegania dobiera się też odpowiednie buty, mogą być też takie po prostu uniwersalne itp… Mówił tam o wielu takich ważnych i istotnych rzeczach, Mała Mi powiedziała jednak:
Ok, ale przyjmijmy, że ja mam te „uniwersalne” buty😋, potrzebuję tylko jakiś takich rzeczywiście koniecznych/ najistotniejszych rzeczy, które powinnam wiedzieć 😉
Ok, to pokaż nam jeszcze raz Twój bieg.
I w tym momencie ruszyłam… Ta dziewczyna zauważyła później, że miałam problemy z wyhamowaniem [jak nagle usłyszałam ich: „Ok, starczy”] i zawróceniem do nich. I mówię, no i co powiecie, prawda, że jest jeszcze dużo pracy? Czuję, że tą lewą stopą tylko tak jakby chwilowo podpieram…
Tak, w bieganiu jest właśnie ważne, aby robić dalekie kroki…
No właśnie ja tego nie potrafię… jeszcze zwłaszcza tą lewą nogą… Ale staram się nie poddawać i tu przychodzić i „trenować” ile mogę… a kiedyś miałam w ogóle paraliż całej lewej strony, stąd takie problemy z tą lewą nogą…
To szacun, że w ogóle wychodzisz i to robisz, że jesteś taka uparta ! Że takie jest Twoje podejście! Może w ogóle powinnaś zacząć od rowerku stacjonarnego…, bo wtedy wzmacniasz także mięśnie, a to jest tutaj najbardziej potrzebne właśnie, poza tym orbitrek, jest bardzo bezpieczny, bo…
Ale ja nie chcę siedzieć w domu, bo potrzebuję ludzi! A wiem, jak wygląda orbitrek! Bo chodziłam kiedyś na siłownię.
I tak w sumie wymienili się kilkoma spostrzeżeniami, że np. na tej siłce to mogłaby podpytać instruktorów… itp. Ona przecież już to robiła i dostała nawet zestawy ćwiczeń, które ma tam wykonywać. Tak w skrócie jeszcze o tej ich rozmowie:
- może lepiej zacząć od jakiejś rehabilitacji, ewentualnie siłowni i podpytania o jakieś rady. sugestie właśnie tych „profesjonalistów”, bo zauważyli, że jak biegła to miała trudności nawet z wyhamowaniem i zatrzymaniem się
- w biegu profesjonalnym jest ważne, aby stawiać stopy daleko od siebie
- zapytała także przy okazji o ten „nordic walking”
Teraz znalazła jeszcze różne strony ad. biegania właśnie z całkiem różnymi opiniami, aczkolwiek przede wszystkim tymi pozytywnymi, bo przecież sam „ruch to zdrowie”: https://www.google.com/search?q=bieganie+jest+zdrowe&rlz=1C1GCEA_enPL821PL821&oq=bieganie+je&aqs=chrome.2.69i57j0l7.12862j1j8&sourceid=chrome&ie=UTF-8http://polskabiega.sport.pl/polskabiega/1,105610,14941787,Bieganie__Zdrowe_czy_niezdrowe___.html, https://www.medonet.pl/zdrowie,bieganie—efekty–wplyw-na-serce–wplyw-na-mozg–kalorie,artykul,1730085.html, https://treningbiegacza.pl/artykul/co-daje-bieganie-kompendium-wiedzy, http://4run.pl/bieganie-jest-zdrowe%E2%80%A6-nie/,