To, co w życiu mamy, nie jest przypadkiem

Prawo przyciągania – czy działa? 3 błędy. https://www.youtube.com/watch?v=VmtX4P4e1zw&t=4s

2:03:34

Nasze oczekiwania i nasze nastawienie wpływają na naszą rzeczywistość.

Moi drodzy, robimy to, co zazwyczaj w tych naszych wpisach, a mianowicie w tym jednym będziemy uzupełniały na bieżąco, ok? W tym miejscu będą znajdować się poszczególne daty/ dni zawarte właśnie tutaj: Zatem na tu i teraz mamy: SOBOTĘ, 26.IX./ NIEDZIELĘ, 27.IX. i obecnie już zaczęłyśmy PONIEDZIAŁEK, 28.IX.2020. Mała Mi ma ponownie tyle rzeczy w swojej głowie…, a muszę Wam powiedzieć, że dziś [tj. niedzielę] po raz drugi NIE WZIĘŁA ŻADNEJ TABLETKI… i kochani, obudziła się już o godz. 3:27… i tak w sumie ok. 4 wstała jeszcze do ubikacji i niestety od tej pory raczej nie mogła zasnąć i tak właśnie leżała sobie tylko z zamkniętymi oczami do budzika, który dzwonił o godz. 7…

Kochani, tak się właśnie zastanawiamy, jak to byłoby dla Was wygodniejsze… , czy pisanie kolejnych dni po kolei, w sensie „pod spodem/ na końcu” tego wpisu, czy może raczej w tym właśnie miejscu. I wydaje nam się, że chyba jednak tutaj będzie to zdecydowanie bardziej wygodne i przejrzyste…, a pozostałe rzeczy, wyszukacie sobie po prostu datami, ok? A teraz mamy już ŚRODĘ, 30.IX.2020.

Mała Mi jest już oczywiście, po swoim MGŚ. A jest zdecydowanie po godz. 9, jak siadła do pisania tego bloga, bo moi drodzy wcześniej [ponownie zresztą…] zapisała się już na godz. 9 właśnie na takie „szkolenie/ wykład”, którego już odsłuchiwała 24.09.20! Zaraz po tym, gdy usłyszała, że to jest mowa dokładnie o tym samym, co i w zeszły czwartek, natychmiast wyłączyła i przeszła właśnie do ważniejszej dla niej rzeczy, a mianowicie dokańczanie tego wpisu.

Wykonując jednak dziś jeszcze medytację, po prostu zaczęła płakać. Tak bardzo…, a taki „zjazd” ma już właściwie od wczoraj… Zaraz podeszłam do niej i jej o to zapytałam, co właściwie sprawia, że właśnie tak się teraz czuje?

Jak to co? Jestem tu przecież CHOLERNIE SAMOTNA! Już nawet nie tylko sama, ale przede wszystkim SAMOTNA!!! I żeby było „ciekawiej” i „atrakcyjniej” nie umiem sobie z tym/ w tej sytuacji w ogóle pomóc… bo nic z tym swoim życiem nie robię teraz…, normalnie czuję się, że „obracam/ przemieniam” się we własną matkę…

Ale przecież ona chyba ma co robić…

Dokładnie tak, a jak była tu u mnie, pytam jej, co u niej słychać? To wiesz, ona nie potrafi tego nawet obrócić, właśnie w taki optymistyczny i pozytywny sposób, jak ja bym bardzo tego chciała… Tylko twierdzi, że zawsze coś tam jest do zrobienia…, a generalnie to… jej życie nie wygląda przecież ciekawie, bo nic takiego się nie dzieje… boooszeee drogi, wiesz jak jest mi przykro, jak coś takiego słyszę z jej ust? Ja właśnie w ten poniedziałek byłam [aż niespodziewanie dla mnie przecież, po tej jakby nie było nieprzespanej nocce…] i w takim mega dobrym humorze & miałam jakoś w dodatku aż niespodziewanie w sobie tyyyle spokoju i siły.

I wyobraź sobie, że to JA ZNOWU DO NIEJ MÓWIĘ: oj, mamo, przestań proszę, powiedz raczej, że masz tyle różnych zajęć, że np. nigdy się nie nudzisz i tym samym zawsze coś się dzieje! Przecież całkiem inaczej to brzmi, niż jak twierdzisz, że Twoje życie nie jest w ogóle ciekawe! Wiem jednak, że ona po prostu mówi to, co właśnie czuje i tym samym jest sobą. Bo nie chce udawać kogoś, kim nie jest! Nie umie po prostu „grać”, za co jednak chyba, jak tak pomyślę, to jestem jej przecież wdzięczna…

Świetnie, kochana, że to dostrzegasz! Oczywiście ja to wiem, jak bardzo chciałabyś choć czasem, aby Twoja mama Ciebie tak takim pozytywnym podejściem zaskoczyła… Nawet jeśli to nie do końca byłoby prawdą… Bo to raczej logiczne, że zawsze pojawia się jakaś trudność/ przeszkoda, ale całkiem inaczej to choćby „brzmi”, jak wyrazi się to właśnie w taki sposób… Tak bardzo zawsze chciałaś, aby ona właśnie taka była, że potrafi powiedzieć, iż jest dobrze/ pozytywnie i MIMO WSZYSTO nawet się uśmiechnąć. Dobrze obydwie wiemy, że życie z takimi ludźmi jest po prostu łatwiejsze i chyba nawet lżejsze. Ale wiemy o tym również doskonale, że Twoja mama taką osobą nie jest!

Niestety… Ale przecież Ty już ją także znasz… Ona nie tylko nie umie patrzeć na życie oczami optymisty…, to jeszcze swoim sposobem mówienia i tym, co przedstawia dołuje niemal innych. No a z całą pewnością mnie, czyli te jednak wrażliwe i biorące wszystko do siebie osoby… A właśnie w ten poniedziałek, jak do mnie przyjechała, wspomniała coś również, żebym ABSOLUTNIE TYLKO NIE ROBIŁA JUŻ SOBIE TYCH SZTUCZNYCH RZĘS, BO… to jest bardzo niezdrowe dla oczu i tu zaczęła mi wymieniać, czego to ona na ten temat nie wyczytała… O jakichś różnych chorobach oczu i niemalże „robactwie”. booooszeee i ja już właśnie nie mogłam w tym momencie [choć przecież wiem, że to jest logiczne, bo każda ingerencja w naturę, przynosi jakieś skutki…] mówię do niej, by po prostu PRZESTAŁA i zaczęła mówić teraz o jakichś bardziej miłych, no a przynajmniej neutralnych rzeczach, a nie o chorobach, bo ja tu właśnie jem!

Tak, moja droga, naprawdę BARDZO TO DOSTRZEGAM, jakie masz to życie jednak nie najłatwiejsze i najciekawsze tutaj… Bo nie dość, iż sama potrzebujesz jakiegoś wsparcia, to jeszcze właśnie w takich momentach, gdy odwiedza Ciebie jednak Twoja mama, sama starasz się ją jeszcze jakoś „podbudować”, no a już napewno, chcesz przerywać tą jej jednak pesymistyczną mowę, w której ona widzi prawie we wszystkim jakieś nie ukrywajmy ale zło…

No dobrze, moja kochana, to powiedz nam może jeszcze o tym, jakiego Twoja mama wysłała Tobie smsa po tym, jak już była w Elblągu.

Powiedziała wprawdzie, że lekarz rzekł jej to samo, co i ta pielęgniarka, a mianowicie, że choć dobrze, iż ta „siatkówka się nie oderwała” [tak wyszło na tym USG OKA]. Pomijam już to, że jest to jednak wręcz potworna wiadomość…, tzn. moja mama na to, że ok, ale co z tego skoro, ona już na to oko i tak nic nie widzi… W sumie to nawet przecież chyba prawda, tzn. niestety nie znam się na budowie oka kompletnie, ale wiesz, samo to podejście mamy, wie już bowiem, że nie ma żadnego ratunku dla jej oka…

[ps. w ogóle „fajne” wieści i super wręcz rzeczy się dzieją/ wydarzają u niej w rodzinie, nieprawdaż? Właśnie w takich momentach jest mi najbardziej szkoda tej naszej Małej Mi, że ona pomimo wszystko próbuje być dzielna… Choć widzę to doskonale, że już poważnie momentami nie daje rady…, tzn. wówczas [jeszcze, jak jej mama do niej przyjechała] oczywiście była dzielna, co nie miara, nawet sama siebie nie poznawała. Przecież dobrze wiedziała o tym, iż powinna czuć to zmęczenie, jednak w ogóle go nie odczuwała i miała jeszcze tyle siły i wiary, bo i pięknie pomedytowała i później przystąpiła jeszcze do tych ćwiczeń przecież, o których już tu było wspomniane!]

To a ‚propos tego smsa jeszcze… był on dokładnie takiej treści:

Monia jestem w domu. Juz wczesniej przyjechalam bo pociag mialam po 14 ale jeszcze bylam w aptece wykupic krople i w Lidlu. Jeszcze raz dziekuje za wszystko. Mam taki niedosyt bo ta wizyta w takim pospiechu. Ale ponownie bede jechac do lekarza juz za 2 tygodnie 12 pazdziernika. Dobrego odpoczynku Kochana i dobrej nocki.

Powiem Wam jeszcze, że owszem, przecież niczego złego w tym smsie nie ma, prawda? Ale Małą Mi to wręcz strasznie dobija… Nasza „gwiazda” bowiem przypomina sobie jeszcze tylko z tej numerologii… Tam było coś o tym, że [kurczę, teraz już tego nawet dobrze nie pamięta…], ale była tam jakaś liczba/ cyfra, mówiąca właśnie o tym, że jest bardzo „związana” ze swoją mamą właśnie… Tzn. abyście to prawidłowo zrozumieli. Nie chodzi absolutnie o to, że one są jakimiś „przyjaciółkami”, że wiecie, wręcz uzależnione od siebie, czy coś takiego…. Nie! Absolutnie nie o to tutaj chodzi! Raczej o tą NIEZDROWĄ WRĘCZ RELACJĘ, GDZIE MAŁA MI CZUJE SIĘ PO PROSTU JAKBY TO ONA BYŁA TERAZ JEJ MATKĄ swojej mamy! I może nie wykonuje czegoś szczególnego dla niej teraz, bo co niby takiego robi?…

A w niej to po prostu wciąż jakoś tak tkwi… , czuje się również przez to, jakby dźwigała nadal jakiś ciężar… I właśnie tutaj sobie myśli, że z jednej strony, to jest niby takie „normalne” przecież, bo co niby w tym złego, że chce się pomóc swojej mamie? Lecz to ją jakoś tak niesamowicie obciąża… I muszę Wam przyznać, że czuje się z tym ona sama bardzo źle…, co więcej teraz widzi, że tak naprawdę NICZEGO PRZECIEŻ Z TYM NIE ROBI…, BO DOCHODZI JUŻ DO WNIOSKU, ŻE KOMPLETNIE NIE POTRAFI/ NIE UMIE JUŻ W OGÓLE SAMA SOBIE POMÓC…

Kochana moja, czy Ty naprawdę myślisz, że to wszystko pozostałe, co się u Ciebie jeszcze wydarzało/ działo, nie ma kompletnie znaczenia dla Twojego obecnego stanu?

Co masz tu na myśli?

No, choćby to, że jeszcze wczoraj leżąc w łóżku, ujrzałaś, że pojawił się „nowy” filmik B. Pawlikowskiej i go sobie odtworzyłaś: Wybieram podróżowanie https://www.youtube.com/watch?v=o_YiyEL6PK4&pp=wgIECgIIAQ%3D%3D i właściwie wtedy już na początek dnia, dobiłaś siebie sama tym nagraniem!

A jak Ty byś się niby czuła, słysząc te słowa?:

(…) to jest trochę tak, jakby każdy z nas był superbohaterem swojego życia. [tu ich wymienia] posiadali nadzwyczajne talenty. Ale gdyby z nich nie korzystali, byliby tak samo zwykłymi osobami, jak wszyscy inni. To, co odróżniało ich od reszty ludzi, to to, że świadomie podejmowali działanie i chcieli w pełni używać swoich nadludzkich mocy! Równie dobrze, mogli by przecież leniwie siedzieć przed telewizorem i powiedzieć: Nooo tak, no mam jakąś moc, ale jeżeli będę ją używał, to może ją stracę… i po co mam ryzykować życiem? A jeżeli coś mi się stanie, to moje talenty i tak przepadną,… więc jaki to ma sens?

Ich prawdziwa siła polegała na tym, że byli w każdej chwili gotowi do działania. To oni sami tworzyli w ten sposób swoje nadludzkie moce. „Nadludzkie”, czyli przezwyciężające ludzkie słabości, takie jak: lenistwo, niechęć do wysiłku, czy strach. I KAŻDY Z NAS JEST TAKIM SUPERBOHATEREM, TYLKO, ŻE NIEKTÓRZY BOJĄ SIĘ UŻYWAĆ SWOJEJ WEWNĘTRZNEJ SIŁY. Tacy, zostają w domu i przez całe życie powtarzają, że BAAARDZO BY CHCIELI, ALE NIE MOGĄ… I mają zwykle gotową listę argumentów, dlaczego to jest niemożliwe i niewykonalne… (…)

Tu Mała Mi znowu wpadła w ryk…

Poczułam się w tym momencie, jak takie niemal… NIC… Siedzę tu przecież i NICZEGO POŻYTECZNEGO DLA ŚWIATA NIE ROBIĘ, nawet nie umiem być już szczęśliwa…

Moja droga, BARDZO CIEBIE PROSZĘ, nie dobijaj już się kolejnymi rzeczami! Dlaczego Ty zawsze porównujesz się do innych? W dodatku nieustannie o tym zapominasz, że ta Twoja historia jest jednak zdecydowanie inna! Pomyśl raczej o tym, co mogłyby powiedzieć „normalne/ zdrowe” osoby, oglądając ten filmik Pawlikowskiej… Przecież to chyba głównie one mogłyby [czy może nawet powinny] mieć jakieś do siebie pretensje i wyrzuty sumienia, że nic z tym swoim życiem nie robią, że po prostu pozwalają mu płynąć takim, jakie właśnie jest, bo tak jest im najzwyczajniej w świecie wygodnie!

No dobrze, ale ja znowu pomyślałam sobie, że JA PRZECIEŻ NIE MAM TERAZ PRAKTYCZNIE ŻADNYCH „ZOBOWIĄZAŃ”, nic mnie tu nie wiąże i nie trzyma…, bo przecież nie mam ani dzieci, ani pracy, ani żadnych jakichś lęków [wysokości/ przestrzeni] mam zatem mnóstwo wolnego czasu. Posiadam przecież jednak odwagę i byłabym także w stanie choćby poniekąd zaryzykować… Jedyne, co nie pozwala mi tego zrobić, uczynić jakiegoś kolejnego kroku, to chyba nieumiejętność organizacji tego właśnie… i po prostu strach, że jednak porwę się na coś, co przekracza jednak moje siły i co zamiast przynieść mi jakieś korzyści, tylko by mi jeszcze zaszkodziło…

Potrzebna byłaby mi osoba do pomocy w tym…, ktoś, kto zdecydowanie lepiej ode mnie potrafiłby się tym właśnie zająć, kto mógłby mi pomóc…, wesprzeć i powiedzieć mi, że nie ma się czego bać! Przecież tyyyle udało mi się już dokonać, dlatego też myślę, że tutaj znowu przydałoby się choć wiedzieć coś mniej więcej o mnie… jakie mam jednak wciąż trudności i ograniczenia, zwłaszcza mój mózg…

Dosłownie teraz, jak o sobie samej pomyślę, to jest mi po prostu SIEBIE ŻAL, tak samej siebie…

O czym konkretnie mówisz? Co tu masz teraz na myśli?

M.in. to, że publikuję takie cholera niby rzeczy, choćby na tym LinkedIn.

I chce mi się tu już po prostu ryczeć, bo sobie myślę: a co Ty w ogóle moja droga z tym swoim życiem niby robisz? Dlaczego udajesz takiego chojraka i bohatera, jak tak naprawdę nie masz z nimi nic wspólnego???

Moja Kochana, bardzo Ciebie proszę, już chyba kiedyś o tym rozmawiałyśmy! Pokaż mi drugą osobę, która zniosłaby to wszystko tak dzielnie, jak Ty to robisz!!! Wiem, że wciąż nie chcesz mówić, że jesteś jakaś inna/ czy też „chora”, bo moja droga chora nie jesteś! Tak, doznało Twoje ciało, a przede wszystkim narządy wewnętrzne poważnych jednak obrażeń, ale przecież już dawno udało się Tobie [a wcześniej jeszcze lekarzom, którzy przywracali Ciebie do życia!] wiele już tak naprawdę „ponaprawiać”! Choć uważam, że to zdecydowanie Ty sama, swoim jednak charakterem i tym, jaką osobą właśnie jesteś! zdecydowanie te wszystkie niedociągnięcia ponaprawiałaś!

Właśnie chyba dlatego jesteś jeszcze bardziej wyjątkowa niż wszyscy inni! Masz przecież w sobie TYLE WEWNĘTRZNEJ SIŁY I JEDNAK MOCY, że uwierz mi proszę, wielu mogłoby Tobie właśnie tego pozazdrościć! Co więcej, o tym również już tu donosiłyśmy, ŻE NIKT NIE DOSTAJE WIĘCEJ, NIŻ POTRAFI ZNIEŚĆ! Także, wiem, że wydać to się może szalenie dziwne, ale najwidoczniej zostałaś wybrana i wyróżniona właśnie przez to wszystko! PAMIĘTAJ, ŻE WŁAŚNIE W TEN SPOSÓB MIAŁAŚ TO POSTRZEGAĆ! ŻE TO WSZYSTKO NIE WYDARZYŁO SIĘ ZA JAKĄŚ KARĘ, TYLKO JEST TWOIM PARADOKSALNYM PRZYWILEJEM.

(…)

Kochani, właśnie byłyśmy zjeść PYSZNĄ zupkę, którą ta nasza gwiazda [i tu już bez żadnego cudzysłowu i nawet drukowanymi literami!] ponownie przygotowała. Ale do tego będzie również osobna historia, hehe, 😉. W każdym razie tutaj przedstawiamy Wam fotki tego, cóż ona wczoraj/ jeszcze dzisiaj! wykonała:

Tak więc, jak widzicie powyżej, to są właśnie „dzieła” tej naszej kulinarnej bohaterki! Jadłyśmy sobie zupkę z fasolką szparagową, którą widać na tych dwóch zdjęciach. Później, jak już przelała do talerza, to dodała również świeżej natki pietruszki i świeżego kopru. Wykonała także pastę z warzyw, a dokładnie z bulionu z nich, jaki przygotowała dzisiaj! Tak, bo zupę ugotowała jeszcze wczoraj, czyli we wtorek, 29.09.20.

Ok, to tutaj należy jeszcze tylko wspomnieć o jej wczorajszym dniu, czyli tym drugim nienajlepszym… Jak słuchajcie, jeszcze w poniedziałek myślała, że ona jest na serio jakimś nadczłowiekiem, bo skoro jej organizm nie odczuwa żadnego zmęczenia, po tym, jak z soboty [26.09.] na niedzielę [27.09] spała łącznie jakieś TYLKO 4H! Więc stwierdziła, że to z pewnością jeszcze wyjdzie, ale bardzo się cieszyła z takiego właśnie czasu, TAKIEJ JEDNAK MOCY.

To teraz musimy jeszcze o tym dniu wspomnieć, a był nim WTOREK, 29.IX.2020. Tego dnia, obudziła i natknęła się właśnie na ten wspomniany powyżej film Pawlikowskiej: Wybieram podróżowanie. Jej medytacja tego dnia, pozostawiała ponownie wiele do życzenia… Tzn. ona siedziała już taka zdesperowana tym wszystkim, tym, że nic nie robi w tym życiu, czyli tym swoim poczuciem jednak niemocy i błagała tam Wszechświat/ Boga o jakąś pomoc, jakieś rady/ wskazówki, co ma robić… Jednak wydawało jej się, że ONI po prostu milczą i mają ją najzwyczajniej w świecie gdzieś, czyli w głębokim poważaniu. Nawet już się chyba tym nie dziwiła, bo ona sama miała dość siebie! A zdecydowanie już wystarczyło jej bycie po prostu taką osobą, którą teraz właśnie jest…

Nie miała już najzwyczajniej w świecie siły, aby ćwiczyć, wykonała więc chociaż kilka ćwiczeń z tej yogi, a tak naprawdę cieszyła się niezmiernie, że może poleżeć sobie tak po prostu na podłodze 😜🤦‍♀️😋. Następnie przygotowała sobie swoje müsli i wiedząc, że o 14 ma być na zrobieniu tych pazurków, a nie miała za bardzo niczego na obiad, tzn. wróć! Wyjęła jeszcze z zamrażalnika przecież tego łososia w chili… Ale miała taką ochotę na jakąś właśnie znowu zupkę, a nie zapychanie się tym łososiem z kaszą i do tego znowu sałatką i… moi drodzy, tym razem otworzyła sobie kolejną kiszonkę od mamy, a mianowicie kiszone buraki!

Wiedziała bowiem, że te kiszonki trzeba również zjadać. Jednak muszę Wam powiedzieć, że te kiszone buraczki w plasterkach wcale jej aż tak bardzo nie smakowały, znacznie bardziej woli je w wersji z papryką [tak, ten przepis jest również taki nietradycyjny, bo tu buraki także nie są potarte!]. Tamte zdecydowanie bardziej jej jednak smakowały. No ale cóż…, wiedząc, że te także są zdrowe, zatem wzięła ich także kila.

Zdążyła sobie jeszcze tylko szybciutko sprawdzić w necie, co właściwie do tej zupy z fasolką szparagową się jeszcze daje. I tak wyszukała sobie właśnie ten przepis https://www.kwestiasmaku.com/przepis/zupa-fasolkowa, wykonała ją oczywiście bez żadnej śmietany, bo ona nigdy swoich zup niczym nie „zabiela”!

Udała się jednak po swoim śniadanku [zmęczona dziś co nie miara…, ale dobrze wiedziała, że najwidoczniej to teraz z niej wychodzi…] do warzywniaka p. Piotra. I tam słuchajcie zaczęła kupować tyyyle produktów… właściwie wiedziała, że jest strasznie zmęczona i tak sobie myślała, że może gotowanie w takim stanie nie jest jednak najlepszą opcją/ dobrym pomysłem. Jednak, jak już tam była, to zakupiła wszystko, co miała, właśnie na tą zupę także! Pomyślała sobie: a może później będę miała już jednak więcej siły. W końcu NIE ZNASZ DNIA, ANI GODZINY, hehe 😜. I tak postanowiła niczego nie zakładać, ani tym bardziej niczego nie wykluczać.

I tak wracała z tym mega ciężkim plecakiem i siatką, bo jeszcze przecież zdążyła zakupić sałatę, pomidora, jajka, cytrynę i nać pietruszki oraz koperek. Wróciła do domu i już kompletnie nie chciało jej się zabierać za gotowanie tej zupy… Wiedziała, że najlepsze, co może zrobić, to po prostu się położyć i choć trochę jeszcze odpocząć.

Zjadła jeszcze tak na szybko raczej ten obiad. A może tylko jej się tak wydawało, że robi to tak bardzo niechlujnie…, bo była już tak zmęczona, że nie dawała po prostu rady tego w żaden sposób kontrolować… W każdym razie na 14 już tam siedziała i miała „robione” właśnie te paznokcie…

Była tak jednak strasznie zmęczona, że jakoś jeszcze bardziej denerwowała ją ta dziewczyna, która zawsze tak głośno tam gada, siedziała ona wprawdzie dalej, nie przy tym samym stoiku, gdzie ona i Wiki… [na całe szczęście, bo nie zniosłaby tego jej donośnego paplania! bo już inaczej nie umie tego wyrazić…😜]. Jej miejsce siedzące było tak jakby na rogu, tzn. Mała Mi widziała ją dobrze, a jeszcze lepiej słyszała, buhaha 🙉 🙄

Już Wam mówię, cóż ta swojej klientce opowiadała… Otóż tak znowu w wielkim skrócie, bo usta tej dziewczyny tam się nie zamykały… A to, co najbardziej dobiło jeszcze naszą „gwiazdę” to, jak słyszała, że ta nie wyobraża sobie nie pracować w ogóle… Ona by chyba zwariowała, od siedzenia w domu można popaść przecież w jakąś depresję… I wymieniała jeszcze tej kobiecie właśnie, co ona tam robi i jak pracuje… Mała Mi tak słuchała tego w tym momencie i zrobiło się jej po prostu przykro… Dobrze wiedziała, że z całą pewnością tak to jeszcze odbiera, bo ona tu „nic” nie robi…

Tzn. dobrze wiemy, że to nieprawda, że „NIC”, ale tak sobie właśnie pomyślała, że cholera nie zarabia żadnej kasy… A jeszcze wydaje ją na jakieś własne fanaberie, jak paznokcie, a jutro jedzie z kolei do frycka. Czyli znowu godzina jazdy od niej z domu…

Moi drodzy, to jeszcze tylko Wam powiem, że jak już wyszła z tego salonu, to tak się jeszcze zastanawiała, czy ma już iść do domu, czy może do tego drugiego warzywniaka się jeszcze udać, 2 przystanki tramwajowe, bo chciała jeszcze zakupić sobie winogrono na jutro [czyli na dziś] do müsli. I tak jeszcze sobie myślała, czy powinna to w ogóle robić, skoro wie, że w żaden sposób nie pracuje i tych pieniędzy sama nie zarabia…

Lecz później sobie myśli: ok. może to jest właśnie taki czas, że MOGĘ TERAZ TYCH PIENIĘDZY NIE ZARABIAĆ. Najważniejsze, że je mam! A ona naprawdę wierzy w to, że najwidoczniej na to właśnie zasłużyła, może kiedyś w innym życiu zrobiła wystarczająco dużo dobrego, że teraz ma taki czas, że po prostu dane jej jest, by się delektowała tym, co ma [+ znosiła jeszcze to wszystko, co jest jej dane]. I tak też nie rozkminiając już dalej i zbędnie nie myśląc, udała się po prostu w kierunku tego drugiego warzywniaka.

Tam zaś dostrzegła całkiem nowe osoby sprzedające i tak rzekła: ooo widzę, że nowe twarze? Usłyszała w odpowiedzi, że tak „nowa ekipa”, ale nic poza tym, towar ten sam, hehe, tylko godziny są teraz inne, bo jest otwarty od 9:00 aż do 19:00!

Słuchajcie, Mała Mi tak się jeszcze zastanawiała, czy jak już tam jest, to udać się jednak do tego Rossmanna… Miała zakupić tam ponownie kilka rzeczy…, bo i papier toaletowy i herbatę melisa z pigwą…, jednak wiedziała, że jak już tam będzie, to z pewnością skusi się ponownie na te orzeszki w czekoladzie

I oczywiście, że tak zrobiła! Nie miała najmniejszej siły już, by w ogóle odeprzeć tą zachciankę…, pomimo nawet tego, że jeszcze, jak 23.09.20 była po tą ładowarkę i jak zaszła jeszcze w tym międzyczasie zjeść i obiad, później zaś jeszcze do Rossmanna i tam właśnie także skusiła się na nie! Później jednak, zaraz po wyjściu [a w ogóle zaszła tam jeszcze tylko po to, by się przekonać, czy tam także nie ma tego Roraxu ]. I okazało się, że w tym Rossmannie BYŁ! DOSTAŁA GO W KOŃCU I ZAKUPIŁA!

Wracała taka szczęśliwa z tego powodu i oczywiście próbująca zaraz rozkminić, co tu by mogła z tymi zakupionymi orzeszkami jednak zrobić, by nie zabierać ich tylko do domu, na pokuszenie 😜. I tak, ponieważ wiedziała, że ma się udać po odbiór tej swojej komórki, zatem zaproponowała temu chłopakowi właśnie, że mu je odda… Ten jednak stwierdził, że on również nie może jeść takich orzeszków…

Zatem tu już nasza „gwiazda” troszkę zmarkotniała, ale pomyślała sobie: ok. nie poddam się tak łatwo…i będę próbowała dalej. Po czym zapytała o to nawet kilka osób na przystanku, Ci również, że „nie, dziękują”… Tu już pomyślała sobie: raaaany, jaki zonk 🙄 Nikt nie chce wziąć ode mnie takich dobrych orzeszków! 🤷‍♀️ Może się po prostu boją, że nie wiem, co tam jest… buhaha 🤣. Wiecie, ten straszny czas COVIDOWEGO - TERRORU… Więc już po prostu otworzyła tak przy wszystkich to opakowanie, jednak dalej mimo to nikt nie chciał…

Pomyślała sobie: no ok. przecież nie będę zmuszała, nie chcą to nie chcą! Jednak siadła w tramwaju na tym siedzeniu tak naprzeciwko drzwi, bokiem, gdzie są te siedzenia takie rozkładane i weszła taka pani z wózkiem, w którym było dziecko. Miała ze sobą także córeczkę w chyba wieku przedszkolnym, bądź wczesnoszkolnym… I tak ta mała siadła wtedy koło niej, a ona zapytała się jeszcze jej mamy, czy córka może jadać słodycze? Mama tak się uśmiechnęła i powiedziała, że tak. I w ten sposób nasza „gwiazda” oddała im tą paczuszkę.

Ah tak, moi drodzy, to powracamy jednak jeszcze do tego dnia wczorajszego, tj. wtorku, 29.09.20, kiedy to nasza bohaterka wracała jednak myśląc, że poniosła znowu porażkę, bo przecież nie dała sobie kompletnie rady z tą pokusą. Lecz tak szła i sobie to przetłumaczyła, że choć zakupiła te inne rzeczy, bo również dostała w tym sklepie rumianek! I muszę Wam jeszcze tylko donieść, że zastanowiła się chwilkę, czy czasem nie spróbować tej nowej szczoteczki „SOFT”/ DELIKATNEJ/ MIĘKKIEJ, którą polecała jej pani higienistka…

W sumie wiedziała, że jeszcze nie musi wymieniać tej swojej szczoteczki, ale tak pomyślała sobie znowu: Ok, spróbuję! Przecież, żeby się przekonać, to musisz spróbować😜

I kochani, MUSZĘ WAM POWIEDZIEĆ, ŻE TO BYŁA SZALENIE MĄDRA DECYZJA = ZAKUP TEJ WŁAŚNIE SZCZOTECZKI!!! Zaraz ją sobie oczywiście na wieczór wyparzyła i wyobraźcie sobie, że w ogóle nie czuje ŻADNEGO DYSKOMFORTU, nie mówiąc już nawet o jakimś bólu!, jak myje nią swoje zęby!!! Nawet, słuchajcie nie musi już wcale tak uważać, by brać tak bardzo delikatnie. Teraz jeszcze raz sobie to przeczytała:

Dlatego właśnie tak się niesamowicie cieszy, że zakupiła sobie dokładnie taką, która jest MIĘKKA/ SOFT!

Kochani, nadal była jednak zmęczona, ale jakoś zebrała się jeszcze do przygotowania sobie tej zupy… Tzn. na początku pomyślała, że choć obierze tylko wszystkie produkty i je po prostu sobie przygotuje. Jednak, moi drodzy, może nie robiła wszystkiego tak dokładnie, jak było w tym przepisie, że wiecie:

  • W garnku na oliwie i maśle poddusić pokrojoną w kosteczkę cebulę. Pora opłukać, obrać z zewnętrznych grubszych warstw i odciąć zielone końce. Pozostałą białą i jasnozieloną część przekroić wzdłuż na 4 części, opłukać je i pokroić na plasterki.
  • Dodać do garnka z cebulą i razem podsmażać przez ok. 2 minuty. Pod koniec dodać przeciśnięty przez praskę czosnek.
  • Dodać obraną i pokrojoną na cienkie plasterki marchewkę oraz pietruszkę wymieszać. Ziemniaki obrać i pokroić w kostkę. Dodać do garnka i mieszając podsmażać ok. 2 minuty.
  • Wlać gorący bulion, doprawić solą i pieprzem, dodać kurkumę i zagotować. Przykryć i gotować przez ok. 15 minut. W połowie gotowania dodać opłukaną na sitku (i rozmrożoną jeśli używamy mrożonej) zieloną fasolkę.
  • Odstawić z ognia i dodać posiekany koperek oraz śmietanę

Ona w ogóle na ten przepis patrzyła, tylko by sprawdzić, co jeszcze trzeba dodać, na ten czas już kompletnie nie zwracała uwagi. Zaczęła oczywiście od smażenia tej cebuli, później luknęła, że do niej także dodać por, następnie jeszcze czosnek… I trochę zdaje sobie z tego sprawę, że może robiła to jak takie bezmyślne dziecko… Bo po prostu wykonywała już dalej, to co jest napisane, a mianowicie dodawała poszczególne warzywa właśnie w takiej kolejności, jak tu było podane. Nie przestrzegała oczywiście tych 2 minut, lecz tak je właśnie dodawała. Cieszyła się w sumie z tego, że nie musi tu już nawet wytężać zmęczonej głowy, tylko robiła prawie wszystko, tak jak było podane w tym przepisie 😜.

Była jeszcze na koniec rozgoryczona, jak ujrzała, że przecież w tej włoszczyźnie już było tyle tej marchwi, to po cholerę, ona jeszcze dokupiła ją osobno i to aż 5 sztuk… A i tak najlepsze było, jak rzekła p. Piotrowi, że weźmie „ze 4 ZIEMNIACZKI”, a dopiero w domu spogląda, że to są normalnej wielkości [albo nawet większe kartofle, buhaha]. Nie wiem, dlaczego ona założyła, że jak użyje słowa ziemniaczki to powinny być one jakichś niewielkich jednak rozmiarów, hehe, 😉. Ale to słowo przecież tak się kojarzy, w końcu oznacza ono chyba nie tylko zdrobnienie, ale również jakby automatycznie też wielkość tego produktu, nieprawdaż? 😜 No ok, jej wina, że tego nawet nie skontrolowała…🤷‍♀️ Zatem już w domu zamiast 3, bo tyle było ich w sumie w tym przepisie, zużyła tylko dwa. I wyszło git!

To, moi drodzy, już jednak poniekąd z siebie zadowolona, bo zrobiła choć tą zupę sobie… Choć nie do końca! Była jeszcze znowu strasznie zła, że po jaką cholerę, ona nakupowała tyle tych warzyw? I jak się położyła, to już się zastanawiała, co teraz z tym może zrobić… Rozumiecie? Zaczęła się najzwyczajniej w świecie przejmować tym, że ma zbyt wiele tych warzyw, buhaha 😜🤷‍♀️🤣. Niezła jest ta nasza „gwiazda”, prawda?

Ale pomyślała sobie, że może choć, jak się w końcu wyśpi, to już będzie to wszystko znowu lepiej wyglądało… I…, moi drodzy, NIE UWIERZYCIE!!! Ale przebudziła się już jakoś po godzinie…2!!! Musiała wstać wprawdzie do ubikacji…, zatem udała się tam opróżnić pęcherz. I słuchajcie, tak leżała i myślała znowu o tylu rzeczach…, w tej desperacji już się nawet zastanawiała, czy nie wstać choć i nie zacząć gotować tego wywaru warzywnego, o którym pomyślała, że go zrobi!

W rezultacie jednak została w łóżku, bo sobie pomyślała, że no to będzie chyba przesada, robienie tego w środku nocy, buhaha, jak powinna jeszcze leżeć i raczej próbować zasnąć… Moi drodzy, żebyście tylko wiedzieli, cóż ona tu wymyślała…, jakie miała filmy i jazdy niestety ponownie związane ze swoją mamą…

Karciła się za to strasznie, bo pomyślała sobie ponownie, że ok. to może nie jest idealna kobieta/ matka/ nie była też chyba nigdy taką żoną/ partnerką. Ale do cholery KIM JA JESTEM, ABY TAK JĄ OCENIAĆ? Doszła do wniosku, że przecież myśląc w ten sposób sama na siebie zsyła poniekąd to samo właśnie… Naprawdę nie mogła tego zrozumieć, jak może mieć tyle jakiegoś jadu w sobie wobec własnej matki! I już momentami właśnie nie wiedziała, co ma robić, dlatego włączała sobie na swojej komórce takie różne rzeczy…

Ponieważ tak bardzo źle się z tym czuła, to już uruchomiła sobie nawet coś, co dostała od tej Marioli. A mianowicie ta przesłała jej jeszcze przez WhatsApp właśnie dokładnie 25.09.2020 m.in. to „film 124 Intencja odcinająco-oczyszczająco-uwalniająca” https://youtu.be/evctw0bX4bY, bo ona już naprawdę wpadała w jakieś schizy i poważnie zauważała, że tą swoją rodzicielkę o tyle rzeczy oskarża… i czuła się z tym najzwyczajniej w świecie po prostu STRASZNIE i PODLE wręcz!

Jednak tylko to włączyła i stwierdziła zaraz, że nie! To jej zdaniem kompletnie nie pasowało do tej sytuacji! Tzn. sam początek jest całkiem neutralny, bo taki dobry i łagodny, ale później sobie pomyślała, że ona wcale nie chce tego robić, bo przecież jej mama nie jest jej żadnym wrogiem! Już właśnie słyszała o tym od tej terapeutki karmicznej, że przecież nie została przez nikogo wyklęta! [wcale nawet wtedy nie pomyślała o swojej rodzicielce!!!] Więc uznała, że nie ma raczej większego sensu odprawiać AŻ TAKIE niemal egzorcyzmy, buhaha

Raaaanyyy, komp jej już wariuje… Czyli daje jej ewidentnie znać, że trzeba go już wyłączać!

A tu poniżej, po tych kropeczkach w nawiasie macie to, czym dzieliłyśmy się wcześniej [patrzcie na daty/ dni]

(…)

Powiem Wam, że bardzo jest mi jej szkoda, jak na nią patrzę w takie dni, jak dzisiaj [NIEDZIELA]… , ale przyznam Wam do jakiego wniosku doszła, że może od dziś za to powróci do tej swojej ASHWAGANDHY! Tak, to właśnie cała ona, NIGDY SIĘ NIE PODDAJE, TYLKO ZAWSZE STARA SIĘ ZNALEŹĆ JAKIEŚ ROZWIĄZANIE W TEJ, jakby nie było, PATOWEJ SYTUACJI.

Co więcej, kochani, doszła do wniosku, że po cholerę narobiła tyle zdjęć [dokumentacji swojego życia], skoro w ogóle ich tu nie publikuje… Zatem podjęłyśmy obydwie decyzję, że będziemy Wam to tutaj teraz udostępniać. Tylko nie bardzo wiemy, czy zrobić to właśnie w tym momencie [w tym miejscu…], czy może jednak lepiej na końcu… Bo tu jeszcze przecież czeka nas wzmianka o dniu wczorajszym… Ok. nie będziemy się jakoś szczególnie tym spinać, będzie, co ma być… Z całą pewnością będzie dobrze, tak jak nam wyjdzie.

Powyżej widzicie dokumentację jej prawego kolana i tego, jak spostrzegła na nim ten właśnie dziwny „ślad/ plamę”, coś al`a siniak. I tak, kochani obserwowała go każdego dnia i robiła sobie właśnie regularnie ćwicząc temu kolanu fotki, by móc dostrzegać progres, a dokładnie „znikanie” tego śladu, na który bardzo liczyła😋. Taka „magia” przecież nie raz już się jej zdarzała…, jak choćby jakoś na początku tygodnia z tym nowym balsamem z InPost , który nie chciał jej normalnie funkcjonować [w sensie nie mogła w ogóle go używać, po naciśnięciu tej czarnej wajhy nic z niego nie wylatywało…] i po prostu [naturalnie po lekkim zdegustowaniu…], zostawiła to w końcu, pomyślała bowiem: ok, zobaczymy, co się wydarzy jutro 😉. Właściwie, moi drodzy, ona była niemal pewna, że następnego dnia będzie on JUŻ NORMALNIE DZIAŁAŁ! [nie pytajcie, skąd, bo tego nadal nie wie, hehe]. I tak też było, a później to samo stało się z tym jej prawym kolanem.

Najpierw jeszcze tylko po raz kolejny taki <z grubsza> plan, o czym ta nasza „gwiazda” chciałaby tu donieść:

  • GRACJAN… i przeprosiny dla niego za niewyrażenie się precyzyjnie i jasno, jej obawy, że została źle zrozumiana…
  • zakup biletów na koncert ShataQS 
  • Mariola i jej niesamowite podejście do życia
  • FB i okonski.art

Na fejsie dostrzegła dokładnie 17.09.20 wydarzenie o tym nowiu… Wcześniej, albo później 😛 było coś jeszcze o ukochaniu swojego ciała właśnie napisane, czy może lepiej tu pasuje: prowadzone przez Dawida Okońskiego… Mała Mi na to zareagowała, spójrzcie sami:

  • prowadzenie / czuwanie WSZECHŚWIATA NAD NIĄ... ==> „korki” z niemca, po czym odwołanie ich

Dokładnie 24.09.20 udała się nasza „gwiazda” po swoim codziennym MGŚ jeszcze nad morze, do Jelitkowa właśnie, pojechała tam [wprawdzie już w dżinsach i w espadrylach], a jak tam dotarła, to zobaczyła ludzi na plaży nawet jeszcze w strojach kąpielowych… Jak zwykle pierwsza złość i rozgoryczenie jej przeszło, tzn. przetłumaczyła to sobie oczywiście odpowiednio. I słuchajcie, ponieważ miała polar, rozłożyła go tam na piasek i miała również tą dłuższą różową bluzkę, zatem spokojnie położyła się i ściągnęła nawet spodnie 😜🤣😋.Tak właśnie, kochani, była ubrana tego dnia [+ jeszcze ten granatowy polar]:

W duchu i w myślach zaś powtarzała:

Wszechświecie, dziękuję Ci również za to doświadczenie. Nie mogłam przecież tego wiedzieć, że jeszcze wypadałoby jednak choć ubrać te sportowe sandały…, a nie espadryle…

Jadąc tam właśnie czytała sobie ponownie tą swoją „Biblię” 😉 i natknęła się w niej na taki właśnie fragment, mówiący coś o tym, że m. in. kiedy uparcie będziesz próbował i wytrwasz do końca, odniesiesz sukces (…) porażki = etapami na drodze do triumfu. (…) jeśli nawet miewasz gorsze momenty, NIE TRAKTUJ ICH JAK PORAŻEK = ZA NIC W ŚWIECIE. 

Pomyślała sobie znowu: ok. może ten dzień okaże się jednak jeszcze udany. I tak będąc już na tej plaży, doszła ponownie do wniosku, że przecież totalnym bezsensem byłoby teraz jakieś narzekanie, bo niby na co? Że jest nieodpowiednio ubrana? No proszę Was! Poradziła sobie z tym, co miała, najlepiej jak tylko potrafiła, a mianowicie, tak jak doniosła o tym powyżej, po prostu ściągnęła portki i tak leżała z gołymi nogami i w majtkach [na całe szczęście miała tą dłuższą bluzkę, hehe😜, ale ponownie sobie poradziła!]. Musiała mieć tak ugięte nogi [tak, wiemy jak to wygląda, jakby miała rodzić dziecko, no w końcu miała na sobie coś al’a ciążowa bluzka, buhaha], ale po prostu nie miała nawet dużego ręcznika, tylko ten polar…, a chyba nie chciała tak całkiem płasko w ogóle kłaść tych nóg.

Wróciła stamtąd szczęśliwa, że jednak dobrze ją ten Wszechświat prowadzi! I tak sobie myślała jeszcze o tym, że przecież nie zawsze musi być tak wszystko idealnie, najważniejsze, by być elastycznym i umieć się samemu dostosować/dopasować do sytuacji!

Tego dnia jeszcze, ponownie biła się z myślami, co ma zrobić…, czy wysiąść te 2 przystanki tramwajowe wcześniej i zajść jeszcze do rybnego, czy może dopiero następnego dnia, czyli w piątek się tam udać. Lecz przypomniała sobie, że kiedyś będąc tam dokładnie w ten dzień tygodnia, zobaczyła kolejkę ludzi aż na zewnątrz [tak, zwłaszcza teraz w tym Covidowym czasie] i po prostu jednak wysiadła wcześniej i zakupiła to, co chciała! A tym razem dostała nawet łososia w sosie chili!

Następnie, kochani, udała się do domu, gdzie zaczęła przygotowywać sobie jakiś obiad [tego łososia zostawiła sobie na jakiś inny dzień]. Przygotowała sobie to jedzonko [teraz już nie pamięta, co to dokładnie było :P], z pewnością coś, z czym można było wyjść sobie spokojnie na balkon i spocząć tam na leżaku, który sobie wystawiła.

I słuchajcie, nagle ktoś do niej dzwoni, jakiś nieznany numer… Więc spokojnie odebrała i słyszy po drugiej stronie męski głos pytający o możliwość konwersacji po niemiecku z nią, gdyż w poniedziałek, czyli jutro właśnie! ma mieć rozmowę kwalifikacyjną o pracę i dokładnie chciał to sobie jeszcze poćwiczyć, a mianowicie 2 godziny w sobotę i również 2h w niedzielę. Słuchajcie, Mała Mi oczywiście pomyślała taka niemal zaskoczona, że jeszcze nie zdążyła nawet dać ponownie żadnego ogłoszenia o to [a tak już się właśnie nad tym także zastanawiała, aby to jednak znowu zrobić], a tu nagle ktoś sam do niej dzwoni.

Pomyślała sobie z początku:

SAM WSZECHŚWIAT/ BÓG ŁAPIĄ MNIE PRZECIEŻ ZA NOGI I SAMI WSKAZUJĄ ZNOWU KIERUNEK DZIAŁANIA!

Następnie jednak bardzo się tym zestresowała, bo koleś powiedział jej tylko, że on do najmłodszych już nie należy, bo ma mianowicie 35 lat [tu wiecie, nasza „gwiazda” sobie tylko pomyślała: Okay, to jesteś dokładnie w wieku mojego MŁODSZEGO brata, buhaha]. Powiedział jej również, że skończył wprawdzie 2 letnie jakieś chyba studium językowe właśnie z j. niemieckiego i chyba j. angielskiego również. I tak próbował ją jeszcze wypytać o to, gdzie teraz pracuje, a dobrze był poinformowany, że skończyła filologię niemiecką o specjalności nauczycielskiej.

W każdym razie, słuchajcie, nasza „gwiazda” ucieszyła się już właściwie tym, że będzie miała, co robić i ma teraz przynajmniej powód, aby powiedzieć swojej mamie, która miała do niej ponownie dziś właśnie przyjechać, przed kolejną wizytą u okulisty…, że niestety (?) nie może, bo będzie zajęta udzielaniem „korepetycji”.

I tak, moi drodzy, nagle Mała Mi poczuła się tak bardzo niezręcznie, bo pomyślała sobie, że ten chłopak [nawet nie wie, jak mu na imię, bo już tego niestety nie pamięta…] będzie miał z pewnością tą rozmowę w jakiejś „korpo”, bo tam chodzi im przecież przede wszystkim o jakąś znajomość języków właśnie, w tym j. niemieckiego. Nagle zdała sobie sprawę, że ona przecież nie potrafi AŻ TAK DOBRZE ROMAWIAĆ, nie ma takiego słownictwa niemieckiego… Poważnie! Jak jeszcze oczywiście po polsku [po jednak dłuższym zastanowieniu!] wiedziałaby, co powiedzieć. Tak po niemiecku po prostu by przy nim dukała…

Dobrze zdaje sobie sprawę z tego, jak to jest to „sprawdzanie” tego języka na takich może nie stanowiskach, bo przecież nawet nie wiedziała dokładnie, na jakim on miałby pracować, ale chodziło jej raczej o takie firmy😋. I była świadoma, że z pewnością chodzi o to, aby się dogadać z jakimś klientem, umieć w miarę sprawnie zareagować, odbierać zagraniczne rozmowy telefoniczne, pisać @ itp. Z całą pewnością nie ma tam żadnych typowych filologów [tzn. wśród tych rekruterów], sama przecież o tym doskonale wiedziała.

Słuchajcie, musielibyście ją tylko ujrzeć, jak zaczęła odsłuchiwać i wyszukiwać sobie odpowiednie materiały do tego: Das Vorstellungsgespräch (BEISPIEL-DIALOG) in voller Länge 🚀 I Traumjob/ Vorstellungsgespräch: Schwächen nennen (5 Beispiele)/ Vorstellungsgespräch Beispiel Dialog | komplett/ Vorstellungsgespräch: Die perfekte Selbstpräsentation | Beispiel/ https://emat.com.pl/blog/15-najczestszych-pytan-na-rozmowie-kwalifikacyjnej/ https://interviewme.pl/blog/pytania-na-rozmowie-kwalifikacyjnej

I tak, odsłuchiwała tych niemieckich rozmów kwalifikacyjnych i zdała sobie sprawę, że tam są przykłady NIEMCÓW, którzy na jakieś stanowiska pracy we własnym kraju/ państwie, czyli w Niemczech właśnie startują, więc dobrze wiedziała, że z całą pewnością nie będzie od niego to wszystko, całe słownictwo itd. wymagane… Lecz choć dzięki temu [i później również tak poczytała i włączyła sobie także ogólne polskie strony/ nagrania o tym] poniekąd odświeżyła sobie to, co właściwie już przypuszczała i dobrze wiedziała, o co pracodawcy głównie chodzi i co chce sprawdzić, co się dla niego liczy.

A już zwłaszcza, gdy przychodzi do Ciebie osoba, która będzie jednak dobrze z tego „przygotowana”, no a przynajmniej przyjedzie tu, aby ten język jeszcze poćwiczyć… I tak doszła do wniosku, że nie może tego temu mężczyźnie zrobić… A wiecie, ona już naprawdę próbowała nawet ćwiczyć tą mowę, aby ta wychodziła tak, jak rzeczywistych Niemców, buhaha,🤣🤦‍♀️😜. Choć dobrze wie, że ona przecież NIGDY NIE POTRAFIŁA MÓWIĆ Z TAKIM AKCENTEM! Ale tu już sobie myśli: ok. „pal licho” ten akcent niemiecki…

Ona, moi drodzy, nawet musiałaby się nad każdym słówkiem zastanawiać, jak to wyrazić w tym języku właśnie…, rozumiecie? Więc doszła do wniosku, że nie może skazywać już z góry kogoś, kto liczy na jakiś rzeczywisty dialog…, no raczej i helloł?. I moi drodzy, tak długo myślała, jaki ruch by tu wykonać…, bo nie chciała ani z siebie zrobić totalnej idiotki, ani tym bardziej komuś zaszkodzić…

Dlatego po przemyśleniu doszła następnego dnia, czyli w piątek do wniosku, że… [a nie chciała się do tego przyznawać, iż jest po takim wypadku…], bo dobrze wiedziała już, ile razy sama rezygnowała z tych korepetycji, nie przyznając się właśnie do tego… Przecież on [ten wypadek] tak naprawdę nie ma tu dużo do rzeczy, tzn. dobrze ona sama wie, że to jednak nieprawda! Bo ona przecież kiedyś nie potrafiła odnajdywać nawet słów w ojczystym języku!

Stwierdziła jednak, że po pierwsze powinna, jak coś, przyznać się do tego na samym początku, a nie umawiać się już na sobotę i niedzielę, na konkretną godzinę…, a właściwie po 2 każdego dnia! booooszeee, dopiero właśnie póóóźnieeeej pomyślało sobie to dziewczę, że cholera, ona nie będzie potrafiła nawet przez 1 godzinę konwersować… Dlatego właśnie podjęła decyzję, że po prostu coś wymyśli, aby te godziny jednak odwołać…

A muszę Wam powiedzieć, że tak już myślała o sobie, na jakiego słabeusza tutaj wychodzi…, że po prostu się poddaje… Lecz za chwilę doszła tak bardzo racjonalnie i logicznie jednak, czyli jakby nie było mądrze, do wniosku, że przecież tu nie chodzi o nią! Ona zna swoją wartość, swoje mocne strony, lecz, co chyba nawet ważniejsze, także jest świadoma swoich minusów, dlatego postanowiła, że nie będzie bawiła się w jakiegoś psychologa i mówiła do siebie:

Postanowiła po prostu nie wyprawiać jakiegoś cyrku i nie mierzyć sił na zamiary, tylko podejść do tego całkowicie racjonalnie! Z tego też powodu, doszła do kolejnego wniosku, że musi to jakoś naprawić, tę sytuację, póki się jeszcze da… I tym sposobem tak sobie bowiem myślała, jak tu teraz anulować to, co miało się wydarzyć… I podjęła już ostateczną decyzję, że jednak jakoś to jeszcze cofnie.

Uznała, że to powinno być raczej coś nagłego, jak choroba, bądź nawet… śmierć… I tak rozkminiła, że ona absolutnie nie chce mówić, że jej mama, czy brat [czy w ogóle ktoś z jej bliskich ŻYJĄCYCH osób!] trafił do szpitala…, czy coś podobnego… [kurczę, a dokładnie teraz pomyślała jeszcze o tym, że przecież mogła, równie dobrze, wymyśleć sobie jakiegoś fikcyjnego męża i powiedzieć, że to jemu przydarzył się jakiś wypadek…]. Ale wtedy jakoś o tym nawet nie pomyślała… w każdym razie, moi drodzy, UŚMIERCIŁA PO RAZ KOLEJNY SWOJEGO DZIADKA!

Dokładnie to mu powiedziała, przepraszając najmocniej, że po prostu nie będzie w stanie normalnie przeprowadzić z nim tej konwersacji… Właśnie z tego powodu, że dowiedziała się przed chwilką, że jej dziadek zmarł… boooszeee, wiecie, jak ona czuła się z tym podle wręcz, że coś takiego oznajmia? Ale sobie w duchu myślała: „Dziadku, Ty z pewnością nie będziesz miał mi tego za złe, że w tak haniebny wręcz sposób się ratuję… Liczę na to bardzo… Przecież Ty już dawno i tak nie żyjesz…”

A przypomniało jej się właśnie, że dziadek przyśnił jej się już po swojej śmierci, jak była jeszcze na studiach dokładnie w Ratyzbonie. Z tego też powodu nie mogła przyjechać na jego pogrzeb. W każdym razie usłyszała jeszcze tylko z drugiej strony słuchawki kondolencje i słuchajcie dobrze! Kolejne pytanie, czy w takim razie, może później udałoby się jeszcze te konwersacje przeprowadzić?

Małą Mi zamurowało…😲 i mówi:

Ale przecież ta rozmowa kwalifikacyjna ma być już w ten poniedziałek [czyli dokładnie jutro!]

No tak, ale może udałoby mi się ją jeszcze przełożyć na później…

Obczajacie w ogóle??? Bo ona totalnie tego nie skumała…, że jak to niby tak? Co miałoby być dla niego argumentem na to? No przecież chyba nie fakt, że jej dziadek zmarł, buhaha 😜. I muszę Wam powiedzieć, cóż to zaskoczone dziewczę odpowiedziało na to jego pytanie, czy byłyby możliwe te konwersacje później? Kompletnie zaskoczona i totalnie na to nieprzygotowana i rzekła: No, jeśli by pan chciał…

A tak naprawdę poczuła ogromną ulgę wiedząc, że już choć to od niej odejdzie… I nie! Wcale nie chodzi tu o to, że nie chciała się nawet do tego przygotować! Nie, moi drodzy, ona przecież wciąż wyszukiwała tu jakichś kolejnych „rozmówek” zwłaszcza po niemiecku do tego… Utworzyła już nawet osobny folder o nazwie VORSTELUNGSGESPRÄCH. Ale sobie myśli: nie poniżaj siebie już bardziej proszę! Przecież nawet nie potrafiłabyś „zagrać” pewnej siebie osoby, bo jak można kogoś takiego w ogóle udawać, jeśli nie ma się nawet odpowiednich narzędzi ku temu [tu słownictwa].

Pamiętała, że to nie ona jest tu najważniejsza! I to nie o nią przecież tu chodzi! I dokładnie w tym momencie pomyślała sobie: Moja droga, z czym do ludzi? I jakie ma to niby znaczenie, że Ty będziesz mówiła, że jesteś gotowa i chętna, by wciąż się czegoś uczyć, jeśli tak naprawdę tego w ogóle nie robisz…!

Jednak, moi drodzy, w tym wszystkim zaczęły ją dopadać ponownie takie myśli, że przecież ona tu praktycznie w tym mieszkaniu wciąż tyyyluuu rzeczy nie ma! Brak jej wiszących jakiś kloszy, tylko widać te gołe żarówki wciąż… W dodatku w łazience nadal nie ma żadnych mebli, tylko stoją jakieś kartony tam… I już naprawdę zaczęła się dobijać nawet tym, że przecież to widać jak nic, że ona jest tu jakimś odludkiem, bo przecież gdyby miała jakichś znajomych, to by już dawno jej pomogli…

I w ten właśnie sposób, już dokończyła tylko swój obiad, po czym, kochani, tak chwilę odsiedziała i stwierdziła, że po prostu zwariuje już siedząc tak dalej, co więcej była wręcz pewna, że będzie „pocieszała się” jedzeniem… Dlatego właśnie udała się ze swoimi kijkami ponownie na dolinkę. Tam zrobiła 3 okrążenia szybkim marszem i już po prostu zdegustowana całą tą sytuacją, spoczęła na ławce i zaczęła błagać Wszechświat o pomoc.. i co najważniejsze, prosić dziadka o wybaczenie! Płakała tam prawie siedząc, moi drodzy, zrobiło jej się tak cholernie głupio wobec dziadka i w ogóle wobec WSZECHŚWIATA, że posunęła się do takiej rzeczy, ratując własny tyłek…

Muszę Wam jeszcze powiedzieć, że tak siedziała tam na tej ławeczce właśnie, a wyszła po prostu tak ubrana w tą sukienkę i te sportowe sandały , jak na fotkach poniżej. Nawet się nad tym nie zastanawiała długo, czy w ogóle tam siąść, bo wiecie, może ławka jeszcze nie była do końca sucha i w dodatku również trochę z pewnością brudna… itp. Pomyślała, że i tak miała już tą sukienkę właśnie sobie wyprać. Zatem tak siedziała i prosiła najzwyczajniej w świecie o jakiś znak, że może jednak już wystarczająco długo siedzi, hehe, 😉. I tak się rozglądała, patrzyła na te pływające tam kaczki i chyba łabędzie, dostrzegła także jakiegoś przelatującego motylka jeszcze.

Lecz w pewnym momencie usłyszała nad sobą na drzewie krakanie ptaka właśnie. Hehe, przypadek? [https://www.youtube.com/watch?v=7WYYoa6RT1U 🤣] Zdecydowanie nie! Bo ten tak długo tam zabrał „głos”, jakby niemal z nią sobie „rozmawiał” i ją przekonywał. Także w końcu nasza „gwiazda” powiedziała:

Ok, zrozumiałam i bardzo dziękuję, że wciąż przy mnie jesteś i nieustannie czuwasz nade mną 🤗

Ok, ale to jeszcze znowu nie wszystko… siedząc tam na tej ławce jeszcze, BŁAGAŁA WPROST WSZECHŚWIAT o to, by jej powiedział, co powinna teraz zrobić? Przecież zrezygnowała z tych „korepetycji”, zatem spokojnie mogłaby przecież teraz swoją mamę przyjąć u siebie w niedzielę. I tak to właśnie nieustannie jeszcze rozkminiała, stąd właśnie taki wygląd jej zmęczonych oczu następnego dnia, czyli dokładnie wtedy, gdy udała się bez tego makijażu do p. Piotra. [na fotkach poniżej :P]

Ale wiecie, cóż jej przyszło na myśl dopiero wieczorem, że to wszystko było najwidoczniej zaplanowane właśnie przez WSZECHŚWIAT! Miał do niej zadzwonić ten chłopak/ mężczyzna i umówić się na te konwersacje właśnie, aby ta miała jednak wymówkę, by nie spędzać tyle czasu z mamą [tylko gwoli wyjaśnienia: ONA WCALE NIE SPĘDZA Z NIĄ JAKOŚ TAK DUŻO W OGÓLE CZASU!], by pokazać jej, że ma również własne życie i własne sprawy… Tylko w tym momencie już się poczuła, jakby wyrządziła jej jakąś „krzywdę”/ przykrość…

boooszeeee, dlaczego ona sobie na to w ogóle pozwala, dlaczego nie ma tu kogoś, kto by jej przetłumaczył, że ONA NIE JEST, DO JASNEJ CHOLERY, PARĄ DLA TEJ SWOJEJ RODZICIELKI ANI TYM BARDZIEJ JAKIMŚ OPIEKUNEM! MA przecież WŁASNE ŻYCIE I MUSI NIM W KOŃCU ZACZĄĆ ŻYĆ!!!

Właśnie wtedy doszła do tego wniosku, że to jest najwidoczniej kolejna lekcja dla jej mamy! Musi się ona najwidoczniej tego jeszcze nauczyć, nawet jeśli będzie jej przykro… A czuła to po jej głosie, jak oznajmiała właśnie, że już ma zaplanowany ten czas na tą „konwersację”…, to sobie pomyślała, może w końcu jej rodzicielka także się tego nauczy, że

 A później jeszcze obejrzała sobie właśnie ten nowy filmik Gracjana Ten piękny i przerażający prezent, który dostaniesz niedługo od wszechświata, którym znowu ją wcale nie uspokaja…

Nie wie, już co ma ze sobą zrobić, ona tak bardzo chciałaby najzwyczajniej w świecie POROZMAWIAĆ, nie będzie kryła, że z pewnością również wypłakać się, bo czuje się po prostu teraz już znowu tym wszystkim przeciążona… Mała Mi tak bardzo chciałaby być najzwyczajniej w świecie przytulona, by ktoś ją objął, uspokoił i by razem doszli do wniosku, że przecież będzie dobrze… Po tym jego nagraniu, włącza jej się to: 

Medytacja koherencji. Uzdrawiająca moc serca i umysłu. Jak ona kocha wręcz tą Klaudię!🧡🍀🌞 Ta ją bowiem ZAWSZE RATUJE w takich trudnych dla niej chwilach/ momentach! Słuchajcie w ogóle, Mała Mi w takich właśnie sytuacjach sobie myśli, że ona najwidoczniej nie daje sobie po prostu rady w tym obecnym świecie… A jeszcze nim w ogóle wyszła z domu na tą swoją dolinkę, to napisała i do tej Marioli właśnie, i Angeliki pytając ich, co człowiek powinien wiedzieć o rozmowie kwalifikacyjnej… Następnie zapytała jeszcze tą Mariolę, czy mogłyby się gdzieś spotkać w ten weekend…

Ta do niej, że jasne może właśnie w niedzielę wybrałyby się gdzieś na jakiś spacer… A później przesłała jej m.in. to: https://www.cerestial.pl/?p=505… Ok., to dokończy trochę później, [tak, już mamy bowiem od 1,5 godziny poniedziałek!], bo teraz ląduje w końcu do spania…

(…)

Już kochani wróciła do nas, a dzisiaj jest przecież dawno [noooo raaaaczej!😜] PONIEDZIAŁEK, 28.IX.2020, obecnie godzina 11:49. Ahhhh… ten dzień zaczął się dziś dla niej po prostu wspaniale! Przed swoim lekarzem przyjechała do niej jej rodzicielka, tak samo zresztą, jak i w tamtym tygodniu, po prostu dosłownie na chwilę, Mała Mi jadła swoje müsli, mama zaś zrobiła sobie kawkę i zjadła do tego bezę, które przywiozła [a miała po 1 dla każdej].

Obecnie została już tylko jedna, hehe. Mała Mi teraz [12:22] pije sobie właśnie kawę, ale wcale nie je tej mega słodkiej bezy, po prostu ją zostawiła, a wzięła sobie swojego zrobionego z dyni, placka 🤗. Nimi poczęstowała naturalnie także swoją rodzicielkę i nawet podgrzała jej również tego kremu z dyni, by ta także go posmakowała.

(…)

Jemy właśnie obiadek, mhmmm… pychotka I Mała Mi opublikowała na LI kolejny fajny filmik, a mianowicie: SELF DISCIPLINE – Best Study Motivation https://www.youtube.com/watch?v=hUYd8ifsWAg&pp=wgIECgIIAQ%3D%3D

(…)

Po zjedzeniu obiadu wyszłyśmy jeszcze się kochani, przejść na dolinkę oczywiście. Mała Mi wzięła naturalnie swoje kijki do nordic walking i tak właśnie obydwie wyruszyłyśmy. Kochani, nasza „gwiazda” najpierw ubrała na siebie jeszcze sandały, ale pomyślała mądrze, że pójdzie w nich najpierw wynieść śmieci [a ponownie zebrał się ich wielki wór, wyrzuciła także tą właśnie słodką bezę, hehe]. Jednak pomyślała, że najpierw, choć tylko weźmie jej gryza i sprawdzi, czy rzeczywiście jest tak słodka, jak twierdziła jej mama… i… moi drodzy, była CHOLERNIE SŁODKA, brrrr…

A tutaj właśnie jej dokumentacja fotograficzna tego 😜:

A kochani, ona po prostu CAŁY DZISIEJSZY DZIEŃ CZUŁA SIĘ TAK WSPANIALE! Obudził ją normalnie budzik o godzinie 7! Tak, właśnie! Po tym, jak położyła się dopiero po godzinie 1 w nocy! Odpowiednio wcześniej, bo o 20:30 wzięła już ASHWAGHANDĘ i tak się właśnie jeszcze tylko zastanawiała, dlaczego nie czuje jeszcze żadnej senności, buhaha :P. Tak, jakby nadal myślała, że to jest jakiś środek iście uspokajający/ nasenny… 🤦‍♀️

No dobrze, ale już Wam mówię, jak ten jej dzionek wyglądał. Wiedziała, że jej mama ma być tutaj w Gdańsku tak, ok. godz. 9 chyba… tak wywnioskowała, że jakoś już u niej…, bo pociąg z Elbląga miała przecież jakoś już po 7, czy przed 8…

Zatem, ok, z początku pomyślała, że może przecież wcale nie mieć siły, aby wstawać. A dokładnie tak było właśnie tydzień temu, gdy mama zrobiła jej taką niespodziankę i była już właśnie tak jakoś parę minut po 9 pod jej drzwiami. A wcześniej nasza bohaterka, myślała, że aby się mogły w ogóle spotkać będzie musiała jechać albo na dworzec, albo do tej kliniki.

No dobrze, ale powracamy już do dnia dzisiejszego. Nasza bohaterka, nie tylko wstała jakoś już po godz. 7, to kompletnie nie odczuwała żadnego zmęczenia! Czuła się tak wspaniale, że „zaścieliła” swoje łóżko [wiecie, co ma tu na myśli: wcale go nie ścieliła, tylko przykryła kocem!]. Jej mama bowiem tak powiedziała, że wcale nie musi na tą zaledwie „chwilkę”, jak ona będzie specjalnie zaścielać, siądą sobie albo w kuchni [gdzie siedziały rzeczywiście, bo Mała Mi jadła jeszcze swoje müsli], albo tu w pokoju, ale mama gdzieś na krześle przy stoliku z tą kawą właśnie.

Dlatego nasza „gwiazda” już w ogóle o tym nie myślała, tylko, tak jak wcześniej było mówione, przykryła to swoje spanie kocem i przystąpiła do medytacji, następnie zaś do swojej gimnastyki. A słuchajcie, dziś sprawdziła dokładnie, ile jej ona zajmuje… Włączyła sobie już na początku stoper i tak w sumie trwało to jakieś 34/ 35 minut WSZYSTKO! Łącznie z tym końcowym: 100 (liczeń) "bieg w miejscu" 😋 Wykonała dziś również jeszcze pranie, które teraz suszy się właśnie na balkonie 🌞🍀👍

Ah… tak, bo dziś rano jeszcze ćwicząc zrobiła na koniec ponownie fotkę swoich nóg, aby jeszcze raz ujrzeć, jak one teraz wyglądają/ jak ta plama/ ślad na tym kolanie… I spójrzcie tylko sami:

Prawda, że nie ma/ nie widać już jakiejś szczególnej pozostałości/ śladu po tej plamie? Moi drodzy, Mała Mi odczuwa taki niesamowity wręcz teraz spokój, właściwie było tak przez cały dzień! A już Wam mówię do jakich wniosków doszło to mądre dziewczę. Otóż jeszcze wczoraj, jak była w tym nieukrywajmy nienajlepszym jednak stanie, to przeczytała coś tak niebywale mądrego na LI właśnie, a mianowicie opublikowała to ponownie Anna Matuszkiewicz:

Tak bardzo uderzyły ją te słowa:

CZAS WZIĄĆ ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA WŁASNE UZDROWIENIE, ZA WŁASNE STANY EMOCJONALNE, LĘKI, PYCHĘ, DUMĘ WŁASNĄ WARTOŚĆ…

czas pochylić się nad własnym cieniem i zajrzeć pod dywan, gdzie zamiecione sprawy aż puchną z nadzieją rozwiązania. Jak to zrobić? Zadaj sobie proste pytania (…)

I tu właśnie nasza wyjątkowa i mądra istota pomyślała dokładnie m.in. o swojej mamie…, że ona przecież nie jest tylu rzeczy najwidoczniej świadoma, np. tego, że jej córka wciąż ma do niej pretensje o to, że nie mogła być nawet nigdy po prostu dzieckiem. Mała Mi, szczerze mówiąc aż sama nie może w to teraz uwierzyć, że właśnie jeszcze przez m.in. ten wypadek zaczęło to wychodzić jednak na wierzch. Ale tak sobie tu znowu pomyślała:

ok., to zamiast złorzeczyć na to, co było, lepiej weź się w garść i zacznij dostrzegać w tym dobre rzeczy! I nie mów więcej, że coś jest PRZEZ czy Z POWODU, raczej obróć to w ten sposób, że zaczniesz twierdzić, że właśnie DZIĘKI temu wypadkowi i tym wszystkim kolejnym zdarzeniom to się tak potoczyło i W KOŃCU ZOSTAŁO ODKRYTE!!!

Potwierdziłam, że ma rację i jeszcze sama dodałam:

Tym sposobem przecież zdobyłaś szalenie wiele doświadczeń i to nie ukrywajmy momentami ekstremalnie wręcz trudnych! Gdyby przecież nie to wszystko, co Ciebie spotkało, nie mogłabyś wiedzieć, jaką zaradną i odporną psychicznie kobietą jesteś! Jak wiele potrafisz sama zorganizować, jak wspaniale potrafisz się spiąć i wykonać to, co zamierzałaś, nawet jak czasem kosztuje to Ciebie cholernie dużo wysiłku… W ten sposób przecież nie byłabyś tym kim teraz jesteś! TAK WYJĄTKOWĄ OSÓBKĄ, WRAŻLIWĄ, ODPOWIEDZIALNĄ, ZARADNĄ, MĄDRĄ, ROZUMIEJĄCĄ WIĘCEJ I KONSEKWENTNĄ KOBIETĄ!

A słuchajcie, zauważyła to już naprawdę doskonale, choćby po tym, że ona, jak jej mama chce coś jej dać/ przywieźć [często oczywiście niestety kosztem własnego zdrowia, bo niestety dźwiganiem…]. To Mała Mi niemal zawsze się o to oburza, zamiast się cieszyć… I tak jej mama powiedziała do niej właśnie kiedyś, jak rozmawiały przez telefon, że to jest całkowicie normalne, że człowiek chce się podzielić…, że przecież KAŻDY TAK ROBI, no a przynajmniej jej mama wymieniła, że i wszystkie ciocie [jej siostry], przygotowują coś dla swoich dzieci i po prostu im to dają.

Tak poza tym to przecież działa w dwie strony, bo nasza bohaterka często robi coś także dla swojej mamy. Słuchajcie, wiecie, co nasza „gwiazda” wtedy jej rzekła? Że ok, ona to rozumie, ale jej się wydaje, że jej rodzicielka myśli, że ona jest jakimś małym dzieckiem [a ona zawsze chciała się tak przecież poczuć!], który nic nie potrafi… A myśli sobie tutaj: boooszeee, przecież kobieto, ja już tyle rzeczy sama nauczyłam się osiągać, zdobywać!

W tym momencie jej mama powiedziała coś, co ją jakby uderzyło, że zauważ, iż Ty tylko na mnie tak zawsze reagujesz! I tu właśnie do niej to doszło, że to prawda… i tu już także dostrzegła [szkoda, że tylko ona sama], dlaczego tak się właściwie dzieje i wciąż to wydarza…

I jej mama (pominie już naprawdę to, że ona najwidoczniej nie zdaje sobie z tego sprawy, jakie Mała Mi ma wciąż <podświadomie> jednak pretensje o to właśnie, o ten brak takiego beztroskiego jednak dzieciństwa…) tak wtedy jej mama właśnie do niej powiada, że:

To wcale nie tak, iż ja traktuję Ciebie jakoś jak małe dziecko! Przecież tak robią wszystkie ciocie i nawet sama babcia! Po prostu dają to, co mogą.

Dokładnie, słuchajcie, jeszcze wczoraj wieczorem, jak tak siedziała sobie i zadawała te pytania WSZECHŚWIATOWI właśnie…, bo słuchajcie, ona miała w planie powiedzieć swojej mamie, by ta nie przywoziła tu żadnego ciasta, gdyby miała zamiar jakieś piec, jak zresztą ostatnio…, bo później będzie musiała z powrotem je zabrać, albo sama więcej z niego zjeść… I tak właśnie myślała przez długi czas, jak to w ogóle zrobić i jak to jej powiedzieć, aby ta nie była czasem na nią zła…

Tzn. musi tu jeszcze jednak napisać, że jej mama nie przywozi absolutnie całego ciasta do niej, tylko raczej po jakimś kawałku do tej kawy właśnie [spójrzcie, już doskonale to wie, właściwie dość dawno, skąd wyniosła ten zły/ niezdrowy zwyczaj…]. Pamiętała jednak, że ostatnio przywiozła zbyt dużo tego upieczonego jabłecznika.

Wczoraj właśnie tak usłyszała jeszcze od Wszechświata, by nie zabraniała swojej rodzicielce dzielić się tym, co tej sprawia taką przyjemność. Po prostu sama najwyżej to dalej komuś odda, albo podzieli się choćby z tymi ptakami na dolince. Poza tym, tak pomyślała sobie, że no rzeczywiście, a gdyby ta jednak coś upiekła, to jutro wybiera się przecież ponownie na zrobienie tych paznokci, zatem ewentualnie mogłaby tam zabrać te kawałki jakiegoś ciasta.

I tak już taka spokojna, położyła się jednak spać. W ogóle, spójrzcie, jakie ona ma zmartwienia, buhaha, 😋. Tak właśnie sobie pomyślała, że to przecież jest TYLKO I WYŁĄCZNIE JEJ PROBLEM i musi sobie sama z tym znowu poradzić… Jak ze wszystkim przecież do tej pory sobie również radziła…! Tzn. dodać tu jeszcze musi, że ona oczywiście mówi o tym swojej rodzicielce otwarcie, BY TA NIE PRZYWOZIŁA JEJ TYLE JEDZENIA, A ZWŁASZCZA TYCH JAKICHŚ SŁODYCZY. Wyobraźcie sobie, że jej mama już o tym wie, że nie może tak na siłę swojej córki uszczęśliwiać…

Kochani, dobrze pamięta, że miała tu jeszcze wspomnieć o tej Marioli…, ale moi drodzy jest już 22:23, jakieś 2 h temu wzięła już ASHWAGANDHĘ, teraz już więc wyłącza komputer, aby po prostu wzrok jej jeszcze mógł przed spaniem odpocząć. Może jeszcze troszkę poczyta, albo nie! Znacznie lepiej włączy sobie po prostu teraz Najlepsza medytacja do snu i relaksacji. Intencje i afirmacje. A jutro będzie dalej to dokańczać, bo, moi drodzy, zamieściła tu taaaaaki dłuuuugi plik muzyczny w końcu!

A teraz powrót jeszcze do tego, co już minęło:

(…)

To co kochani? Chyba zaczynamy… Długo o naszej bohaterce nic nie było słychać, nieprawdaż? Tzn. może w istocie to nie było wcale aż tak dłuuugo… bo ostatni nasz zapisek jest przecież z 23.IX.2020, godz. 21:08, czyli środy właśnie. No dobrze, moi drodzy, teraz mamy SOBOTĘ, 26.IX.2020 i muszę Wam powiedzieć, że ponownie mogę to stwierdzić, że nie miałam jeszcze okazji przebywać z drugą tak fantastyczną i nieprzeciętną jednak osóbką.

Już postaram się Wam donieść, co u niej od tego czasu…., choć uwierzcie mi znowu, że działo się baaardzo dużo. Ale może najpierw o tym jeszcze jednak dzisiejszym jej dniu, a mamy teraz godz. 14:33, ponownie wspaniale sobie sama tu wszystko zorganizowała. Już Wam donoszę, cóż zapisała sobie na swojej liście TO DO w komórce [pamiętajcie, że tu będzie mieszanka /Mischung języków😋]:

  • Kürbiscreme
  • Ordnung: Staubsaugen, Fußboden putzen,
  • Wäsche waschen
  • SYROP zrobić

To właśnie zapisała sobie na dzisiaj, że ma to do zrobienia 😊 Obecnie „robi się” jej, czyli po prostu: gotuje 😉 w kuchni właśnie ten krem z dyni [Kürbiscreme]. Moi drodzy, jednak po medytacji, gimnastyce i śniadaniu [swoim müsli]. Tak się chwilkę jeszcze zastanawiała, cóż powinna zrobić: wyjść najpierw po produkty na ten krem z dyni, czy może zacząć sprzątać. Mała Mi już dobrze wie, w jakiej kolejności powinna to wykonywać, hehe 😜.

Lecz zaczął właśnie padać deszcz, a moi drodzy, nasza „gwiazda”, bo tego jeszcze nie wiecie, ale spróbujemy to jakoś w trakcie wyjaśnić. Ponownie, tak bardzo to odczuła, jak ten WSZECHŚWIAT ją prowadzi i nad nią właśnie czuwa. I dokładnie tym sposobem po wcześniejszym obejrzeniu jeszcze filmików B. Pawlikowskiej, m.in.: Jesień. Plony życia, później natomiast, albo sam się jej włączył, lub też raczej ona go po prostu uruchomiła… A mianowicie ten właśnie: MEDYTACJA: Sposób trzeci https://www.youtube.com/watch?v=4FQ-KMB-NZA i tam jej się niesamowicie spodobało to, co usłyszała, a dokładnie chodziło jej o te słowa:

POWIEDZ MI TO, CO POTRZEBUJĘ WIEDZIEĆ.

No dobrze, kochani Kürbiscreme jest już gotowy! Zatem pójdziemy teraz jeszcze sobie zjeść ten przepięknie wyglądający KREM Z DYNI! Do przygotowywania tego włączyła sobie w ogóle dokładnie tą muzykę: https://www.youtube.com/watch?v=gszY2pLqSBs

Kochani, przesłała właśnie fotkę tego drugiego zdjęcia tej zupki/ kremu w salaterce na WhatsApp tej Marioli, którą poznała w tramwaju do Jelitkowa, gdy ta jechała z córką Milenką bez maseczek. Mariola zaś odpowiedziała niemal zaraz, że ona ma również dynię i planuje zrobić z niej placki. Mała Mi odpowiedziała: ooo, fajny pomysł, a jakie składniki do tych placków są potrzebne? Nim jednak koleżanka jej odpowiedziała, pomyślała sobie: zapytaj lepiej „wujka G.”, to będziesz wiedzieć, hehe 😋. I tak też zrobiła! Ukazał jej się m.in. taki właśnie przepis: https://aniagotuje.pl/przepis/placki-z-dyni.

Także nie tylko odnalazła przepis, co więcej, spojrzawszy na te Składniki:

  1. pełna szklanka drobno tartej dyni – 320 g.
  2. pół szklanki jogurtu naturalnego – 150 g.
  3. 2 niepełne szklanki mąki pszennej – 300 g.
  4. 3 średnie jajka.
  5. saszetka cukru wanilinowego – 30 g.
  6. łyżeczka proszku do pieczenia.
  7. pół łyżeczki sody.
  8. olej roślinny do smażenia.

Napisała zaraz koleżance i nawet przesłała jej ten adres, w którym znalazła przepis; https://aniagotuje.pl/przepis/placki-z-dyni&#8230; Ta jej wtedy odpowiedziała:

Oooo, Dynia jest, ale przepisu nie było

To już jest😋 / masz 👍🍀🤗

Pomyślała, że zaraz je zrobi, wszystko przecież do nich miała, zużyła wprawdzie ostatnie 3 jaja, ale pomyślała sobie, ok. przecież nasmażę ich więcej, najwyżej wstawię do lodówki, bądź umieszczę nawet w zamrażalniku i później będę je sobie tylko gotowe odgrzewać. A takie jej wyszły, kochani:

Za pierwszym razem umieściła tylko ich 3, później zaś stwierdziła, że bez sensu, aby się tam na patelni jeszcze tyle miejsca marnowało [i tym samym oleju :P] i już od kolejnego razu smażyła po 4 te placuszki na patelni! A muszę Wam powiedzieć, że wyszły REWELACYJNE! Mała Mi właśnie w tym momencie sobie pomyślała, że ona kocha jak jej tak cudnie to „pichcenie” jednak wychodzi i to wcale nie jest tak, że ona nie umie gotować! Musi być właśnie tak wspaniale nastrojona/ nastawiona na to i mieć po prostu na to takie flow/ „ochotę”/ i taką wenę.

To jeszcze tylko prześlę Wam tutaj to, cóż nasza „gwiazda” zanotowała sobie na @ właśnie:

https://aniagotuje.pl/przepis/placki-z-dyni
usmażyłam placuszki, zrobiłam kawkę i właśnie leci:

The Wind & The Wave – Happiness is Not a Place https://www.youtube.com/watch?v=MhQFBpgQDFw

Do kawki oglądamy [Mała Mi i ja😉 ] sobie B. Pawlikowskiej: Księga Dobrych Myśli na 19 września https://www.youtube.com/watch?v=Bsy9A_m8E_w, dann: CHCĘ https://www.youtube.com/watch?v=63nY-zLy75k

A moi drodzy, to jest znowu dłuuuuga raczej historia, bo poważnie Wam mówię, życia Małej Mi nie da się tak łatwo i krótko opowiedzieć. Kochani, np. z wczoraj na dziś SPAŁA JUŻ BEZ TABLETKI! Tak, dobrze wie, że zapowiadała to już wcześniej, poprzedniej nocki chyba także tak miało być, prawda? Jednak musicie wiedzieć, że ona po prostu sama musi dzielić sobie tą tabletkę na pół…, a ponieważ jest ona naprawdę niewielkich rozmiarów, w dodatku nie ma na sobie żadnej podziałki, więc nasza „gwiazda” musi ją po prostu przegryzać, hehe. A tak się zdarzyło właśnie wczoraj [bo do dnia wczorajszego miała jeszcze ten Mirtor w dawce 15mg], że najzwyczajniej w świecie, jak ją już „przegryzła”, to pół tej tabletki pozostało już jej w buzi…

Ponieważ są to tabletki, które szybko rozpadają się w ustach, gdzie po prostu samE się w nich rozpuszczają pod wpływem śliny… Zatem stwierdziła, że nie będzie już tu pluła i tym sposobem zasnęła wziąwszy po prostu tą połówkę /i to wcale nie alkoholu, buhaha/ 😜

Moi drodzy, nawet sobie nie wyobrażacie, iloma rzeczami ona chciałaby się tu ponownie z Wami podzielić! Ale ok. to lecimy dalej o tym dniu. Także, jak już odkurzyła i umyła podłogi, to przestało jakoś padać i w tym momencie wybrała się po te składniki do warzywniaka. A dziś nałożyła na siebie tylko sukienkę i sandały! Bo było tak cudownie ciepło jeszcze. Kompletnie nie robiła już nawet żadnego makijażu, myśli sobie: Mam to po prostu gdzieś, ja się sobie podobam taka jaka jestem! Na początku myślała, że przedstawi Wam tylko te sandały i tą sukienkę, którą miała ubraną, tak po prostu stojące/ leżącą. Później jednak zrobiła sobie jeszcze to selfie, buhaha 😜. Także tak właśnie dziś wyglądała kierując się po te swoje zakupy:

I tak, ma tego świadomość, że jej oczy wciąż są zmęczone, ale nie znacie jeszcze całej historii… poza tym zastanawiacie się pewnie, dlaczego zawsze ma tak związane byle jak te swoje włosy w taki kok do góry. Po prostu zawsze tak związuje je sobie w domu, jest jej w ten sposób wygodnie, no a zwłaszcza jak ćwiczy. Jednak, moi drodzy ona w ogóle stwierdza, że przecież w życiu chodzi przede wszystkim o to, aby było wygodnie, prawda?

No ok, ma też tego świadomość, że dobrze byłoby również ładnie wyglądać, dlatego ona właśnie już po zakończeniu tej swojej gimnastyki, spojrzawszy, że te jej włosy jednak nie są tak wcale równo i ładnie związane, jeszcze raz szybciutko wzięła grzebień i rozpuściła te swoje włosy, po czym ponownie nim właśnie je jeszcze raz przeczesała, tak aby nie było już tam żadnych wybrzuszeń, hehe

Poza tym, sobie myśli: przecież do brzydkich kobiet wcale nie należę! W dodatku pięknie się uśmiecham! I tak, słuchajcie… To dziewczę było [i jest nadal!] w tak cudownym nastroju, że jak zaszła już do tego warzywniaka, to mówi tak [promiennie się oczywiście uśmiechając]:

Dzień dobry Panie Piotrze 😊, co dobrego dziś u Pana?

To zależy, gdzie ucho przyłożyć, hehe 😋, odpowiedział, również się uśmiechając.

Mała Mi na to:

No Panie Piotrze, po panu to się całkiem innej odpowiedzi spodziewałam! Pan przecież jest nieustannym optymistą! Oczekiwałam raczej, że usłyszę WSZYSTKO ZNAKOMICIE/ W NAJLEPSZYM PORZĄDKU… czy raczej właśnie coś w ten deseń bardziej 😛

I tak sobie trochę jeszcze pożartowali…, a było naprawdę zabawnie dziś, nasza „gwiazda” tak bardzo to znowu czuła, że rozmowa wygląda całkiem inaczej, jak ta czuje się taka odprężona i rozluźniona. Słuchajcie, bo tego jeszcze również nie wiecie: te dynie, które są w tym warzywniaku dostępne należą do odmiany dyń Hokkaido.

Dynia Hokkaido to bardzo popularna i prosta w przygotowaniu dynia. Ma piękny kolor, super smakuje i nie trzeba jej obierać ze skóry.

Dynia Hohhaido jest dynią niewielką. Jej waga nie przekracza zazwyczaj trzech kilogramów. To jedna z mniejszych spośród około 20 odmian dyń. Szczególnie, gdy dynia olbrzymia potrafi osiągnąć wagę ponad 200 kilogramów. 

Dynia Hokkaido zawiera więcej karotenu niż marchew, dlatego też może się poszczycić bardzo intensywnym, pomarańczowym kolorem skórki i miąższu. Ogonek dyni Hokkaido zawsze też wygląda tak, jak by ktoś wyciągał go do góry. Nigdy nie będzie osadzony w środku jak guzik, co charakteryzuje pozostałe odmiany. Kształt jest dość jednolity, bez wystających wybrzuszeń. Dynia Hokkaido bardzo przypomina mi z wyglądu świeże figi. Jest tylko znacznie od nich większa 🙂

https://aniagotuje.pl/przepis/pieczona-dynia-hokkaido

Zaraz ujrzycie produkty, jakie nasza „gwiazda” zakupiła właśnie do tej zupy/ kremu. Póki co może jeszcze tylko doda to, o czym ponownie zapomniała, a mianowicie zawsze prosi p. Piotra, by zechciał ją przekroić. A słuchajcie ostatnio, jak ją właśnie zakupywała, poprosiła o to samo, a ten do niej, że nie! Niech sobie wybierze w takim razie najmniejszą jakie są. buhaha🤣 Mała Mi na to spokojnie:

Ale Panie Piotrze, ja zakupię JĄ CAŁĄ OCZYWIŚCIE, bo one przecież wcale nie są jakieś duże, TYLKO PROSZĘ, ŻEBY PAN JĄ DLA MNIE PRZEKROIŁ!

Także jak widzicie, czasem tam bywa naprawdę zabawnie, tym razem Mała Mi mówi, że to już wszystko, a wzięła jeszcze 5 sztuk marchwi [cebulę, czosnek i imbir już miała w domu], teraz zakupiła jednak także po 1 sztuce cytryny i jabłko. Gdy p. Piotr zapytał ją, czy to już wszystko. Nasza „gwiazda” odpowiada:

Raczej tak…, no chyba, że dostanę jeszcze u pana Curry 😜

Pan Piotr znowu zaczął żartować, że on jej żadnej kary nie da, buhaha. No chyba, że bardzo chce, to wtedy może coś by wymyślił 😋. No dobrze, bo ponownie mogłaby tu tak opowiadać i opowiadać, hehe :P. W każdym razie jeszcze na samym początku, jak tak zaczęła miło tym pytaniem, to na koniec, jak p. Piotr stwierdził, że on jest właśnie zawsze takim optymistą, to nasza bohaterka na to [oczywiście ze swoim promiennym uśmiechem 😊], że ona uwielbia takich właśnie ludzi! Którzy zawsze, choćby nie wiem co, są tacy pozytywni i uśmiechnięci! No dobrze, to w końcu zamieści tutaj fotki tych składników na tą zupkę/ krem:

Kochani, tak idąc po drodze tam, pomyślała, że pstryknie jeszcze fotkę, jak to zejście na tą dolinkę wygląda, bo pamięta, że jak opowiadała o tej kobiecie, to nie mogła kompletnie odnaleźć żadnego zdjęcia nawet, by Wam pokazać, gdzie ona w ogóle stała 😋. Także, byście mogli sobie tylko przypomnieć, oto ta drużka/ „spiralka”:

Myślę, że tutaj jeszcze tylko dodamy na dzisiaj może, że Małej Mi tak dobrze się spało, bo jeszcze wczoraj odsłuchiwała sobie wieczorem przed spaniem właśnie M.IN. tego: Podróż z Czarodziejami. Medytacja dla dzieci.https://www.youtube.com/watch?v=tBACBhwflCE&t=451s, To nie magia, to nauka. Odblokuj swój potencjał. https://www.youtube.com/watch?v=RVIS18GfqZE. Medytacja koherencji. Uzdrawiająca moc serca i umysłu.https://www.youtube.com/watch?v=xsa9wYXglpo

Ok. to jest chyba odpowiedni moment, aby Mała Mi przyznała do jakiego wniosku doszła. Moi drodzy, ponieważ stwierdziła, że jej mózg przecież wielu rzeczy nie potrafi ogarnąć jeszcze, dlatego postanowiła, że będzie koncentrować się przede wszystkim na tym, co ją jednak wspiera/ wzmacnia i jej pomaga. A KLAUDIA właśnie to robi! Jest jej niesłychanie za to wdzięczna 🧡🍀🌞. Ona po prostu tego teraz potrzebuje. Kogoś, kto ją wesprze [nawet tak choćby zdalnie/ na odległość]. Broń Boże nie potrzeba jej teraz jakichś dodatkowych rzeczy/ filmików, zaburzających jeszcze jej spokój, o który tak „walczyła” i by jednak go osiągnąć musiała się, nie ukrywajmy, dużo napracować!

Dlatego właśnie postanowiła, że przede wszystkim będzie koncentrowała się, odsłuchiwała teraz nagrań właśnie tej Klaudii [UBUNTU] i ma zamiar robić sobie teraz z jej nagrań takie skrupulatne notatki! Musi tu przyznać, że Gracjan opowiada mniej więcej w tych swoich nagraniach o tym samym… jednak dla niej mówi on chyba jednak bardziej skomplikowanie, no w każdym razie kompletnie jej tymi swoimi filmikami nie uspokaja, a tego ona tak bardzo teraz przecież potrzebuje. Po prostu spokoju!

Moi drodzy, jest właśnie godzina 20:05, to teraz jeszcze powinna wziąć swoją rozluźniającą kąpiel. Będziemy ten wpis kochani jeszcze uzupełniać, bo ponownie ma tego taaaak dużo przecież. A ona chce sama tworzyć ten swój świat dalej, dobrze o tym wie, że:

(…)

Moi drodzy, nie mogę tu już po prostu… Tak spoglądam na nią, jaka ona jest smutna i wszystkim zafrapowana, dlatego poprosiłam ją, aby coś powiedziała, stąd moje pytanie:

Dlaczego kochana [prócz Twojego ewidentnego i zrozumiałego na dziś zmęczenia] jesteś jeszcze taka smutna, czym się martwisz? Bo dobrze Ciebie znam i widzę, że to właśnie teraz robisz…

Wciąż bowiem myślę o tym, ile mam tu pozaczynanych tylko rzeczy, do których się jednak jeszcze nie odniosłam… A chyba jeszcze więcej tego w mojej głowie…

No dobrze, to tak, jak stwierdziłyśmy obydwie, może zacznij się po prostu dzielić choćby tymi zdjęciami i tym wszystkim, co sobie potworzyłaś choćby na pulpicie = foldery z poszczególnymi datami tych dni.

Wydaje mi się teraz znacznie ważniejszym jest to, aby napisać to do Gracjana. Chyba m.in. także przez to nie mogłam tak dobrze spać… [dziś wieczorem wezmę zaś już ponownie tą ASHWAGANDHĘ].

Co masz tu konkretnie na myśli?

Że wiesz, przez to, co napisałam, mógł poczuć się taki mało ważny, czy nawet [broń Boże!] nic nie znaczący w moim życiu! To oczywiście NIE JEST PRAWDĄ! Bardzo to widzę i doceniam, jak on również stara mi się pomagać…, choćby w tym ostatnim filmiku: Ten piękny i przerażający prezent, który dostaniesz niedługo od wszechświata. Ponownie wydaje mi się, że on mówi to jakby znowu do mnie, już na początku tego nagrania [0:20], gdy akcentuje to tymi słowami „Ty, Ty” i nawet tak gestykuluje, jakby wskazywał na mnie, buhaha 😋 fajna jestem, co?

A zwłaszcza o tej traumie związanej z poczuciem bezpieczeństwa…[od 2:39] Wiesz po tym właśnie ponownie sądzę, że on mnie jednak „czyta”… Tylko, że ja chyba po pierwsze 1) nie bardzo rozumiem to wszystko, co on mówi, a po drugie i chyba najważniejsze: TO JEST DLA MNIE ZBYT SKOMPLIKOWANE, to, co on tam wyraża i to wcale nie tak, że ja uważam, iż chcę tylko wysłuchiwać tego, co mi dobrze robi, bo przecież wiem, że życie nie jest usłane różami…

Moja droga, bardzo Ciebie proszę, dobrze znasz ograniczenia swojego mózgu/ swojej głowy [po tym wypadku]! Zatem, myślę, że najlepsze, co mogłabyś dla siebie teraz zrobić, to po prostu odpuścić sobie jeszcze jakieś dodatkowe trudności, przecież on nawet sam w tym wspomnianym nagraniu właśnie, mówi…, aż go po prostu zacytuję tutaj:

TY, TY… MOŻESZ OSIĄGNĄĆ BAARDZO DUŻO, MOŻESZ ZBUDOWAĆ SOBIE FAJNE ŻYCIE, OSIĄGNĄĆ SWOJE CELE, ZBUDOWAĆ FAJNĄ ENERGIĘ, BYĆ SPEŁNIONYM DO PEWNEGO STOPNIA, UNIKAJĄC TYCH RZECZY, KTÓRYCH SIĘ NAJBARDZIEJ BOISZ (…) ALE NIE MUSISZ! ZROBISZ TO NA ILE MOŻESZ! ALE NIE MUSISZ CISNĄĆ I ZDERZAĆ SIĘ ZE SWOIMI STRACHAMI I IŚĆ TAM, GDZIE JEST NIEWYGODNIE, ŻEBY OSIĄGNĄĆ TEN CEL. NIE MUSISZ! MOŻESZ OSIĄGNĄĆ BAAARDZO DUŻO, UNIKAJĄC TEGO, CZEGO SIĘ BOISZ, UNIKAJĄC SWOICH TRAUM (…)

Kochana moja, myślę po raz kolejny, że powinnaśi odpuścić sobie słuchanie go, bo szczerze mówiąc nawet dla mnie samej ten jego przekaz jest tutaj „trochę” zbyt trudny… To wyjdzie zdecydowanie Tobie na zdrowie. Przecież nie wiem, czy zauważyłaś, ale on tu sam mówi niejednokrotnie, jakby sam sobie zaprzeczał… Takie ja przynajmniej odnoszę wrażenie… No dobrze, ale nie będę tu niczego oceniać, bo dobrze mnie znasz, że jestem ostatnią osobą, która się na coś takiego mogłaby pokusić!

No słuchaj, a już jak ja słyszę, jak on mówi o tym „prezencie” od Wszechświata i o tym rozciąganiu, to mnie tu po prostu szlag trafia… booooszeee, mam tego najzwyczajniej w świecie DOŚĆ! Nie chcę już tego słuchać! Przecież ja się tu, cholera jasna, niemal każdego dnia muszę się gimnastykować, o coś starać, z czymś zmagać, żeby nie mówić „walczyć”… Kończę to po prostu, bo już poważnie nie mam siły… W tym momencie nie chce mi się już nawet dalej o sobie i moim życiu tu opowiadać… ps. dziękuję Gracjan za Twoje jednak wsparcie i pomoc

Dobrze, kochana, zatem puść to i w ogóle już jego nie słuchaj… Dobrze wiem, ile masz tu własnych problemów, o których wciąż nie chcesz tak wszem i wobec „trąbić”. Wyłącz już ten komputer, bo zrobiłaś dziś ponownie już spacer po dolince. Poczytaj sobie może jeszcze książkę, albo pomedytuj, a może nade wszystko po prostu odpocznij! Bo BARDZO SIĘ TOBIE TO TERAZ NALEŻY. A od jutra, w końcu poniedziałek, zaczynamy dzień z nowymi siłami.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to:
search previous next tag category expand menu location phone mail time cart zoom edit close