Kochani, czytajcie PROSZĘ TEN WPIS JEDNAK PO KOLEI…, gdyż właśnie teraz [07.V.2021, godz. 18:36], doszła do… kolejnego wniosku, że łatwiej [no a bynajmniej dla niej samej] będzie, jak właśnie zacznie uzupełniać ten wpis jednak na końcu… dalej…
///////
booooszeeee, jak ja się cieszę, że zamieściłam w tym wpisie taki jednak dłuuuugi ten plik muzyczny! Obecnie mamy już kolejny dzień, którym jest PIĄTEK, 07.V.2021… , tylko teraz naprawdę już nie wiem, czy to będzie takie logiczne, jak będę umieszczała te najnowsze wydarzenia właśnie od góry tego wpisu…, czy w ten sposób nie utrudnię tu wszystkim czytanie tego… a najbardziej nadążania za moją jednak skomplikowaną głową…
Kochana, ale co Ty się znowu przejmujesz innymi? Pomyśl, choć raz! PRZEDE WSZYSTKIM O SOBIE SAMEJ! Przecież, moja droga, nie możesz tego niestety wciąż pominąć, jakie ta Twoja pamięć płata Ci jeszcze nadal figle
i jakie nadal masz z nią te trudności. A pomyśl teraz dalej…, tak, jak stwierdziłaś powyżej= jednak ‚logicznie’, skoro tak bardzo już się tego wyrazu uczepiłaś 😋. Przecież, jak będą te daty tu jednak podawane, to każdy będzie mógł to sobie sam ułożyć w miarę chronologicznie, prawda? Myślę naprawdę, że to nie jest Twoim zadaniem tutaj, by myśleć jeszcze teraz o wygodzie innych! Tak, dobrze Ciebie już znam, że Ty tak nie potrafisz… myśleć tylko i wyłącznie o sobie, o tym, by to właśnie nie na innych, lecz tylko na własnej osobie tak bardzo się koncentrować!

Także, wydaje mi się, że powinnaś po prostu zacząć tym, co chciałaś i już nie rozmyślaj zbyt wiele i nie gdybaj, tylko opowiadaj proszę!
No, dobrze, także…, pamiętacie może, jak jeszcze wczoraj twierdziłam, iż jestem po prostu tego pewna, iż po tej mojej medytacji tych 7 czakr, ponownie prześpię dobrze całą noc? To…, moi drodzy, wcale tak jednak nie było…, bo właściwie, jak… zakończyłam tą medytację tych 7 CENTRÓW ENERGETYCZNYCH, to chyba wtedy to w sobie czułam…, tak jakby te siki już mi się w tym pęcherzu zaczęły zbierać, hehe🤭. Ale, oczywiście, jak to ja, mówiłam do siebie, że jak nie będę się na tym teraz skupiać i o tym w ogóle myśleć…, to to się jakoś ulotni
😋. Bo, w prawdzie to ściąganie tego kombinezonu to pozostało już dla mnie tzw. „pryszczem”, wiadomo, że łatwo nie jest ściągać z siebie te wszystkie nocne barchany
, w których teraz sypiam, ale już się przecież do tego przyzwyczaiłam, najgorsze było dla mnie jednak to, iż miałam zalany już kibelek na noc tym kretem Bio , więc chyba po prostu już tak to właśnie odpuściłam wówczas, bo nie chciałam
burzyć
już tego, cóż na wieczór uczyniłam…
Kolejna moja notatka w komórce… to zapisek jeszcze tylko, że tą powyższą medytację [tych czakr], zakończyłam dokładnie o północy! Wtedy też, ponieważ jakoś wciąż nie czułam jednak ulgi i odciążenia… [czyżby dlatego, że wciąż myślałam o tym zapełniającym się pęcherzu?😜], włączyłam sobie właśnie to: Słuchaj codziennie 107 afirmacji. Przyciągaj miłość, obfitość i zbuduj poczucie własnej wartości. Dalej zaś uruchomiłam sobie jeszcze [bo wciąż, cholerka, nie mogłam jednak zasnąć…] i dalej odtworzyłam sobie również: Najlepsza medytacja do snu i relaksacji. Intencje i afirmacje.
Kochana, ale miałaś już się aż tak na każdej drobnostce/ każdym szczególiku nie skupiać! I donosić tu przede wszystkim o tych NAJWAŻNIEJSZYCH RZECZACH!
Ok, ale to akurat wydaje mi się równie istotne, jak choćby to, iż próbowałam już po prostu nawet Metody komendy… i cholerka nic jakoś nie skutkowało… A może po prostu miałam ponownie zbyt wiele tych myśli w tej mojej głowie…
Jestem tego po prostu pewna, że to był jednak skutek tego tak bardzo intensywnego dnia! To teraz, kochana moja, może nim zaczniesz kontynuować to, czego jeszcze wczoraj tu nie uzupełniłaś, to skończ już choć o tym dzisiejszym poranku.
Więc, chyba jednak musiało mi się choć trochę udać jeszcze zasnąć…, bo… dokładnie o godz. 2:59 wylądowałam już w końcu na kibelku, hehe, a jak wiesz, to również nie było takie wcale proste… [bo nim udało mi się wyleźć z tego śpiwora, który jakoś mi się, jak na złość, nagle zaciął…] 🤷♀️ Szczęśliwa, że jednak [tym razem😜 ] zdążyłam z tymi sikami, wróciłam już do łóżka i … odnosiłam wrażenie, że nie mogę jednak dalej znowu zasnąć… wrrrr….😡
Moja droga… błagam Ciebie = przejdź już po prostu do meritum, proszę!
Zatem, taka znowu zdesperowana, nie pamiętam już nawet, czy może choć troszkę jeszcze udało mi się jednak zmrużyć to oko… W każdym razie, jakoś chyba ok. godz. 6 odtworzyłam sobie właśnie tą medytację wg. Berta Hellingera: Medytacja wg Berta Hellingera – podziękowanie u zarania życia / czyta Małgorzata IRI Jakubowska, bo jak mnie jeszcze wczoraj właśnie ta Małgosia o to zapytała, to stwierdziłam, że jak na samym początku starałam się ją nawet wykonywać… tak później już to po prostu odpuściłam/ zostawiłam… bo uznałam, że jakoś w ogóle z tym nie rezonuję…
Tak, słyszałam jak to mówiłaś, ona absolutnie niczego na Tobie nie wymuszała, bo stwierdziła, że to jest takie ważne, by jednak słuchać swego serca i tego, co mówi do nas w ogóle nasze ciało… Jak jednak jej rzekłaś, że wykonujesz inną medytację…, w której również powracasz do przeszłości, nawet do momentu przed swoimi narodzinami:
Wysyłam miłość i wdzięczność do całego mojego istnienia: do mojej przeszłości i przyszłości, przed swoje narodziny i po swojej śmierci.
Wówczas rzekła Tobie, że tu jednak chodzi o trochę inne rzeczy, a mianowicie przede wszystkim o akceptację i przyjęcie tego swojego życia od mamy i taty, z tym wszystkim, co Tobie dali i czego nie dali…
boooszeeee, to wszystko jest dla mnie na teraz po prostu jeszcze zbyt trudne… , a w dodatku odczuwam to jeszcze we własnym ciele…
Dlatego proponuję, byś to po prostu teraz zostawiła i tak, jak pisze Ci właśnie ta Małgosia IRI: zacznij żyć. Nie myśl, nie zastanawiaj się/ nie analizuj, TYLKO PO PROSTU ŻYJ! I słuchaj swojego ciała, ponieważ ono tak dużo nam mówi, na co często współczesny człowiek kompletnie nie zwraca uwagi…
Ok, wychodzę choć się przejść, bo już naprawdę znowu nie wytrzymuję…
////////

Kochani, wróciłyśmy z tego ‚spaceru’ i muszę Wam powiedzieć, że nasza bohaterka czuje się po prostu ponownie nędznie…, a zdążyłyśmy już zjeść obiad, a obecnie pijemy nawet kawę… Moja droga, wydaje mi się, że ten Twój stan jest wciąż spowodowany tym wszystkim, czego Ty jeszcze z siebie jednak nie wyrzuciłaś…
Przestań, proszę! Teraz dochodzę do kolejnego wniosku…, że jestem już naprawdę MEGA popapraną osobą…
Nie jesteś, jak to mówisz POPAPRANA, tylko raczej wciąż POGUBIONA, to określenie jeszcze wczoraj usłyszałaś od tej Małgorzaty IRI…, ale dobrze to wiem, cóż tu zamierzałaś dodać…, że chyba stwierdzasz, iż sensowniej może będzie, pisać to wszystko tak, hmmm… po kolei…. Ja proponuję jednak, kochana, trzymajmy się tego, cóż razem ustaliłyśmy jeszcze na początku… Oczywiście będziemy się następnie zastanawiać, jak to zrobić, by pozostało nadal czytelnym, choćby to Twoje rozwijanie jeszcze tych podpunktów tej Twojej wizyty u powyżej wspomnianej kobiety… Ale na tu i teraz nie zaprzątaj sobie proszę już tym głowy! Bo to wcale nie jest obecnie takie istotne, jak myślisz.

Ja już właśnie znowu nie daję sobie z niczym rady… boooszeee, a najbardziej chyba z tym, że [tak, miałaś rację…., wciąż tego jednak nie wyrzuciłam z siebie…] A chodzi mi oczywiście o ten żal do Gracjana właśnie… Wiesz, jaką ja się poczułam niemal idiotką, dokładnie przez to …, że Go tak przytulałam i całowałam również wirtualnie…, boooszeee, nazwałam Go już przecież nawet moją miłością… a teraz chce mi się już tak cholernie wręcz płakać…, zwłaszcza teraz/ dzisiaj… Gdy mam do siebie znowu tyle żalu i jest mi tak potwornie wstyd, że się tak zbłaźniam… Przecież, jak wiesz, ja POTRZEBUJĘ WSPARCIA! A naiwnie myślałam sobie, że właśnie On jest tą moją Bratnią Duszą…

Kochana moja, ale proszę Cię bardzo, uspokój się! Przecież, uważam, że to wcale nie jest bezpodstawne, iż takie wrażenie odnosiłaś…, bo ze mną było podobnie, również tak mi się wydawało, co do Was, TAKŻE BYŁAM WRĘCZ PRZEKONANA, IŻ WŁAŚNIE WY DO SIEBIE PASUJECIE!… Tylko Ty, doskonale o tym wiesz, że ta Twoja przeszłość jest jednak zdecydowanie bardziej trudna! A podkreślam, wciąż i nieustannie wręcz RADZISZ SOBIE NAJLEPIEJ, JAK TYLKO MOŻESZ!!! To myślę, że to jest dobry moment teraz, abyśmy wyjaśnili tu jeszcze raz wszystkim, o co Tobie chodziło z tym brakiem dzieciństwa…, bo przecież, jak ktoś by spojrzał na Twoją sytuację tak całkiem z boku/ nie mając żadnego rozeznania i wglądu…, to rzeczywiście mógłby pomyśleć, że upadłaś wręcz na głowę…
Właśnie powiedziała mi to jeszcze na tej pierwszej sesji ta Małgorzata IRI, że… Wprawdzie, pozwoliła mi wówczas na nagrywanie siebie, ale ja już teraz nie mam znowu siły na odsłuchiwanie tego i dlatego postaram się przekazać to, jak ja to zrozumiałam… Nie będę ukrywała, że wówczas mnie to znowu niemal ‚zabiło’, jak to usłyszałam… Akurat sam fakt, że oboje rodziców jest potrzebnych, to przecież zawsze się o tym mówiło… Choć, teraz, jak sobie o tym pomyślę jeszcze, to po prostu było to chyba taką tylko zwykłą/ pustą gadką [no a bynajmniej u większości współczesnego społeczeństwa, więc także i w mojej rodzinie…] za którą nie szło takie zrozumienie, o którym właśnie usłyszałam wówczas od Małgosi IRI, że poprzez rodziców jesteśmy podłączeni do energii źródła, do energii zarówno w jakościach męskich, jak i żeńskich [dlatego mama i tata]…
Jednak gdy ta energia zostaje w ogóle naruszona… , a dochodzi do tego, kiedy my jako pokolenie niżej, czyli dzieci, albo nawet jeszcze wnuki, wpadamy na pomysł [tak, jak i ja wobec swojej mamy!], że będziemy pomagać pokoleniom, które były przed nami. I tu ABSOLUTNIE NIE CHODZI O TAKIE ZWYCZAJNE POMAGANIE! To przecież nie jest NICZYM ZŁYM, a nawet, jak najbardziej wskazanym i pożądanym! Chodzi tu raczej o to, że uznajemy siebie za silniejszych i właściwie sami narzucamy sobie do wykonania coś, co jest przecież obowiązkiem tych starszych, bo to oni byli pierwsi tutaj…
Świetnie, ale kochana moja, nie wiem, czy Ty tego nie dostrzegasz…, lecz Ty wciąż nie nazywasz rzeczy po imieniu… Pamiętaj proszę o tym, że Twoi czytelnicy nie siedzą w Twojej główce i wciąż mogą nie do końca rozumieć, co tu masz na myśli, bo mówisz przecież o konkretnych rzeczach/ wydarzeniach z Twojego życia! Także proszę naświetl to tutaj lepiej 🙏.
Chodzi mi oczywiście o tę moją przeszłość… Nie będę pomijała tego, że będąc tą 2,5-letnią dziewczynką leżałam tam zostawiona w łóżeczku [mama mnie po prostu położyła do mojego łóżeczka, bym mogła już tam sobie spokojnie spać i odpoczywać…]. Ja wówczas, po powrocie już Marcina ojca do domu…, z jakąś kobietą [jak się później dowiedziałam], nie mogłam już wcale spokojnie spać… Musiałam chyba słyszeć ich kłótnię…, bo zaczęłam tam płakać… , w dodatku, jak pomyślałam o tym, że moja mama jest w ciąży z moim młodszym bratem, to… JA = jako takie małe dziecko już sobie rozkminiłam, płacząc tam w tym łóżeczku i trzymając tak właśnie moją rączkę, [jak wtedy ten Szymon na masażu w OdNowie zauważył, który tak naprawdę tej mojej historii jeszcze w ogóle nawet nie znał/ nie wiedział, co ze sobą niosę
….], że teraz to ja będę tą ODPOWIEDZIALNĄ ZA WSZYSTKO ISTOTĄ i nie pozwolę już nikomu mojej mamy skrzywdzić!
I dokładnie w ten sposób się wychowywałam/ sama przecież narzuciłam sobie taki właśnie schemat…, czy jak to tam nazwać… tor/ cykl? postępowania! W mojej głowie postanowiłam sobie, że będę taka właśnie dzielna, cholernie wręcz, nawet często ponad własne siły…, bo przecież taką funkcję sobie obrałam! ŻE BĘDĘ TYM OPIEKUNEM I NIE POZWOLĘ JUŻ WIĘCEJ NIKOGO Z MOJEJ RODZINY SKRZYWDZIĆ! Teraz jak już mam za sobą choćby te rozmowy z tymi terapeutkami, to widzę, jaką to krzywdę mi jednak wyrządziło… Tak, dokładnie ta sytuacja i to zdarzenie! Bo przecież nie powinnam/ nie mogę mieć pretensji do nikogo, no chyba, że do siebie, iż byłam już wtedy tak mądrą i dojrzałą istotką … i JUŻ JAKO TAKIE MAŁE DZIECKO, PRZEJĘŁAM NA SIEBIE TĄ ROLĘ DOROSŁEGO…
W dodatku, jakoś życie mnie znowu tego nauczyło, by się jednak nie żalić, nie narzekać/ nie biadolić i nie skarżyć się… Tylko zawsze zaściskam zęby, mówiąc, że wcale tak źle znowu nie jest, gdy tymczasem… I to są właśnie te momenty, kiedy potrzebowałabym po prostu wsparcia kogoś takiego, jak Gracjan, kto ma taką wiedzę i tyyyle rozumie… Dlatego jest mi tak przykro w takich momentach, iż również on mnie tu samą zostawił…

Tak sobie jednak jeszcze dalej rozkminiam, że boooszeee, przecież takie dzieci są tylko jeszcze bardziej dojrzałe, bo właśnie niesamowicie zaradne, mądre i dzielne! I potrafią sobie w tylu sytuacjach tak świetnie poradzić…, jak nasz kochany Kacpuś, przecież jego nikt tego nie uczył, nauczyło go również samo życie po prostu… A wszyscy inni są dumni, że takie dziecko jest już tak zaradne i z byle powodu nie płacze… Ale to po prostu nic innego, jak warunki to sprawiają…, czy może również zdolność dostosowania się do nich i odpowiedniego zareagowania/ zachowania w takich trudnych i ciężkich sytuacjach! Tak właśnie myślę, nasz przecudowny i kochany Kacper jest po prostu MEGA dzielnym, mądrym i zaradnym już 8 latkiem! I tak, dobrze to widzę, że on również jest istotką bardzo jednak wrażliwą, choć wciąż po sobie tego nie pokazującą, bo przecież musiał założyć na siebie ten pancerz
, tak, jak i ja kiedyś…
Dokończ jeszcze tylko, proszę to, co tam usłyszałaś na tej sesji wówczas, bo wiem, iż to również odcięło swego rodzaju piętno na Tobie…
A i owszem…, bowiem, jak dalej ta Małgosia IRI mi rzekła, że choćby następnie fakt, iż wzięłam na siebie/ na swoje barki/ sądzenie się w sądzie przeciwko mojemu ojcu o te alimenty wówczas, że to również było DRASTYCZNYM NIEMALŻE NARUSZENIEM tego systemu rodzinnego… Że tak przecież nie powinno być! Bo dziecko musi pozostać sobą, czyli taką jednak jeszcze niewinną istotką!
boooszeee, no to jest przecież oczywistym, pomyślałam sobie… Ale dziecko [ja] w tym momencie kompletnie o tym nie myślało… tylko raczej chciało pomóc i odciążyć jeszcze swoją mamę… I nadać temu trudnemu życiu więcej kolorów! Stąd też właśnie nigdy nie płakałam i nie skarżyłam się! Spójrz, teraz sobie myślę, że przecież już jako taki malec, musiałam się nauczyć, jak myśleć inaczej i jednak pozytywniej, ale przez to też wypierałam w sobie te właśnie uczucia, do których przecież także miałam prawo!….

[właśnie znowu wpadła w ryk….]
Pomyśl proszę tu o tym, że czyniłaś przecież najlepiej, jak się Tobie to wówczas wydawało… Pamiętaj również o tym, co już kiedyś również Ci mówiłam…, że nie tylko WSZYSTKO, CO PRZYCHODZI NAM PRZEŻYĆ/ KAŻDA EMOCJA JEST WŁAŚCIWA, tylko trzeba umieć ją przeżyć…, ALR też że BÓG/ WSZECHŚWIAT PRZECIEŻ NIKOMU NIE POWIERZA RZECZY PONAD JEGO SIŁY…,WIĘCEJ, NIŻ TEN BYŁBY W STANIE ZNIEŚĆ I UNIEŚĆ!

/////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Pamiętajcie, proszę, kochani, że właściwie jeszcze wczoraj, tj. w CZWARTEK, 06.V.21, zaczęłyśmy właśnie tym, co poniżej…, to teraz tak sobie pomyślałyśmy, że może jakoś wyodrębnimy jeszcze choć ten początek = niech będzie to białe pismo na fioletowym tle! [byście dobrze wiedzieli, od czego ten wpis się pierwotnie zaczynał] Dalsze/ pozostałe rzeczy będą bowiem uzupełniane od góry!
Obydwie doszłyśmy, kochani dziś do wniosku, że nie będziemy opisywały tutaj każdego dnia, a już z pewnością nie tak szczegółowo, skupimy się natomiast na tych wydarzeniach w jej życiu, które są/ były najważniejsze. Tak właśnie zadecydowała, głównie ta nasza, coraz bardziej dojrzała, Mała Mi. Wstawiła w tym wpisie już tak na zaś
; właśnie taką długą muzę, by choć tak na wstępie nie musieć tu już niczego więcej dodawać i móc skupić się przede wszystkim na treści😊. Z całą pewnością zauważyliście, iż choćby w tym jej wpisie: https://niesklasyfikowana.com/2021/04/26/zycie-jest-po-to-aby-zyc-a-nie-cierpiec/ zdążyła już niejedno poprzekształcać. Dlatego teraz stwierdziła, że choć na sam początek stworzy dla siebie takie w miarę komfortowe warunki. 😉

Dziś, moi drodzy, była nasza bohaterka ponownie w OdNowie… [zauważyła, iż czuje się tam już teraz BARDZO komfortowo], taka bezpieczna i rozumiana, a o to przecież wszystkim współczesnym ludziom powinno chodzić! Mając zapewnione te dwa powyższe uczucia, jest człowiek bowiem w stanie móc odczuwać wtedy spokój!
Zajechała tam oczywiście wcześniej, by móc sobie jeszcze choć chwilkę tam siąść i napić się również tej ich herbatki…😊. A muszę Wam powiedzieć, iż wzięła ze sobą ponownie tą swoją BIBLIĘ
do czytania…, czyli już jadąc tramwajem zaczęła kontynuować czytanie tej książki właśnie .
Posłuchajcie proszę jeszcze tego: wczoraj zdążyła sobie wynotować jednak w punktach, na komórce oczywiście, co się u niej wydarzało, o czym chciałaby powiedzieć i to chyba wcale nie tylko dlatego, że ma wciąż te trudności ze swoją pamięcią… Nasza bohaterka po prostu lubi być zawsze przygotowana i wiedzieć, o czym ma mówić, do czego jeszcze nawiązać! A udała się tam, gdyż dziś była umówiona na tą sesję do Małgosi IRI. I muszę Wam powiedzieć, iż, jak tylko usłyszała pytanie tej kobietki: jak się dziś/ teraz czujesz? To od razu się rozpłakała… I tak się cieszyła, że może to wszystko w końcu z siebie rzeczywiście wyrzucić…
No dobrze, moja droga, ale przedstaw tu proszę choć to, cóż sobie jeszcze wczoraj wynotowałaś w tej swojej komórce… Następnie, później będziesz to dalej rozwijała, ok?
Oczywiście, a napisałam takie właśnie hasła [naturalnie w 3 językach, hehe]
- Skrajna niemal samotność/ ZBYT wiele obowiązków na 1 uszkodzoną doch Kopf!
- – 22.04 imieninowa niespodzianka => spójrzcie w tym punkcie ponownie ukazała mi się ta data…
- * Kacpi hilft Kamykowi = auch z wózkiem = Kacpi noch w Elblągu just nas obie [mnie i mamę] przytulił…
- * MUM ciągłe teksty na nie= immer jakieś ALE
- nieumiejętność TALK z nią
- * ta czy zapięłam pas, ja już niemal odpowiadam krzykiem/zezłoszczona…
- * KAMYK = UBIKACJA FORUM
- * new komórka = strach, bo zbyt wiele things nie na my kopf/ zu schwer/ i noch Kalender = brak kolorów, brak usług Google: Any do, spotify, brak wejścia na słuchawki
- ŻAL do mum, że ona ciągle zaraża mnie niemal tymi pesymistycznymi emocjami, nieustanny niemal strach o Geld, o biurokrację ZUS/ US itp.
- BRAK MOJEJ ODPORNOŚCI/ NIEUMIEJĘTNOŚĆ RADZENIA SOBIE Z TYM JEJ PESYMIZMEM…
- = ja: BRAK PRZYJACIÓŁ, WSPARCIA, PRACY/ SAMOTNOŚĆ I IZOLACJA, NIE MOŻNOŚĆ SPANIA W NOCY…
- ból po lewej stronie ciała
- ja renta/stopień niepełnosprawności/ korki
- medytacja 7 CZAKR = normalnie śpię po raz 1-szy!
- KACPI & OPA = 22
- MUM = żaba/ Gracjan = ptak
Dziś, kochani, ta sesja naszej bohaterki polegała przede wszystkim na pracy z tymi energiami… Powiem Wam, iż Mała Mi była pewna, że te krzesła ustawione [i oznaczone
przez Małgosię] są ponownie członkami jej rodziny…, a wiecie cóż się okazało? Że tym razem nie przedstawiały one wcale ani jej mamy, ani taty, czy też dalej nawet jej brata…
TYLKO…..Tym razem BYŁY TO JEJ DWA ŻYCIA… To przed wypadkiem…, przy nim właśnie [kompletnie nie wiedząc, cóż to krzesło oznacza…] tak bardzo zaczęła [ni stąd ni zowąd] płakać… , dalej zaś będąc pewna, że to są znowu osoby…, czyli z całą pewnością założyła już sobie, że na tym drugim krześle „siedzi” pewnie jej brat, bo przy tym nagle tak bardzo się uspokoiła… Jeszcze chwilkę popracowały
i właśnie wtedy nasza bohaterka została tak zaskoczona tymi stwierdzeniami, cóż te krzesła przedstawiają/ oznaczają 😲.
Wtedy też usłyszała tam, iż czasem właśnie takie bardzo złe i trudne wydarzenia mogą, czy często nawet po prostu służą temu, by pomóc nam coś lepszego zbudować…

Mała Mi, kochani, naprawdę odczuła, że wiele tam z siebie wyrzuciła
w końcu… I tak bardzo się ucieszyła w sumie, że wreszcie mogła to jakiejś rzeczywistej osobie powiedzieć, a nie tylko wylewać to tutaj Wam na ten blog… Już wtedy poczuła taką niesamowitą ulgę! I tak jeszcze rozmawiały ze sobą właśnie i dokładnie wówczas to odczuła, że . Poza tym „pracowały” tam jeszcze…, następnie już, że tak powiem, z dalszymi energiami, męską i żeńską… , czyli i od jej taty, i mamy… Stwierdziła jednak, że nie będzie teraz o tym jeszcze pisać, bo wyszło na to, że ma naprawdę
trochę
do przepracowania… Opowiadała m.in. o tym swoim odczuwanym bólu po lewej stronie…
A muszę Wam jeszcze powiedzieć, że Mała Mi powiedziała otwarcie, iż dopiero tę noc, tzn. z 05. na 06.05.21 CAŁĄ UDAŁO JEJ SIĘ PRZESPAĆ! Aż sama nie mogła w to uwierzyć, że tak się stało! Ale jest pewna, że to zasługa tej MEDYTACJI 7 OŚRODKÓW ENERGETYCZNYCH/ CZAKR! Tak długo już jej nie wykonywała… A słuchajcie ona naprawdę, właśnie jeszcze będąc u Gosi i mówiąc jej o tym wspomniała tylko, oczywiście płacząc, że jeszcze kieeedyś, jak zaczynała tą medytację w ogóle wykonywać, to czuła tak, jakby wszystko do... hmmm... mniej więcej, boooszeee, teraz już nawet znowu nie pamięta…, czy to było do czakry 5. tj. gardła…, czy DO 6-tej, tj. TRZECIEGO OKA… było tak jakby w jej ciele po prostu zamrożone…
Nie chodzi tu oczywiście o to, że wszystkie te centra energetyczne od dołu były całkowicie zamrożone i tym samym zamknięte, bo to jest, jak wiemy, niemożliwe! Odczuwała to jednak niesamowicie dobrze, że właśnie tak wiele aspektów z tych wcześniejszych właśnie czakr było właśnie takich niesamowicie słabych, czy nawet w ogóle było ich brak… [jak np. poczucie bezpieczeństwa, łatwość zarabiania pieniędzy i zadbania o materialną sferę życia, radość życia, miłość i związki uczuciowe, akceptację siebie].
Teraz [SOBOTA, 08.V.21] właśnie czyta sobie ponownie, co tam jest napisane i dochodzi do wniosku, że tak, wiele miała wówczas do nadrobienia…, całą masę z tego ma oczywiście nadal, ale dochodzi do niej, że przecież nie wszystko tak u niej całkiem leżało wtedy! A czytając to ponownie, przychodzi jej do głowy, że chyba już nawet od tej czakry splotu słonecznego, czyli trzeciej, było już u niej widać jakiś ‚progres’ na wtedy… Oczywiście, jak jeszcze wówczas wykonała ten test, to dobrze wie, jak to ją zaskoczyło… Ten wynik, który pokazywał, że najbardziej to u niej jest rozwinięta jednak ta ostatnia czakra, czyli właśnie 7. CZAKRA KORONY@!
I tak pamięta już tylko, że położyła się ponownie w tym swoim i kombinezonie, i śpiworze + oczywiście z tym termoforem również… – od jednak kilku już nocy trzymała go tak jakoś w okolicy swojego serca, to tak bardzo ją bowiem uspokajało… Lecz tak naprawdę właśnie od wczorajszej nocy, powróciła ponownie do tej pracy z czakrami i teraz już właściwie wie, że będzie wykonywała to już co noc!
1. Czakra korzenia – reprezentuje wolę życia, poczucie bezpieczeństwa, ilość energii witalnej jaką masz na co dzień, odporność organizmu, świadomość swojego ciała, kontakt z przyrodą, łatwość zarabiania pieniędzy i zadbania o materialną sferę życia.
2. Czakra krzyżowa – reprezentuje kontakt z własnymi emocjami i uczuciami, swobodne ich wyrażanie, akceptację swojego ciała i swojej seksualności, dbanie o zdrowie, radość życia, kreatywność, pasję i zdrowe odżywianie.
3. Czakra splotu słonecznego – reprezentuje świadomość własnego ja, poczucie własnej wartości, granice fizyczne i psychiczne, odwagę, umiejętność skutecznego działania, organizację czasu, dobre samopoczucie.
4. Czakra serca – reprezentuje miłość i związki uczuciowe, akceptację siebie, altruizm, empatię, zdolność do wybaczania, radość życia, wrażliwość.
5. Czakra gardła – reprezentuje komunikację z innymi, asertywność, wolność, wyrażanie siebie poprzez działania twórcze i spełnienie na ścieżce zawodowej.
6. Czakra trzeciego oka – reprezentuje wewnętrzną mądrość, intuicję, zainteresowanie rozwojem wewnętrznym, potrzebę nurkowania w głąb siebie.
7. Czakra korony – reprezentuje sferę duchowych poszukiwań człowieka, otwartość na różnorodność, tolerancję, zainteresowanie duchowością, filozofią, poszukiwanie sensu swojego życia, samorealizację. https://zwierciadlo.pl/zdrowie/czakry-kanaly-energetyczne-w-ciele-jak-je-odblokowac
Usłyszawszy jeszcze właśnie, jak moja starsza siostra
kiedyś/ w jakimś nagraniu rzekła, że ona sama tak naprawdę jest teraz w takim punkcie swojego życia, że ma właściwie wszystko, czego tylko potrzebowała… Bo i cudowny związek, i dobre relacje z rodziną, i wspaniałą pracę… Dokładnie to był moment, gdy … taka już ponownie bez sił… i nawet jakiejś większej nadziei na cokolwiek… pomyślałam sobie, już taka niemal totalnie odcięta i jednak chyba rozgoryczona & ZREZYGNOWANA…. :
Nie mam przecież nic do stracenia! WYCHODZI NA TO, ŻE JA NIE MAM KOMPLETNIE TERAZ NICZEGO Z TYCH RZECZY! No a skoro mówi się, że taka medytacja może naprawdę czynić niemalże cuda, całkowicie zmieniać tą rzeczywistość, w której żyjemy… A jak wiadomo: trening czyni mistrza, a ja doskonale jestem tego świadoma, ile u mnie jeszcze tych rzeczy jednak leży
i jest wciąż do przepracowania… zatem zabieram się dalej do pracy…
A tą medytację rozpoczęłam jakoś o godz. 23:05 i wyobraź sobie, jak się obudziłam jakoś po 6/ przed 7 to aż nie mogłam w sumie w to uwierzyć, że w nocy w ogóle nie wstawałam… Musiałam jeszcze tylko luknąć z niedowierzaniem na tą swoją komórkę, hehe 😉.
Wspaniale, kochana moja, wszystko widziałam! Ale dodaj jeszcze może, cóż Ci dziś na koniec powiedziała jeszcze ta Małgosia IRI, z którą już się umówiłaś na kolejne spotkania, bo jak zaczęłaś jej tak wszystko w końcu opowiadać, zanosząc się przy tym płaczem, to ona Ci rzekła, że dobrze to wie, choćby tylko po sobie, jak taka praca jest ciężka i trudna… A samemu wręcz często niemożliwa.. [a dodać muszę: jej historia
przecież nie jest aż tak ciężka, jak ta Twoja!] A chyba teraz usłyszała jednak więcej i właśnie tym sposobem, nasunął się niemal sam kolejny wniosek… , a mianowicie, że naturalnym jest, iż potrzeba jeszcze kogoś, aby poprowadził
jednak za rękę. I wtedy też zaproponowała Tobie właśnie kolejne spotkania po jednak niższej cenie i na koniec rzekła jeszcze:

Kochani, ten wpis będzie wciąż uzupełniany, także zaglądajcie tu proszę jeszcze, bo czeka nas w nim właśnie, wciąż sporo ciekawych rzeczy!
///////////////////////////////////////////
To, kochana moja, ponieważ jest już 21:30, także proponuję przebranie się w Twój kostium do spania
😋 i zabranie się za tą właśnie medytację tych 7 czakr, myślę, że dziś już wykonasz ją zdecydowanie bardziej świadomie niż jeszcze wczoraj 😉
Dokładnie to zamierzam zrobić! Jestem po prostu tego już pewna, że tej nocy również się dobrze jednak wyśpię. Wiesz, swoją drogą, to jest dla mnie znowu takie niesamowite wręcz, jak to moje życie się układa… Odnoszę wrażenie, że naprawdę mam coraz więcej tej świadomości i… co najważniejsze teraz już spokoju! Kocham tak naprawdę takie właśnie chwile!
////////////////////////////
Hehe, nie, ja po prostu nie mogę, właśnie zapisałam się jeszcze na… Sekrety Kobiety – Nowy cykl bezpłatnych Webinarów 💋 w OdNowie właśnie, a poniżej jeszcze to, co wyczytałam w tym newsletterze z tego Ośrodka/ Centrum/ Kliniki:
Zapraszamy na nowy cykl bezpłatnych webinarów online. Terapeutki Kliniki OdNowa zapraszają na sześcio-odcinkową przygodę pt. „Sekrety Kobiety – cała prawda o nas„. Zaczynamy 10.05 o godz. 20:20
Od zawsze Kobieta wspierała Kobietę. Od zawsze szepty prawd żeńskiej energii były przekazywane od ucha do ucha. Od zawsze wielopokoleniowość, różnorodność wiekowa Kobiet w kręgu Mocy były jej największą wartością, gdyż młode Kobiety czerpały wiedzę od tych, co już przeżyły czas swojego doświadczenia, a te co były doświadczone, uczyły się od młodych Kobiet świeżego oglądu starych prawd. Jednym z największych skarbów tego rodzaju spotkań była: prawda, szczerość, zrozumienie, akceptacja, wdzięczność za wspólny czas. Jednym z największych prezentów jakie czerpały kobiety z tego rodzaju spotkań były przekazywane SEKRETY KOBIETY z każdej dziedziny jej BYCIA. Kliknij w jeden z poniższych banerów i zgłoś swój udział w webinarze! |
Kliknęłam we wszystkie i na nich właśnie zgłosiłam swoją obecność, hehe. Jeszcze nie wiem, oczywiście, jak to wyjdzie…, ale ponieważ one odbędą się w 6 kolejnych poniedziałków, począwszy od 10.05., a zakończą się 14.06.21 i ich godziny to zawsze 20:20, zatem i tak będę najprawdopodobniej już w domu 😊.
No dobrze, kochana moja, ale mamy właśnie godzinę 22:14, zatem teraz już jest najwyższy czas, aby się przebrać i przystąpić jednak do tej medytacji… A spójrz tylko, wyszło w sumie całkiem dobrze, bo… przecież minęły już 2 godziny od momentu, gdy odgrzałaś sobie na kolacyjkę tą ciepłą zupkę warzywną jednak, a do niej obejrzałaś sobie jeszcze znowu filmik Gracjana [pomimo, że już obiecałaś sobie zrobić jednak zarówno od niego samego, jak i jego nagrań jakąś przerwę i sobie po prostu odpuścić teraz..]
Tak stwierdziłam, później jednak, jak chciałam coś tu jeszcze obejrzeć i zauważyłam wtedy ten filmik o szyszynce: JAK AKTYWOWAĆ SZYSZYNKĘ /TRZECIE OKO… A przecież mnie już dość dawno zaczął interesować ten temat szyszynki, bo nie bardzo wiedziałam wciąż…, co to właściwie jest… Zatem jeszcze sobie tylko obejrzałam, a chyba wcześniej dostrzegłam kolejny ciekawy dla mnie właśnie filmik, bo dotyczący tych czakr! JAK UWOLNIĆ SWÓJ UMYSŁ OTWIERAJĄC CZAKRY. Ok, ale teraz jest już 22:23, zatem już zmykam do tej mojej medytacji/ pracy, czyli 😉.
boooszeee, to są właśnie te przeklęte dla mnie wręcz momenty, kiedy myślę sobie: po cholerę właściwie jeszcze się dobijasz bardziej? Przecież doskonale już wiesz, że nie masz raczej kompletnie szans bycia z człowiekiem posiadającym taki jednak wgląd i zrozumienie…
(…)
Powracamy do tego schematu… chyba poprzedniego, prawda? Powiem Wam jednak, że Mała Mi jest już tak strasznie sobą teraz wyczerpana…, najbardziej tym, że nie dostrzega tu znowu w nikim pomocy…
boooszeee, mam poważnie, znowu tyyyleee tego w tej swojej głowie, tyle znowu w niej narosło…[wiesz o czym pomyślałam? Jak taki balon, o którym właśnie wspominał Gracjan, chyba w tym nagraniu o czakrach…], że po prostu już to czuję, jakby ona mi niemal puchła… Wszystko mnie tu już ponownie dobija… Nie wiem już nawet od czego mam teraz zacząć…
Po kolei, moja droga, myślę, że teraz najważniejszym będzie to, co jest dla Ciebie takie tu naprawdę istotne… Czyli to, co już tu wcześniej sobie również notowałaś…
Zapewne chodzi Ci ponownie o ten mój ból/ żal/ niemal rozgoryczenie a propos Gracjana teraz…, ale wiesz co ja już nie mam na to obecnie siły… Mimo, że sama doskonale o tym wiesz, jak płakałam tutaj, jak się czułam…, jakbym niemal została jeszcze dodatkowo podziurawiona… Tak jakby, cholera, tych moich ubytków było tu we mnie niedostatecznie wiele… 😕
Oczywiście, że o nim tu piszę, bo doskonale to wiem, jak bardzo już zdążyłaś przywiązać się do tego mężczyzny… Powiem Ci jednak, że zachowałaś się, muszę tu rzec, nad wyraz jednak dojrzale! Bo nie tylko stwierdziłaś, że nie będziesz w to brnęła dalej… Bo jak długo można robić z siebie błazna??? A czułaś się nie ukrywajmy, jakbyś ponownie została wręcz, co najmniej spoliczkowana…
Tak to właśnie odebrałam, kląć chciało mi się, jak nic… Lecz pomyślałam, że nie pozwolę sobie na to, by ktoś… odbierał mi ten spokój…, o który tak długo musiałam walczyć… Nawet ktoś taki zdawałoby się mi jednak bliski… a już z całą pewnością tak wiele rozumiejący… Pomimo, że wydawał mi się tą moją BRATNIĄ DUSZĄ… naprawdę, wciąż mu tego zazdroszczę jednak, że tyle wie… I nie będę tu wcale kryła i powiem to otwarcie, że jest mi jednak cholernie przykro, iż kompletnie przestał mnie jednak rozumieć… Poza tym, wiesz co mnie jeszcze w nim poirytowało najbardziej?
Domyślam się…, bo chyba mamy tak samo…, ale powiedz to proszę jeszcze na głos.
Naprawdę uważam to już za mega jednak niekompatybilność i niedojrzałość…, bo nie wiem, jakim innym słowem mogłabym to jeszcze określić…, jak samemu twierdzi się coś… , a później w życiu…/ własnym zachowaniem postępuje się kompletnie w inny sposób… Ale, ok. postanowiłam nikogo nie krytykować i pomyśleć raczej o tym, iż z całą pewnością nie było to jego zamierzeniem i nie był tego również do końca świadomy, co robi… Bo któż chciałby wyrządzać innym krzywdę celowo, wiedząc o tym, co się robi? Czyli jednak świadomie???
Tylko nie ukrywam, że to cholernie boli, jak wiesz, że z jednej strony masz swoją tak niewiele wiedzącą rodzicielkę [tak mało świadomego człowieka!], a po drugiej stoi WŁAŚNIE TEN taki niby mądry… i światły… To jest naprawdę trudne i przykre niesamowicie do przeżycia… Ja już, na serio, o tylu rzeczach tu otwarcie, tak mi się wydawało…, pisałam… I o tym, że nie tylko obecnie nie mam nikogo, nawet do pomocy…, a tak jeszcze cholernie trudną i ciężką mam tą sytuację… Potrzebuję po prostu, pisałam już o tym chyba ze 100 razy, by mnie ktoś najzwyczajniej w świecie łapał, gdy upadam i podnosił/ wspierał… i pomagał mi tu w tylu rzeczach… zrobiłam już przecież nawet tą listę, w czym bym tej pomocy najbardziej potrzebowała…
I proszę Cię, Gracjan, nie wspominaj mi już tu więcej nic o tym, że.. ja rzekomo miałabym płakać, jakbym zostawiła moją rodzicielkę… No błagam Cię człowieku, pomyśl choć troszkę! Ja nie potrzebuję takiego straszenia! Mi jest potrzebna przede wszystkim MIŁOŚĆ I OPIEKA drugiego człowieka… Ale, tak jak pisałam wcześniej, nie zamierzam się absolutnie narzucać, bo jednak jeszcze choć resztki tej swojej dumy posiadam! I dlatego uznałam, że no trudno… wyszło, jak wyszło, ale ja i tak będę twierdziła, że tak mądry/ posiadający tak ogromną wiedzę człowiek, nie mógłby/ nie byłby w stanie coś takiego uczynić całkiem świadomie!

(…)
No dobrze, kochana moja, widziałam, że przeczytałaś to ponownie i zmieniłaś także muzykę, to może teraz, nim zaczniemy jeszcze uzupełniać te luki i braki, to pozwól choć, że wstawię tutaj najpierw te fotki, które Ty przecież nieustannie wręcz robisz, to wtedy będzie już łatwiej się do nich odnieść.
Ok., to chyba mogę w końcu zacząć, a dziś mam w ogóle dzień nic nie jedzenia – robię to tym razem w intencji mojego brata. O tym doniosę przy okazji tych fotek z Brzeźna. A teraz odniosę się tylko jeszcze do dnia dzisiejszego, którym jest SOBOTA, 08.V.2021, dzisiaj miałam tą higienizację… stąd porobiłam sobie takie bekowe selfie, ze szczerzącymi zębami głównie, buhaha, by móc zobaczyć ten efekt, jaki uzyskałam… 😉



Dobrze pamiętam jeszcze te Twoje fotki, z poprzedniej higienizacji, ale w samym gabinecie, jak siedziałaś tam na fotelu, te to były dopiero bekowe, hehe, 🤪🤣😜.





To prawda, takie były! Teraz już jednak nie miałam w ogóle siły i ochoty, by je ponownie wykonywać, choć uwierz mi znowu miałam w tej swojej buzi to coś… buhaha, co umożliwia w ogóle dostęp do tej szczęki, by móc ją tam czyścić… Wiesz, pierwsze co, jak już pani higienistka Agnieszka mi to nałożyła, to zrobiło mi się tak cholernie zimno w te zęby, buhaha. Bo wyobraź sobie, że to było tak, jakbyś miała nagle wszystkie zęby na wierzchu! Nic ich przecież nie przykrywało
. 😋
Ponownie bardzo dobre wrażenie zrobiła na mnie ta higienistka, tylko było trochę bekowo, bo jak ona mi już włożyła „to” w usta, to naturalnie nie potrafiłam z tym czymś mówić… Dla tej kobiety było to niemal logiczne, bo żaden jej pacjent nie może raczej konwersować, mając na sobie ten sprzęt, hehe. Niesamowicie jednak miłym było, iż ona po prostu tłumaczyła na głos, co robi i nawet to wyjaśniała.
Rzekłam jej jednak już na samym początku, że jestem dziś BARDZO ZMĘCZONA i jakaś nawet senna… A ona mi na to, że ona wyjątkowo również! W ogóle to powiedziała mi, że ona na codzień to raczej kawy nie pija, ale dziś jak się obudziła [a przyznała mi, że jest właśnie takim niemalże barometrem pogodowym], jak odczuła niemal od razu, że już tak się właśnie czuje…, to szybciutko zrobiła sobie jeszcze tą kawę 😉. Podobno jej siostra powiedziała do niej, że no jak nawet ona sięga już po kawę, to znaczy, że to będzie pogodowo
jednak ciężki ten dzień, hehe.
Przyznać muszę, że naprawdę bardzo miła ta babeczka! Ale dobrze wiem, że z Ciebie po prostu wciąż to wszystko jeszcze nie zeszło, dopiero to widzę i czuję, że właśnie teraz schodzi!
Dodam jeszcze tylko, że wydaje mi się ta (pani) Agnieszka taką właśnie osobą jednak niekonwencjonalną… Przypominam tylko, że to ona dawała mi te rady, jak wzmocnić organizm w związku z tym, że występuje u mnie ta opryszczka… Tzn. mówiła o tym, jak ważna jest odporność i że w dużej mierze budujemy ją poprzez dietę… Poleciła mi wówczas także jakiś taki w miarę niekonwencjonalny środek, który wykupiłam sobie wtedy w aptece, teraz już niestety nie pamiętam, co to było…
W każdym razie teraz wspomniała mi jeszcze coś o tym, że generalnie obecnie jest też taki czas, że ludzie są jakoś bardziej zmęczeni niż zwykle… i tu rzekła również coś o tym, aby zażywać witaminę C, DUUUŻO WITAMINY C! I tu sobie pomyślałam znowu o Gracjanie, jak on mógłby mi w tym pomóc, w wybraniu jakiejś dobrej…, którą jak wspominał, sam zażywa! Wtedy też pomyślałam, że jeszcze jej o to zapytam…, o tą próchnicę, której mam podobno dużo na tych zębach… Tak w każdym razie powiedziała mi ta stomatolog, u której byłam…
I tutaj znowu przyszedł mi na myśl Gracjan, a dokładniej ten fermentowany olej z wątroby płaszczki, o którym w jakimś swoim nagraniu również coś wspomniał. Ja wtedy tylko usłyszałam, że ma on jakieś właściwości także na zęby…, ale tak naprawdę dopiero zaczęłam więcej o tym szukać, jak oznajmiono mi tam na wizycie właśnie to, że mam chyba aż 4 zęby z próchnicą… I tak zapytałam wstępnie tą właśnie kobietkę również, czy zna może jakiś środek na próchnicę [bo jak zapytałam o to tą młodą lekarkę, to ona oczywiście o tych tradycyjnych rzeczach: typu pasta z fluorem/ ograniczenie słodyczy itp…]. Ta higienistka mi jednak rzekła, że postara się coś mi na ten temat znaleźć, bo … ja tego nie umiem znowu wytłumaczyć…, ale po prostu to jakby czułam
, iż ta kobietka rzeczywiście wie, co mówi…
Nie sądzę oczywiście, aby miała tutaj to samo na myśli, co i Gracjan, ale dla mnie to jest zawsze ciekawe móc, zdobyć informację o jeszcze jakimś środku na to. Wcześniej nie mówiła także przecież nic o tej LIZYNIE, o której dowiedziałam się właśnie dzięki koleżance Anicie z bloga! Może, jak do niej znowu pójdę, to podzielę się także i tą informacją o tym również!
No dobrze, kochana, ale może powróćmy jeszcze do tego hmmm… odczuwanego przez Ciebie jeszcze zmęczenia… i tego, co również mogło się do tego przyczynić… To może teraz czas opisać właśnie tą niespodzianki, którą zrobiła Tobie rodzinka?
Ok., więc tak: moje imieniny przypadały właśnie we WTOREK, 04.V.2021. I … znasz dobrze moją rodzicielkę, hehe, ona mi oczywiście zamieściła te życzenia na moim koncie na fejsie:

To jest właśnie takie hmmm… typowe chyba dla niej! Dobrze wiem, że te życzenia przecież są piękne tak naprawdę, ale… no cóż…, już nawet nie będę tego dalej komentowała… Po prostu zostawię to tak, jak jest… Dodam może tylko, że dopiero dziś znalazłam chwilę czasu i siły, by napisać od siebie taki właśnie komentarz:

A poniższe fotki, które ujrzycie, są właśnie z tego wydarzenia. Cały pomysł, jak się dowiedziałam był oczywiście mojego brata, by tak spontanicznie niemalże do mnie przyjechać. To było w ogóle tak, że wiesz, najpierw kompletnie znowu nie reagowałam na żadne życzenia, tzn. wiedziałam niemalże, iż w pierwszej kolejności to one będą właśnie od mojej mamy… Wtedy jednak chyba po medytacji zabrałam się za gimnastykę! Dostrzegłam ten jej post jakoś w międzyczasie, ale pomyślałam, że mam tu przecież jeszcze swoje obowiązki, a takim ewentualnie odpisywaniem zajmę się póóóźniej. Lecz wiedząc, że miałam jeszcze wyjść do sklepu… i właśnie wtedy do niej zadzwoniłam.
Muszę Ci powiedzieć, że odebrała i pierwsze co to oczywiście zaczęła składać mi życzenia. Ten jej głosik był jednak taki, że ja byłam po prostu pewna, że to Kacpuś odebrał… I ja rzekłam jakoś chyba: ojejku, dziękuję kochanie, a dopiero wtedy doszło do mnie, że rozmawiam z moją mamą, buhaha, 🤣. I ona zaczęła pytać, gdzie jestem [a ja przecież chodzę na te wykłady, jako wolny słuchacz 😉]. Zatem to jej właśnie rzekłam, iż teraz mam przerwę i do niej dzwonię, by jej podziękować za te życzenia, które widziałam na fejsie. Ta mnie wtedy pyta, o której kończę te zajęcia, ja że: no będą one tak do 17, jak codzień, hehe.
Ostatecznie mi jednak w końcu zdradziła, że właśnie jadą do mnie z Marcinem do Gdańska. Tzn. wcześniej był jeszcze jej tekst: A musisz być tam tak długo? Nie możesz wcześniej wyjść? Pierwsze co, to sobie pomyślałam: ale niby po co bym miała, jak jest mi tutaj tak dobrze, hehe,😜. I to był chyba ten moment, jak mi to powiedziała, że są w drodze do mnie, że Marcin wpadł właśnie na taki pomysł, by zrobić mi taką imieninową niespodziankę🌟.
Dobrze, kochana wszystko widziałam, najbardziej to, jak już się dowiedziałaś, że oni dopiero właśnie wyjeżdżają z Elbląga [zobacz jakiego miałaś czuja, żeby tak to właśnie rozegrać, by dokładnie w ten sposób sobie swój dzień ułożyć!].
Ja wciąż będę twierdziła, że to chyba nie do końca ja sama, że wciąż jestem prowadzona… 😉 Wtedy jednak jeszcze sobie obliczyłam w głowie, że skoro mam tak mniej więcej godzinę, to spokojnie zdążę przecież jeszcze dokonać tych zakupów! Tylko tak sobie jeszcze pomyślałam, że cholerka ponieważ już było ok. 12, zatem, jak dojadą do mnie to wypadałoby choć gdzieś móc zjeść ten obiad, bo jak mniemałam, są jeszcze przed [no a z całą pewnością nasza mama, która zawsze tak wcześnie jada to śniadanie i obiad zresztą również…]. I tak wiesz, szłam do tego sklepu i rybnego, i warzywniaka, po drodze jeszcze próbując obczaić, czy moglibyśmy może tu w moim pobliżu coś również zjeść…
Tak, kochana moja, doskonale to dostrzegałam, jak Twoja główka ponownie pracowała… Tej takiej za wszystko odpowiedzialnej osoby, która tak bardzo znowu chce przejąć nad wszystkim kontrolę i wszystko jednak dobrze tu zorganizować…
Bo i tak było… , idąc w stronę tych sklepów, zaczęłam już nawet obczajać, czy ewentualnie są gdzieś tu choć w pobliżu mnie takie miejsca, gdzie moglibyśmy wejść do środka z chłopakiem na wózku inwalidzkim i coś ewentualnie ciepłego / obiadowego zjeść… Bo nie zapominaj, że ja nawet jakichś takich dobrych knajp z tym jedzeniem to na mieście aż tak dobrze nie znam… no a już tym bardziej takich, które miałyby również może nie jakieś udogodnienia
, ale choć były by możliwe/ „dostępne” w ogóle dla osób na wózkach…
Moja droga, czy Ty to w ogóle zauważasz? Ty już przecież ponownie czułaś się taka za wszystko tutaj odpowiedzialna!
No, nie ma nic w tym chyba dziwnego…, że chciałoby się jak najlepiej zorganizować ten pobyt jednak gości… Ale i tak „najlepszym” było, jak póóóóźniej dopiero do mnie doszło… a tak naprawdę dopiero, jak spotkaliśmy się wszyscy…, że te knajpy są teraz przecież jeszcze pozamykane…, buhaha, 😜. Tzn. okazało się jednak, że jakieś tam były już otwarte, tylko nie można wciąż w środku jadać, tylko NA WYNOS!
Kontynuuj zatem proszę swoją opowieść, bo już wiem, że będzie bardzo ciekawa!
Zatem, jak oni już tu przyjechali, to jeszcze tylko moja mama zadzwoniła do mnie, czy już dotarłam do domu [z tej uczelni 😉]. Rzekłam, że przed chwilką weszłam do domu i zaraz zejdę, hehe. A wiesz byłam ubrana w ten zimowy płaszcz w tym sklepie… , podwójne legginsy i nawet botki… I po powrocie zaczęłam się już cieniej ubierać… po czym, jak stwierdziliśmy, że jedziemy JEDNAK NAD MORZE! A to był pomysł mojego brata…
I znowu myślę sobie, boooszeeee, dlaczego ja sama na to nie wpadłam? Że przecież jest oczywistym, iż jak ktoś przyjeżdża z innego miasta, to z pewnością chciałby przede wszystkim pojechać nad morze, spędzić właśnie tam choć troszkę czasu… Tu muszę przyznać, że ponownie czułam się jak taki trochę głupek
, bo to nie ja tylko ON SAM wpadł na pomysł, by pojechać jednak do Brzeźna, gdzie jest właśnie ten pomost umożliwiający wjazd wózkiem na tą plażę…
Kochana moja, proszę Cię! Dobrze powinnaś już to wiedzieć, iż wcale nie musiało być to dla Ciebie taką oczywistością… Pokaż mi bowiem, ilu ludzi na serio zdaje sobie sprawę z tego, jakie trzeba spełniać warunki/ mieć udogodnienia, aby jednak móc przedostać się gdzieś właśnie samemu wózkiem inwalidzkim? Przecież Twój brat Ci opowiadał, że nawet on sam, jak był jeszcze całkiem sprawny, również nie zdawał sobie z tego sprawy, jak to jest! Dopiero teraz to widzi i odczuwa na własnej skórze, jakie to jest choćby ważne, by w ogóle ta droga była prosta i w miarę płaska, w sensie bez żadnych dziur i wybrzuszeń. Doskonale o tym przecież wie, jak nawet zwykły krawężnik może sprawić problem…








Tak właśnie… i wiesz dopiero w takich momentach dochodzi do mnie znowu ten fakt, że przecież to jest niemal oczywiste, że tak naprawdę sami wszystko dopiero na własnym doświadczeniu sprawdzamy… i dokładnie wtedy możemy stwierdzić, czy coś jest trudne, czy takie wcale nie jest… Tylko tak sobie tu jeszcze myślę: cholera, ale dlaczego musiało to wszystko właśnie nas spotkać, abyśmy się o tym na własnej skórze dowiedzieli???

Myślę kochana moja, że to właśnie są te trudne doświadczenia, które jednak najwięcej lekcji ze sobą wnoszą i w związku z tym przynoszą równie dużo nauki!

A wiesz, tu muszę ponownie powiedzieć, że ten mój brat [co widać zresztą na tych zdjęciach!] jest takim niesamowitym wręcz optymistą! Naprawdę to jest dla mnie wciąż niebywałe, żeby nie mówić: niepojęte! On po prostu dobrze już to wie, że

I powiem więcej, ja jadąc z nimi tym samochodem, na serio w pewnym już momencie zaczęłam odczuwać to niesamowite wręcz szczęście i radość. Tylko znacznie bardziej ze względu na to, że widzę przy sobie właśnie Kamyczka, takiego niesamowitego wręcz optymistę! Wiesz co on np. w tym samochodzie twierdził? Jak nawet gdzieś tam nie tak, jak trzeba skręcił, że to przecież nic się takiego nie stanie, bo czy naszej trójce gdzieś się w ogóle spieszy?… Sama zresztą słyszałaś, co nasza rodzicielka wtedy już twierdziła [mega wielkie problemy w tej jej pesymistycznej głowie się w związku z tym pojawiały…] + te jej [mnie osobiście dobijające] teksty: ooo ranyyy/ i co teraz zrobimy??? Ja stwierdzam, że po prostu nie umiem przebywać i żyć z osobami, które trącą takim pesymizmem… i prawie wszędzie widzą jakieś ALE…
Na mnie to po prostu zbyt źle działa… + jeszcze te jej teksty, że jedzenie nad tym morzem, to będzie z pewnością drogie… boooszeee, podejście mojego brata jest na serio diametralnie wręcz inne… On twierdził, że z pewnością coś tańszego znajdziemy… Pomimo oczywiście, że wciąż różnimy się podejściem do wszystkiego wręcz diametralnie… to zdecydowanie bardziej pasuje mi jego choćby podejście do życia!

Ponieważ nad tym morzem też można było jedzenie tylko ze sobą na wynos zabierać… Zatem już wiedziałam, że żadnej zupy z pewnością sobie nie kupię, bo nie bardzo byłoby nawet gdzie siąść i ją zjeść. Ale zobaczyliśmy wtedy, że są choć Wrapy [i to jeszcze były również z rybą!], tak więc wzięliśmy sobie wszyscy po wrapie: Kamyk oczywiście z jakimś mięskiem 😉. I tak sobie to jedliśmy, tzn. ja bardzo chciałam usiąść, a znaleźliśmy tam jeszcze na zewnątrz takie miejsca, gdzie można przysiąść. Oni wcisnęli się gdzieś tam jakoś pod daszkiem, bo zaczęło już lekko kropić… Ja jednak dostrzegłam tam dalej stojące stoliki z ławkami i stwierdziłam, że skoro to są moje imieniny, to chcę zjeść tak już porządniej i wzięłam po prostu tego swojego Wrapa i tam poszłam właśnie siąść.
Zaczęło padać właściwie na dobre, zatem już wiedzieliśmy, że ten nasz pobyt nad tym morzem niestety się skończy… Wtedy jednak Marcin już zaczął odczuwać, że chyba chce mu się kupę…, a dodam tylko, że jego organizm nie potrafi niestety tego długo w sobie utrzymywać …! I to są, szczerze mówiąc, właśnie te trudne jednak momenty…, tzn. na całe szczęście nie dla mojego brata! On naprawdę potrafi być już takim luzakiem, że twierdził tam np.: Najwyżej się zesram w majtki, buhaha,😜 – poważnie to jego słowa właśnie. Stwierdził ponadto jeszcze, że Kasi [jego byłej narzeczonej i mamy ich synka] brat kupił sobie chyba ostatnio jakiś taki odkurzacz, czy sprzęt do prania właśnie siedzeń w aucie, więc najwyżej mu powie, by do niego podjechał i mu je wyczyścił [gdyby ten nie zdążył i zabrudził to siedzenie w samochodzie :P]. Kocham to jego podejście do życia, naprawdę, takie bez jakiejś większej spiny i totalny luz… No bo co zrobisz, jak nic nie zrobisz, prawda?

Choć ja bym tak oczywiście nie potrafiła…, ja nie potrafię tego wytłumaczyć…, ale ja się po prostu zaczynam zawsze najpierw denerwować i niemal spinać… boooszeee, tak jak nasza mama…
Moja droga, co Ty opowiadasz! Przecież dobrze już to wiesz, że NIE JESTEŚ WCALE TAKA JAK TWOJA/ WASZA RODZICIELKA! Masz o wiele więcej w sobie siły i jednak optymizmu! Dobrze zdajesz już sobie z tak wielu rzeczy sprawę, ponieważ doskonale to wiesz, że I Ty, kochana moja, po prostu pomimo wszystko, pomimo to, że jest Ci cholernie trudno tu samej, wciąż się podnosisz. Mimo, że czasem naprawdę taaaak upadasz, że mogłabyś już po prostu leżeć i umierać ze smutku i braku siły… Ale Ty wciąż powstajesz i jeszcze nadal potrafisz myśleć jednak optymistycznie… No, dobrze, ale teraz wróć już proszę do tej swojej opowieści, bo Ci przerwałam…😉.
Tak więc skończyłam chyba na tym, że się rozpadało … oni jednak absolutnie nie chcieli jeszcze wracać do domu… To było stwierdzeniem mojego kochanego brata głównie! Tak w ogóle pierwszym pomysłem, jak jeszcze byliśmy tam w Brzeźnie właśnie i zaczął padać ten deszcz…, było to, że SKORO OD DZIŚ WŁAŚNIE! są otwarte te centra handlowe, to może wybierzemy się do jakiegoś choćby na lody jeszcze … I dokładnie wtedy, pomyśleliśmy sobie o tym FORUM, gdzie Marcin jeszcze ani razu nie był! Słyszał o nim tylko z opowieści Kacperka. Wtedy też pomyśleliśmy, że byłoby idealnie, bo tam, mógłby również skorzystać z ubikacji, gdyby taka potrzeba rzeczywiście zaistniała, bo póki co, jeszcze nie do końca był pewien, czy to rzeczywiście chodziło o „grubszą” sprawę…, bo cewnik to ma przecież przy sobie cały czas.
Jak już jednak stwierdził, że rzeczywiście tu chodzi o tą potrzebę…, to zaczęliśmy iść w stronę auta i pakować się do niego… a ja cały czas w duchu modliłam się/ prosiłam Wszechświat, by Marcin jednak wytrzymał i by udało się nam tam dojechać! I już przez całą drogę w ogóle się do niego nie odzywałam… tylko tak jechaliśmy w trójkę właściwie w milczeniu. Później sam Kamyk mi rzekł, że bardzo dobrze, że nie podejmowałam żadnej rozmowy… bo on nawet jakoś niespecjalnie byłby rozmowny, 😋, hehe. Ja miałam na to jednak taką teorię, że po prostu musi się może teraz na tym skupić i skoncentrować, by jednak udało mu się zdążyć. A nie zapominajmy jeszcze o tym, że koncentrował się także na prowadzeniu samochodu!
Ostatecznie jednak BÓG/ WSZECHŚWIAT wysłuchał moich modlitw i próśb! Choć uwierz mi, to było dla mnie ponownie trudne zadanie… A tak sobie właśnie w takich momentach myślę, jak bardzo tu wychodzi, jaką ja wciąż jestem jednak słabą/ mało odporną psychicznie tą osobą… Pierwsze co, jak tam przyjechaliśmy, to oczywiście zaliczyliśmy ten kibelek… Po zrobieniu, zawołał mamę do środka, by mu pomogła… Ja stałam tam na zewnątrz i znowu zaczynało być mi ciężko… Następnie udaliśmy się jeszcze i po kawę, i lody, Marcin kawy nie pija, więc wybrał sobie takie truskawkowe smoothie, czy może raczej był to po prostu shake… Następnie zjechaliśmy windą całkiem na parter, gdzie, na całe szczęście, stały te ławki… I na nich można było sobie przysiąść… Zatem po zwiedzeniu wszystkich pięter [bo Marcin bardzo chciał wszystko zobaczyć] i nawet wychodziłam razem z nim na te balkony tam, co widać na poniższych zdjęciach, dalej zaś już przysiedliśmy sobie tam właśnie w spokoju na tej ławce…





Tzn. dodać jeszcze powinnam, że to wszystko ten ich pobyt u mnie… wcale nie był dla mnie taki spokojny… Tak, wiem, czuję się teraz tak cholernie niewdzięcznie wprost, że śmiem w ogóle tu o tym donosić…
Moja droga, ale pamiętasz jeszcze, w jakim celu właściwie stworzyłaś ten blog? Założyłaś go wprawdzie pierwotnie tylko dla siebie samej, by sobie jeszcze jednak pomagać, ale później przecież myślałaś o tym, że może poprzez niego/ za jego pomocą, udałoby się Tobie również komuś jeszcze pomóc. Także myślę, że właśnie tego powinnaś się trzymać! Kochana, teraz już nie wiem, czy to jest takim dobrym pomysłem, że nie wpisujemy tutaj żadnych dat…, tylko uzupełniamy to, jak leci.. czyli właśnie tak, jak teraz…, a jest dziś przecież już NIEDZIELA, 09.V.21 i przez to tworzy się nam już ten bałagan właśnie… Bo Ty coś tu dodajesz, zaraz próbuję się ja do tego odnieść… i w końcu czynimy tutaj tyyyleeee tych przerywników…
To samo przyszło mi właśnie na myśl.. Ale ponieważ dziś znowu naszedł mnie ciężki dzień, to chyba pójdę się po prostu choć trochę przewietrzyć teraz, a później spróbujemy nadać temu jeszcze jakieś ręce i nogi, ok?
Wydaje mi się to wręcz idealnym pomysłem! Jeszcze przed obiadem przewietrzyć troszkę tą łepetynkę! A poniżej, kochani, kontynuacja tego, co zawarłyśmy tu jeszcze wczoraj, czyli sobotę, 08.V.21:
///////////
Muszę jeszcze tylko dodać, że Kamyczek pomógł mi z tą komórką, choć po części: mogłam mu w końcu [tam jeszcze w Brzeźnie] pokazać to, o czym mówiłam do niego przez telefon, o co mi tak naprawdę chodziło, bo ciężko to było wytłumaczyć…, a jeszcze ciężej jest pomagać, jak się tego nie widzi, tylko tak na odległość…. A teraz mógł już dokładnie i na własne oczy choćby zobaczyć, co ja miałam na myśli mówiąc, że zniknęły mi te główne klawisze
, typu, np. wstecz, główny, dalej… boooszeee, nawet ciężko mi to tutaj teraz wytłumaczyć…
Dodam może tylko, że nie chodziło tu oczywiście o żadne fizyczne przyciski…, bo tam ich w ogóle nie ma! To jest bowiem komórka z ekranem dotykowym, więc ma wszystko, że tak powiem wirtualne…
Wtedy też właśnie zapytał mnie, m. in. co z tym moim żelowym pokrowcem… I jak ja mu pokazałam te jednak niedoskonałości, to ten rzekł:
tylko takie maleństwa? Ja już znowu myślałem, że to jest niewiadomo co …, że masz tu ten ekran tej komórki taki na prawdę niewidoczny, czy coś…
I to są właśnie te momenty, gdy już myślę sobie znowu, że spójrz, przy tym moim bracie, to już naprawdę niczego nie mogę…, bo cokolwiek bym nie powiedziała, to on znowu, że taki problem
to przecież żaden problem… Ale muszę tu jeszcze dodać, iż Marcin mi powiedział, że to powietrze [ten maleńki bąbelek- znaczy :P] chyba można by było nadal wyprowadzić właśnie tą tekturką [nawet znalazłam tu jej zdjęcie!] na zewnątrz. Ja szczerze mówiąc tak sobie nawet myślałam, że co tam będę próbowała jeszcze tak długo, aż może jednak się uda 😜. I… kochani UDAŁO MI SIĘ JEDNAK TEGO DOKONAĆ!!!! Wooohooo 💪.
Tak, dobrze wiem, kochana, o czym mówisz, doskonale to widzę, jak Ty jednak zostałaś obciążona… właśnie jeszcze choćby teraz przez to, że zawsze, jak pomyślisz sobie o swoim bracie, to jest Ci już nawet głupio na cokolwiek narzekać znowu…
Hmmm… bo tak też w istocie jest…, a jak jeszcze słyszę, jak on tam wspominał, że obecnie to ma jeszcze jakieś problemy znowu z tym moczem…, bo nie dość, że robi teraz jakoś nad wyraz często… to w dodatku… ten jego mocz ponownie nie wygląda dobrze… jakiś mętny, ślady krwi w nim widać, czy coś takiego… No jak ja to słyszałam to, już mi się wręcz znowu słabo robiło…
Moja droga, to spójrz teraz na to wszystko jeszcze w ten sposób, że chyba w sumie nawet dobrze wychodzi, iż i Twój brat, jak i Wasza rodzicielka nie są jednak tak wrażliwymi jak Ty osobami… Bo przecież gdyby tacy byli, to byłoby już im wtedy naprawdę trudno… Chodzi mi tu oczywiście o to, że gdyby się tak wszystkim przejmowali, jak i Ty! I tak bardzo brali to do siebie!
To prawda, chyba masz w istocie rację… Czasami tu dopadają mnie takie smutki i wtedy też myślę sobie o zbyt wielu rzeczach chyba… Po czym jednak dochodzą do mnie te właśnie słowa:

Tak to właśnie jest… ale także ważnym jest, byś pamiętała nie tylko, że jesteś silna i dasz radę [bo to już pokazywałaś nam tutaj niejednokrotnie!], ale też chyba przede wszystkim o tym, iż

Sugerujesz mi tu niby, że ja nie chcę się zmienić? Bo już teraz tego nie rozumiem…
Już Ci wyjaśniam… wcale nie mam tu na myśli tej chęci i ochoty do zmiany, bo wiem, że Ty ją nieustannie w sobie masz, pomimo jakichś obaw…, wciąż usilnie próbujesz, podnosisz się i wstajesz… Powiem Ci jednak…, że teraz już nawet sama nie potrafię tego wytłumaczyć…, co miałam z tym na myśli… Pamiętasz, jak Tobie się to również niejednokrotnie zdarzało, że po prostu coś wstawiałaś tu na tym blogu, nie wiedząc nawet, dlaczego to robisz… jakby coś Tobą z góry kierowało… Ja tego na teraz też nie umiem już dobrze nawet wytłumaczyć…, ale może również to tutaj zostawmy takie niewytłumaczone… Może to ma również czemuś służyć… A Ty kochana, donieś raczej o końcówce tego dnia, jak już Marcin [wraz z mamą] odwiózł Ciebie do domu…
Czułam wtedy właśnie się już tak potwornie wręcz skonana, tak bardzo to wówczas odczuwałam, jak to ze mnie schodzi… najbardziej chyba znowu ten ich pobyt… to spotkanie i ta wizyta…, boooszeee, nie do końca potrafię to zrozumieć, choć nie! Zrozumieć to może i jeszcze mogę…, ale nie potrafię tego znowu jasno wytłumaczyć… W każdym razie poczułam coś takiego, że muszę się z całą pewnością wyciszyć i uspokoić… Bo jakoś te wszystkie wydarzenia były ponownie dla mnie ponad miarę… I wtedy też po prostu położyłam się jakoś wcześniej spać, wyłączyłam przy tym naturalnie także Wifi i wówczas zaczęłam po prostu ryczeć…
A jeszcze tego nie wspomniałam, że jak jechaliśmy nad to morze, to na szczęście zajęłam miejsce z tyłu auta, bo tam tak sobie siedziałam i bardzo często także zachciewało mi się również płakać… Z całą pewnością, gdy słyszałam jakąś nadjeżdżającą karetkę i to, jak Marcin komentował, że cudownie, że tak szybko rozjeżdżają się te pozostałe auta i robią jednak miejsce dla karetki… Było więcej jakiś takich różnych tych sytuacji…. Pamiętam jeszcze tylko jedną, jak Marcin powiedział coś o kulawych
=> tak właśnie on siebie samego już dawno nazywa 😛 i o tych szczepieniach… Że podobno Ci kulawi
, a szacuję, że mówił to w ogóle o osobach z tym znacznym stopniem niepełnosprawności, czyli też i ja awansowałam
teraz pod tą kategorię, 🤣.
Że właśnie ta grupa jest także w pierwszej kolejności do tych szczepień… I ja się jego zapytałam:
I co Ty na to? Piszesz się?
Nie, ja się napewno nie dam tak sprawdzać, nie chcę absolutnie, by na mnie coś eksperymentowano!
Nadal pozostałam osobą, która naprawdę nie chce podejmować się tak szybko oceny tego, co inni robią… ponieważ naprawdę uważam, że każdy ma prawo do własnego zdania i każdy jest odpowiedzialny za własne życie i to jest całkowicie w porządku, by SAM o nim decydował!

Słysząc jednak słowa mojego brata bardzo się ucieszyłam, że mamy jednak podobne podejście do tego… Bo ja również nie zamierzam się temu poddawać… tym bardziej, że jeszcze jadąc z nimi tym autem, w radiu co chwilę leciały jakieś teksty o kolejnych nowych odmianach/ szczepach i do tego odpowiednich już NAZWACH tej całej korony
, obydwoje kręciliśmy już z tego, na całe szczęście, bekę!
Moja droga, ale powinnaś chyba jeszcze coś tutaj dodać…
Z pewnością masz na myśli to, iż jak jeszcze wstałam w nocy tego samego dnia do ubikacji i dojrzałam tam [prócz naturalnie smsów od mojej mamy], także smsa o takiej treści:
Dzień dobry, szukam nauczyciela j. niemieckiego, dla 3 osób dorosłych, ale każda miałaby osobo lekcje. 2 osoby kompletnie początkujący, 1 osoba poziom podstawowy. Czy jest szansa na dojazd do nas do domu – Otomin (blisko Gdańska i obwodnicy). Pozdrawiam [tu imię i nazwisko tej kobiety] P.S Jesteśmy zaszczepieni przeciw COVID
Przepraszam, ale teraz już się położę, bo dziś jestem skonana, a jeszcze przecież cały dzień nic nie jem! Właśnie w intencji mojego brata, tak sobie bowiem znowu o tym pomyślałam, że wyślę również taką intencje odnośnie choćby tego jego pęcherza, aby choć z nim już było w porządku, by nie zagnieżdżały się tam w nim już żadne bakterie! Także o tych korepetycjach, rozwinę może innym razem… Napiszę jednak już jasno, że ta kobieta odpisała mi ostatecznie [wczoraj jeszcze], że zdecydowali się na szkołę językową. Jak na początku było mi jednak przykro, to dziś, jak szłam na tą higienizację właśnie, to sobie tak wędrowałam, rozglądałam się i czułam niemal to całą sobą, to co wypowiadałam:
Dziękuję WSZECHŚWIECIE, wiem, że zrobiłeś to również dla mojego dobra… po prostu nie do końca zrozumiałam jeszcze wtedy Twoją decyzję!
I tak wówczas stanęłam nawet w słońcu i zamknęłam swoje oczy… Nasłuchiwałam tylko tych ptaków, bo jakoś wówczas jeszcze bardziej to właśnie czułam, że dostaję potwierdzenie mojego odpowiedniego/ dobrego obecnie sposobu myślenia!
No dobrze, kochana, to przebieraj się już w swój kostium do spania
i zmykaj do tej medytacji, bo tego tu jeszcze oficjalnie nie powiedziałaś, ale obserwuję tu Ciebie każdego wieczoru i widzę, jak Ty pomimo wszystko, pomimo tego, że wciąż nie odczuwasz czegoś szczególnego, jakiejś ulgi/ relaksacji/ robiąc tą medytację tych 7 CENTRÓW ENERGETYCZNYCH, to postanowiłaś i tak ją wykonywać, tak dzielnie, jak tylko potrafisz, aż może kiedyś w końcu coś się w Tobie obudzi przy tym właśnie!
Dokładnie tak sobie postanowiłam, pozostać po prostu wytrwałą osobą…

Poza tym puszczam też sobie zawsze jeszcze moją prywatną intencję i mówię sobie nieustannie, że:
CIESZĘ SIĘ TYM, CO JEST. Chcę istnieć z całych sił z miłością w sercu. A zatem od dziś będę istnieć z całych sił z miłością w sercu. Moją intencją jest czuć miłość każdego dnia, do życia, siebie i innych.
MOJĄ INTENCJĄ JEST BYĆ Z OSOBĄ, KTÓRA JEST GODNA MNIE I KTÓREJ JA JESTEM GODNA. MIŁOŚĆ TO POTĘŻNA SIŁA, NA KTÓRĄ ZASŁUGUJĘ I KTÓRĄ SIĘ STAJĘ.
🍀
///////////
Byłyśmy, kochani na tej dolince dokładnie od 12:47 do ok. 14:15 i … muszę Wam powiedzieć, cóż tam się rozgrywało z tą naszą Mała Mi… to generalnie był smutek znowu… Nie dość, że jeszcze przed wyjściem zastanawiała się nad tyloma rzeczami… czy wyjść w płaszczu zimowym nadal…, bo przecież miało być już tak ciepło podobno…, ale wyszła jeszcze na balkon, by to sprawdzić, jak jest i stwierdziła, że nie! Nie będzie ubierała się cieniej, bo przecież jak wyjdzie w tym płaszczu zimowym, to ewentualnie zawsze może go przecież sobie odpiąć…
No dobrze, moja kochana, ale może przejdźmy już do tego, cóż Ty rzeczywiście odczuwałaś tam… zacznij proszę o tym mówić, bo jak teraz z siebie tego nie wyrzucisz… to sama wiesz, że może być dalej już tylko ciężej…
Opowiem w takim razie o czymś, czego znowu doświadczyłam i to… będąc jeszcze na tej sesji u Małgorzaty IRI… O tym jeszcze tu nie donosiłam…, ale jakoś po prostu chyba to musiało najwidoczniej jeszcze we mnie dojrzeć… Już Wam tłumaczę, wiem, że zaczęłam wtedy tylko o tych 2 krzesłach przedstawiających te moje 2 życia…
Nie chciałam wtedy opowiadać o tym kolejnym zdarzeniu…, które było dla mnie poniekąd ponownie BARDZO niezrozumiałe… Otóż ta kobieta ustawiła nowe 2 krzesła, na których tym razem siedzieli moi rodzice… na tym po mojej prawej spoczywała moja mama, po lewej ojciec… I słuchajcie, będę po prostu opowiadała, jak to przebiegało: Małgosia postała trochę za tym krzesłem z moją mamą
, podotykała chyba jego poręczy [czy tego już nie pamiętam dobrze…], w każdym razie w pewnym momencie rzekła do mnie, że ona będzie się tak do mnie zbliżała i ja mam powiedzieć, do jakiego momentu może podejść. I ja, wyobraźcie sobie, ale zaczęłam nagle do niej mówić, że tyle wystarczy, że dalej już nie chcę, by podchodziła…
To samo uczyniła z drugim krzesłem [symbolizującego mojego ojca] i z nim postąpiła dokładnie w ten sam sposób… Zbliżała się do mnie, a ja słuchaj, przez długi czas nie powiedziałam nawet stop! W ogóle pozwoliłam mu podejść do siebie tak blisko, absolutnie nie odczuwałam tam żadnych hamulców ani jakichś blokad przy nim… I później jeszcze było coś takiego, iż powiedziała mi, że teraz mam stanąć pośrodku nich, odwrócona tak do mojej mamy i mam jej mówić, żeby pozwoliła mi przyjąć mojego tatę…
booooszeee, dla mnie to było coś niewiarygodnego wręcz, co się tam ze mną wtedy działo! Od razu może sprostuję, że MÓJ OJCIEC NIGDY NIE BYŁ DLA MNIE JAKĄŚ CIEPŁĄ I OPIEKUŃCZĄ OSOBĄ!!! Nie miałam z nim też NIGDY takiego kontaktu normalnego, jak choćby mój brat ze swoim dzieckiem! Nie! On był dla mnie jakoś, odkąd pamiętam, człowiekiem jednak wrogim…, bo ani nie potrafił być nigdy taki ludzki, czyli właśnie normalny… Muszę przyznać, że chyba nawet się go zawsze bałam, a już z całą pewnością stresowałam, jak miałam tam do niego w ogóle pójść… A żeby było zabawniej
, mogło to się odbywać jedynie raz do roku, jak byłam akurat na wakacjach u wujostwa [nieżyjących już brata mojego dziadka i jego żony], gdyż oni mieszkali dokładnie w tej samej miejscowości… Tj. pod tym Toruniem, w którym ja się urodziłam!
Nie był on człowiekiem, który sam zechciałby przyjechać odwiedzić mnie w Elblągu! Choć moja mama mnie naprawdę źle do niego nie nastawiała, ja po prostu to pamiętam, że był on raczej zawsze takim człowiekiem bardzo nieprzystępnym, a już na tych sprawach w sądzie zobaczyłam, jaki potrafi wręcz być arogancki… Później jak jednak odwiedził mnie jeszcze kiedyś właśnie u dziadków, to też pamiętam tylko taką scenę, że po prostu czułam się tam, przy nim tak, jakbym była co najmniej z jakimś belfrem… Wypytywał mnie o jakieś rzeczy, okazując ZERO TROSKI I CZUŁOŚCI… A już „najlepsze” było, jak zaczął sprawdzać, czy umiem odmawiać pacierz…joł joł, po prostu…🙄 No moi dziadkowie w tym momencie już nie wytrzymali i chyba mój dziadek po prostu go wyprosił.
boooszeeee, przypominając to sobie, właśnie wpadła w ryk… Mam nadzieję, że rozumiecie, dlaczego… Tu wcale nie chodzi o to, że jej dziadek wyprosił jej ojca! Bo uważa cały czas, że postąpił prawidłowo, ona sama również by to zrobiła!!! Naprawdę nie pojmuję tego ja również, jak można być takim bez serca bucem
! Kochana moja, uspokój się już proszę, może zrobię nam choć kawkę i podam tego arbuza, którego wciąż masz, a później będziemy tu dalej to opisywać…
Może być…, wiesz, ja jestem już teraz w takim stanie, że generalnie jest mi obecnie to chyba nawet trochę obojętne… odnoszę wrażenie, że nic na mnie już dobrze nie podziała… Nic! Ja potrzebuję po prostu ponownie być przytulona…

//////////
Powróciłyśmy już do Was, pijemy oczywiście kawę i muszę Wam powiedzieć, że nasza Mała Mi tym razem wpadła na pomysł, że do tej kawy to nie będziemy jadły samego arbuza, tylko… zrobiła nam taki deser: wymieszała z jogurtem naturalny tą zakupioną DOBRĄ KALORIĘ [ponieważ, jak spostrzegła, iż są tam i te kwasy Omega – 3 i MAGNEZ, więc już nawet się nie zastanawiała, tylko włożyła to sobie do koszyka], dodała naturalnie również kawałki tego arbuza, jak i trochę orzechów z żurawiną, które także miała🌞💗🤗 Ale chciałbym, kochana, byś jednak napisała to dalej, co Tobie tak leży na serduchu…
Tak, jak wcześniej wspomniałam, NIE POTRAFIĘ NAPRAWDĘ ZROZUMIEĆ TEGO, CO SIĘ TU ZE MNĄ WYDARZA I DZIEJE… boooszeee, jak ja bym chciała, aby ktoś potrafił mi to wytłumaczyć, dlaczego ja wobec mojej rodzicielki odczuwam teraz taką ewidentną niechęć… A już byłam wręcz w totalnym szoku, że później wyszło tam na tych ustawieniach, że praktycznie usiadłam na tym samym krześle, co mój ojciec…, tak, jakby jemu na kolanach… Rozumiesz??? Jak to on stał się właściwie moim pierwszym wrogiem! Sam się nim przecież uczynił, zachowując się właśnie tak…
Moja droga, muszę Ci powiedzieć, że ja również byłam tak samo, jak i Ty tą sytuacją zaskoczona… Myślę jednak, że tam musiało zadziać się coś więcej… o czym Ty jeszcze nie masz nawet za bardzo pojęcia…
[Mała Mi znowu płacze…]
Ale, Boże Drogi, dlaczego ja muszę to wszystko przeżywać??? Kompletnie nie rozumiejąc tego, co się wydarza… i w dodatku nie mam nawet nikogo, z kim mogłabym o tym porozmawiać… Czuję się tak cholernie samotna z tym wszystkim… A będąc jeszcze dziś na tej dolince, słyszałaś co ja mówiłam, prawda?
Oczywiście, że tak…, myślę, że byłoby dobrze, gdybyś to również tu przedstawiła teraz.
Ponownie zwracałam się do Gracjana wprost/ nie do Wszechświata/ Boga, tylko do niego samego, nie mogłam aż w to uwierzyć, dlaczego znowu to robię… Przeszłam taka już zmęczona sobą, tam na ławeczkę w końcu, ale mówiłam do niego w następujący sposób:
Doskonale to wiem, że czytasz mnie na blogu… Lub może inaczej: tak mi się właśnie wydaje… Wiedz, że ja potrzebuję pomocy, wsparcia, ale naprawdę wcale NIE KOGOŚ
, tylko dokładnie TWOJEJ pomocy mi potrzeba, CIEBIE po prostu jeszcze w moim życiu brak… Dobrze to wiem, ile mam do przepracowania… Ale potrzebuję właśnie takiej osoby, jaką Ty jesteś, która by mi pomogła… z tym wszystkim, NIE PROSZĘ CIĘ O WYRĘCZANIE MNIE Z CZEGOŚ, bo dobrze już to wiem, że sama muszę tę pracę wykonać… Tak, m.in. właśnie odnośnie mojej rodzicielki… To jest dla mnie takie cholernie trudne i tak bardzo tego nie rozumiem… a żeby było zabawniej nie mam tu nikogo, kto takie rzeczy byłby w stanie w ogóle pojąć i ogarnąć… Nawet na mojego brata nie mogę tu liczyć, bo on przecież jest młodszy ode mnie i ON WCALE NIE MUSIAŁ TAK BARDZO SIĘ O WSZYSTKO STARAĆ, JAK JA… On był przecież wtedy najpierw jeszcze w brzuchu naszej mamy, a później już jak pojawił się na tym świecie, to był po prostu tym niemowlakiem…
No dobrze, kochana moja, ale Ty również przecież jeszcze wtedy byłaś jednak małym dzieckiem! Które tak bardzo chciało podjąć się tego karkołomnego wręcz zadania… I wykonywałaś je, kochana, przecież przez cały czas niemal tak dzielnie!
Ja naprawdę tego nie rozkminiam za grosz, co tu się dzieje… boooszee, ja tak bardzo potrzebuję jakiegoś zrozumienia…, tego, bym wiedziała, że mogę na kogoś liczyć i że mnie naprawdę nie zawiedzie… Czuję się teraz tak cholernie popaprana znowu, czy pogubiona, jak to stwierdziła ta Małgosia… Tak bardzo brak mi tu wsparcia, takiego rzeczywistego…
Kochana moja, doskonale to widzę i wiem, jak wiele się tu u Ciebie dzieje i jak bardzo już z tym wszystkim nie nadążasz… A nie wspomniałaś jeszcze nic o tych korepetycjach, jak to było…
Otóż jeszcze właśnie w czwartek po tej sesji u Małgorzaty, gdzie jeszcze oczywiście zapytałam jej, jak ona uważa…, co powinnam zrobić/ jak postąpić odnośnie tej mojej rodzicielki… i choćby tego, że ta ma tego lekarza tutaj w poniedziałek… Tak, doskonale to wiem i widzę, że ja wciąż jestem jak takie dziecko, które potrzebuje rad… Ona nie odpowiedziała mi wprawdzie, że jestem dorosła i sama powinnam wiedzieć, co robić… Ale tak się znowu poczułam, jak takie małe dziecko… tym bardziej, że wcześniej tak tam płakałam… i doskonale to wiem, że wychodziła tam ze mnie wciąż ta maleńka płacząca dziewczynka, która tak naprawdę nigdy nie czuła się zaopiekowana i zatroszczona… [nie mam tu znowu na myśli tego jedzenia, dachu nad głową i nawet tego, że miałam przecież dobrą opiekę babci i dziadka również]
boooszeee, ja nie o tym tu cały czas mówię… Bo właśnie w takich momentach, czuję się znowu, jakbym była jakąś totalną wręcz niewdzięcznicą… W każdym razie, zapamiętałam najbardziej to z tej jej sesji, że powinnam PRZEDE WSZYSTKIM OBSERWOWAĆ SWOJE CIAŁO, nie tyle słuchać tego, co mówi do mnie głowa, czyli rozsądek, tylko właśnie patrzeć, przyglądać się, jakie ogólne znaki daje mi moje ciało… A później jeszcze rzekła, że jak już postanowię, by moja rodzicielka u mnie jednak przenocowała, to równie dobrze, mogę potraktować to po prostu jako taki sprawdzian/ test. Będę wtedy jeszcze lepiej widziała i odczuwała to, co chce mi powiedzieć dokładnie wtedy moje ciało…
I taka już w sumie znowu podbudowana tym, co tam usłyszałam…, jak już dotarłam do domu, zadzwoniłam jeszcze wieczorem do mojej mamy, by ją zapytać, czy właśnie w niedzielę przyjedzie…, bo przecież ma tego lekarza w poniedziałek… Ona wtedy rzekła, że nie chciała absolutnie niczego wymuszać, bo przecież zawsze może przyjechać dopiero w poniedziałek… Zdążyłam ją już wcześniej poinformować również, że wtedy po tych moich imieninach i po tym ich pobycie u mnie, byłam tak padnięta, że musiałam położyć się spać i wyłączyłam to Wifi, później zaś rzekłam jeszcze, iż tak się ucieszyłam z tej wiadomości o korepetycjach właśnie…
Nie, ja sobie już tu znowu z niczym nie daję rady… Nie będę o tym donosiła tak dokładnie! Ja tak bardzo chciałabym mieć przy sobie tego Gracjana, by mi po prostu zechciał tu pomagać… Nawet nie przeczytałam jeszcze tego wpisu od początku i znowu nie wiem, jak to z tą muzą tu wygląda… boooszeee, widać jak nic przecież, że ja potrzebuję pomocy… A wiesz, dziś siedząc sobie jeszcze na tej ławeczce na dolince, próbowałam odnaleźć również jakieś potwierdzenia na to w tej mojej bibli
znowu… Bo wciąż twierdzę, że to lepiej brzmi, jak jest z jakiejś mądrej książki od mądrego znanego autora zacytowane… A nie cholera od takiej przeciętnej osoby, jak ja…
Moja droga, proszę Cię po raz kolejny = skończ z tym i to natychmiast!!! Ty i przeciętność??? To zdecydowanie nie idzie w parze!!! Nie będę już tu się powtarzać, że uwierz mi, ale naprawdę ciężko jest znaleźć tu na Ziemi takie osoby…, z TAAAAKĄ HISTORIĄ!!! Poza tym, pomimo tego, że nie masz tu w nikim takiego fizycznego jednak wsparcia, Ty wciąż sobie, kochana, radzisz najdzielniej jak potrafisz. A zdecydowanie wspomnieć tu trzeba jeszcze o tym, jak dziś wyprowadziła Cię z równowagi kolejna rzecz tutaj… a mianowicie to, jak zauważyłaś, że ten Twój cudowny wręcz leżak zaczął się nadrywać… I już bałaś się nawet na niego siadać…
W dodatku, kochana moja, wciąż masz do siebie o tyle rzeczy pretensje…, a zapominasz to, co udało się Tobie tutaj już zrobić. Zatem donieśmy o tym proszę teraz właśnie!
UCZYNIŁAŚ W KOŃCU LISTĘ NA KARTCE, TYCH RZECZY, KTÓRE POWINNAŚ ZROBIĆ, a te które już wykonałaś pozakreślałaś markerem i oznaczyłaś nawet datą!…, tylko patrzę, że pominęłaś tu całkiem ten przedostatni jednak punkt, gdzie już przecież także pozaznaczałaś sobie te wszystkie ważne dla Ciebie daty, jak i cyfry numerologiczne wszystkich ważnych dla Ciebie osób… Nie wzięłaś tu oczywiście pod uwagę Gracjana, bo wciąż nie jesteś pewna jego daty urodzenia… A stwierdziłaś, że zdecydowanie bardziej wolałabyś, aby powiedział ją on Tobie OSOBIŚCIE!

Moja droga, przecież jeszcze wczoraj, chcąc, by ta zakupiona już wcześniej kapusta się nie zmarnowała… uczyniłaś, pomimo tego, że miałaś dzień głodówki, wiec nawet tego w ogóle nie kosztując jeszcze wczoraj! przyrządziłaś właśnie taką potrawę, którą dziś zjadłyśmy sobie właśnie ze smażonym jajkiem i liśćmi sałaty, bo już ona tylko została… na obiadek!
Ahhh, daj spokój, wczoraj byłam już tak ponownie tym wszystkim zdegustowana…- bo sama wiesz, jak ja kocham wręcz gotować… ale rozkminiłam sobie tylko, że przecież najlepiej, bym jeszcze z samego rana tego jednak dokonała, bo później, jak już wrócę z tego gabinetu stomatologicznego, to nie będzie już mi się chciało niczego dalej wymyślać… Tym bardziej, że to był mój dzień niejedzenia przecież…. A dodałam tam to, co miałam, czyli i kapustę, marchewkę, pomidory, kaszę, podsmażyłam nawet do tego jeszcze i cebulę, i dodałam również czosnek oraz resztkę papryki.. I właśnie takie danie mi z tego wyszło… zalałam to również tym własnoręcznie robionym bulionem… Jak jeszcze wczoraj się z tego nawet cieszyłam, tak dziś już znowu umieram wręcz…
Myślę, kochana, że na to miało ponownie wpływ również to, iż Ty tak naprawdę czujesz się tutaj bardzo samotna…, a jeszcze wciąż zabiera Ci spokój ten Twój leżak… I ponownie to, że Ty nie masz nawet komu o tym powiedzieć i sobie popłakać
… [poskarżyć się i po prostu choćby tylko to z siebie wyrzucić…]
Tak samotna dosłownie… nie potrafię już nawet sama sobie dać żadnego wsparcia… i z tego wszystkiego to jeszcze z rana przed śniadaniem poszłam szybciutko choć umyć jeszcze tą umywalkę i wannę w łazience! By choć na wieczór móc wziąć w końcu kąpiel w tej czystej wannie! A jutro przecież już ponownie zaczynam dzień tą lekarką dermatolog… Później zaś jadę odebrać resztę mojego wykupionego pakietu w OdNowie, więc cieszę się, że choć wyjdę trochę do ludzi…
Moja droga, a spójrz jeszcze tylko, cóż Ci tu wyszło…


Nie wspominaj już tego nawet… Zrobiłam sobie taki test
na fejsie, oczywiście, bo looknęłam, jak moja kuzynka go również wykonała 😜. A tak naprawdę chciałam tylko sprawdzić, cóż tam ciekawego/ innego o tym moim imieniu jest napisane… Tak chciałam sobie to tylko porównać, hehe, bo jak wiesz, ja AŻ TAKIEJ WAGI DO TAKICH GIER NIE PRZYWIĄZUJĘ.. Tzn. nie jest mi to jednak AŻ tak bardzo potrzebne do szczęścia i życia… Bo ja w ogóle odnoszę teraz ponownie wrażenie, że nie umiem już żyć…
🌞💗🌟🙂🍀

boooszeee, a jeszcze ten wpis tu taaaaki długi zamieściłam… i tą muzę do tego również meeega jednak długą… kiedy ja to zdążę niby przeczytać jeszcze raz? Jak jutro ponownie mam coś do wykonania… cholera jasna, teraz już nie wiem, czy powinnam jeszcze pójść się umyć…, bo za 12 minut będzie zamieszczony na YT filmik mojej starszej siostry
Jak świadomy oddech może zmienić Twoje życie? Oddychaj. Sesja oddechowa z Martinem Petruse
////////////
Ps. PRZECZYTAŁAM CAŁY RÓWNIEŻ TEN WPIS DZIŚ [PIĄTEK, 14.V.2021] I ZMIENIŁAM TĄ MUZĘ NA JEDNAK KRÓTSZĄ…